Reklama

Każdy chce dla swojej pociechy jak najlepiej, jednak od jakiegoś czasu można mieć wrażenie, że korzystając z państwowych placówek, rodzice mają niewielki wpływ na to, co się dzieje dzieckiem. Już w ubiegłym roku było nieciekawie. Problemy organizacyjne tłumaczono zmianami. Od dnia 1 września 2017 r. wszystkie chętne dzieci 3-letnie mają zapewnione miejsce realizacji wychowania przedszkolnego, w ubiegłym roku także cofnięto obowiązek szkolny dla 6-latków. Zbyt dużo dzieci, byt mało przestrzeni, chaos gotowy. I choć w tym roku miało być lepiej, to wyszło, jak zwykle...

Reklama

Najpierw wyścig podczas rekrutacji, zbieranie punktów i kombinowanie, by dostać się do najbliższego przedszkola. Niby jest z gwarancją, że dziecko się gdzieś dostaje, ale to "gdzieś" niejednokrotnie rozczarowuje, np. córka koleżanki dostała się do placówki oddalonej o 5 kilometrów od domu. Ponieważ ma dwójkę małych dzieci, w zasadzie tylko samochód wchodzi w grę, bo dojazdu bezpośredniego komunikacją miejską nie ma.
Gdyby tego było mało, to w tym roku tysiące rodziców usłyszało, że ich pociechy trafią do szkół, bo nie ma wystarczającej ilości miejsc w przedszkolach. Przedszkola zazwyczaj są mniejsze, niższe i bardzo przytulne, a układ budynku nie przytłacza. Szkoły to zazwyczaj ogromne gmachy. Rodzice obawiają się przede wszystkim, czy placówki te zostaną odpowiednio przystosowane, a także czy ich maluszki będą oddzielone od starszych dzieci. Wszystkie gminy zapewniały, że szkoły i przedszkola zostaną przygotowane pod najmniejsze dzieci na czas. Teraz okazuje się, że te miejsca jednak nie są gotowe.

Remonty trwają

Obiekty miał być gotowe na przyjęcie najmłodszych wraz z początkiem nowego roku szkolnego. Tak się jednak nie stało. W niektórych placówkach rozpoczęcie roku jest przesunięte zaledwie o kilka-kilkanaście dni, ale są miejsca, gdzie remonty potrwają nawet kilka miesięcy. Co z dziećmi? Przedszkolaki na czas remontu zostały przeniesione do placówek zastępczych. Tak jest w przedszkolu mojej córki. Dzieci zajęły salę gimnastyczną, a z toalety korzystają w innych salach. Do docelowego miejsca trafią w listopadzie. Nie jest to odosobniony przypadek. Podobnie jest w Pabianicach, Słupsku, Zambrowie czy Rudnikach. Dzieci zostały umieszczone w pobliskich podstawówkach, zostały "upchnięte" na szerokich korytarzach przedszkoli, a nawet trafiły do liceów. I choć wszyscy zapewniają, że mają na względzie dobro dzieci, to właśnie chyba o tych maluchach zapomniano.

Czy ktoś pomyślał o dzieciach?

Wiele z dzieci, które dziś poszły do przedszkola, bardzo ciężko przejdzie okres adaptacji. Rozłąka z mamą i nowe miejsce, a także samodzielność to dużo wyzwań. Gdy już wiele z tych maluchów przyzwyczai się do kolegów, pani i nowego budynku, to za kilka tygodni czekają ich zmiany i nowy stres. Wygląda na to, że dorośli podejmujący beztrosko takie decyzje zapomnieli, że dla tych delikatnych istot i ich psychiki to ogromna zmiana. Dzieci nie można tak sobie"przerzucać"! Pozostaje tylko liczyć, że dorośli - zarówno rodzice, jak i wychowawcy, przygotują dzieci na nadchodzące zmiany, by byłą to ciekawą przygodą, a nie traumatycznym przeżyciem. A jak jest w waszych miejscowościach? Czy wasze dzieci trafiły już do ostatecznych placówek? Jesteście zadowolone? Koniecznie napiszcie w komentarzach.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama