Reklama

Specjalne seansy filmowe, przedstawienia muzyczne, cyrkowe, warsztaty rysunku, malarstwa, lepienia z gliny – to tylko kilka imprez kulturalnych zorganizowanych dla najmłodszych z okazji Dnia Dziecka. I jak co roku cieszyły się one szalonym powodzeniem wśród dorosłych i ich pociech. Bo choć jeszcze parę lat temu miejsce matki z dzieckiem było w kulturalnie prowadzonym domu, sytuacja na szczęście się zmienia. Wybór imprez, na które można zabrać ze sobą dziecko, jest coraz większy.

Reklama

Od przedszkola do Jarocina
– Przed rokiem zauważyliśmy, że Jarocin staje się imprezą międzypokoleniową, że dawni stali bywalcy wracają po latach z dziećmi – opowiada zastępca burmistrza Jarocina Robert Kaźmierczak. – Pomyśleliśmy więc, czemu nie zrobić dla nich przedszkola. Znaną na Zachodzie ideę festiwalowej wioski dziecięcej Jarocin wprowadzi w życie jako pierwszy z polskich festiwali. Zamiast bezczynnie czekać na powrót rodziców z koncertów, dzieciaki będą w tym czasie uczestniczyć tam w zajęciach artystycznych. – Chcemy wykształcić w dziecku nawyk, pokazać mu, że jest taka forma spędzania wolnego czasu jak festiwal – tłumaczy Kaźmierczak.
Idea wykształcania w dzieciach nawyku przyświeca także kinowym porankom filmowym z dziećmi (zazwyczaj w wieku od trzech do sześciu lat), które w większych miastach stały się standardem. W Warszawie organizują je kina Muranów i Luna, w Krakowie – Kino pod Baranami. Sieć Multikino we wszystkich swoich oddziałach we środy organizuje pokazy dla niemowlaków – Multibabykino. Mama lub tata może zająć z dzieckiem dwa, a nawet trzy miejsca, dźwięk jest ściszony, światła lekko zgaszone, aby wszyscy mogli czuć się komfortowo. Sporo kin przygotowało też ofertę dla nastolatków – cykle, na które chodzi się klasami ze szkoły w ramach lekcji. – Dla niektórych dzieci lekcją jest już sama wizyta w takim kinie jak Muranów. Na pytanie, z czym im się kojarzy nasz budynek, dostałem już na przykład odpowiedź: ze schronem. I nie ma się czemu dziwić, znają przecież jedynie multipleksy z galerii handlowych! – wyjaśnia Maciej Jakubczyk, warszawski koordynator programu „Dzieciaki do kina” organizowanego przez fundację Nowe Horyzonty. Zmienia się więc wiele, poza jednym – poziomem edukacji.

Czym skorupka nasiąka
– Moi bracia mają z muzyki trójkę ledwo wybronioną z dwói – opowiada Sylwia Czubkowska, siostra bliźniaków chodzących do publicznej warszawskiej podstawówki. – Nauczycielka każe im spisywać nuty ze słuchu. Absurd – dodaje. W szkołach publicznych problemem jest już nie tylko jakość lekcji (o której nie ma co się rozpisywać, bo każdy ma swoje doświadczenia, choćby z pieśniami patriotycznymi odśpiewywanymi na forum klasy), ale także ich ilość. Polscy uczniowie mają najmniej godzin zajęć artystycznych w Unii Europejskiej. W czwartej klasie podstawówki jest ich 37, podczas gdy w Bułgarii – 64, w Estonii – 103, a w Czechach – 112. Ministerstwo Edukacji Narodowej dopiero planuje zwiększenie liczby zajęć związanych z edukacją kulturalną. Natomiast Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wkrótce ogłosi program, który „służyć będzie wzbogaceniu oferty działań twórczych i edukacyjnych w okresie wakacji” – jak wyjaśnia nam Iwona Radziszewska, rzeczniczka MKiDN. Na razie resort wspiera finansowo różne inicjatywy kulturalne. W tym roku w ramach programu „Edukacja kulturalna i upowszechnianie kultury” przyznano dotacje 196 wnioskodawcom, na przykład domom kultury, szkołom oraz organizatorom festiwali muzycznych lub filmowych.
Nikogo nie trzeba jednak przekonywać, że sukces edukacji nie leży w jednorazowych, nawet spektakularnych akcjach, ale w długofalowej pracy u podstaw. Poza cierpliwością i pieniędzmi potrzebny jest oryginalny pomysł na to, jak zainteresować najmłodszych kulturą. – Do dzieci trzeba mówić innym językiem, oddziaływać na ich wyobraźnię i emocje – uważa Marianna Hajdukiewicz, prywatnie mama trzech siedmiolatków, a zawodowo koordynatorka programu „Ślady przeszłości” (realizowanego przez Centrum Edukacji Obywatelskiej) zachęcającego dzieci do opiekowania się zabytkami kultury ich regionu. Z kolei gmina Jarocin, by zainteresować dzieci lokalną historią, wydała poświęcony jej komiks, a później jego powiększonymi stronami okleiła przystanki autobusowe.
– Jako jedna z pierwszych gmin w Polsce postanowiliśmy nie utrzymywać dłużej etatowych instruktorów kultury, którzy od lat realizują te same programy, uczą tego samego, tak jakby nie było komputerów, Internetu, multimediów – mówi Kazimierczak. – Zdecydowaliśmy się na finansowanie konkretnych projektów zgłaszanych przez niepubliczne placówki oświatowe oraz stowarzyszenia. I nie oszukujemy się, że dziecku wystarczy dziś dać kredki i kartkę. Takich gmin jest, niestety, niewiele. Tak jak niewielka jest świadomość, że animowanie wydarzeń dla dzieci nie leży wyłącznie w interesie dzieci, ale także w interesie animującego.
[CMS_PAGE_BREAK]
Mały wielki interes
– Dzieci jako konsumenci kultury są w Polsce wciąż grupą niedocenianą – tłumaczy Mikołaj Ziółkowski, szef firmy Alter Art odpowiedzialnej za Open’er Festiwal. Ziółkowski ma na koncie organizację dwóch wielkich dziecięcych show: „Piotruś Pan on Ice” i „Kubuś Puchatek”. Oba przedstawienia były spektakularnymi sukcesami. Sukcesem kończy się też niemal każda polska premiera filmu dla najmłodszych. A jednak rocznie takich filmów wchodzi do kin zaledwie kilkanaście (spośród niemal 300 ogółem!). Dlaczego? I dlaczego nie znajdują się producenci popularnych dziecięcych spektakli, przez co na takie hity, jakim była choćby „Pippi Pończoszanka” w Teatrze Dramatycznym, większość dzieci nie może dostać biletu? – Teatr Dramatyczny jest teatrem repertuarowym. Poza „Pippi...” musiał grać inne spektakle. Gdyby znalazł się producent, oczywiście, że pojechałabym z „Pippi...” w Polskę – wyjaśnia reżyserka Agnieszka Glińska. Czy na tym przedstawieniu można było stracić? Nie. Tak jak nie straciliby na poszerzeniu oferty dystrybutorzy filmów dziecięcych. Inna sprawa, że niektóre filmy wyświetlane w kinach niespecjalnie nadają się dla małych widzów, bo na przykład propagują przemoc bądź mają skąpą wartość edukacyjną lub artystyczną. Jak wybrać wartościowe pozycje? Najprościej zajrzeć na portale takie jak Republikadzieci.pl albo Miastodzieci.pl oraz poradzić się innych rodziców. Z kolei na stronach fundacji ABCXXI (www.calapolskaczytadzieciom.pl) znajdziemy listę książek odpowiednich dla dzieci w różnych przedziałach wiekowych. Na powyższych portalach można wyłowić też informacje o wystawach, przedstawieniach i warsztatach.

Poczytaj mi, mamo
Ani najdroższe warsztaty, ani najprężniej działający dom kultury, ani nawet fantastyczny nauczyciel nie zastąpi jednak rodzica. Psycholodzy na pytanie o jego rolę w kształtowaniu kulturalnego obycia dziecka chórem odpowiadają, że jest ogromna. To rodzice pokazują pociechom, jak wygląda muzeum, teatr. Tłumaczą, że na większe wyjście należy się ładnie ubrać, a w antrakcie można spałaszować lody z ozdobnego pucharka. Przede wszystkim jednak dorośli uczą, że uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych może być niesamowitą frajdą. Ogromną atrakcją dla dzieci jest również spędzanie czasu razem z mamą i tatą. – Organizujemy warsztaty dla całych rodzin, żeby dzieci robiły coś razem z rodzicami, a nie były oddawane do nas jak do przechowalni – mówi Joanna Kinowska z warszawskiej galerii Zachęta. Dodaje, że od pewnego czasu na warsztaty przychodzą dawni uczestnicy – już z własnymi dziećmi.
Podobnie jest z czytaniem książek. Dorośli nie tylko uczą, jak przeczytać dane słowo i co ono znaczy, ale także pokazują, ile radości daje poznawanie przygód „Małego Księcia” czy „Dzieci z Bullerbyn”. Elżbieta Olszewska z fundacji ABCXXI Cała Polska Czyta Dzieciom podkreśla, że to dorośli ograniczają dzieciom dostęp do książek i to oni nie uczą ich czerpania przyjemności z czytania. – Rodzice nie mają czasu i sadzają pociechy przed podłączoną do prądu niańką: telewizorem – tłumaczy Olszewska. – Dziecko czuje się ważne, gdy rodzic poświęca mu czas i czyta książkę. Wyrasta z niego nie tylko aktywny odbiorca kultury, ale także mądry, szczęśliwy człowiek.

Reklama

Sęk w tym, że oswoiliśmy się z myślą, że kulturalna aktywność dziecka ogranicza się do gapienia się na zmianę w ekran telewizora, komórki i komputera. I że nic nie da się z tym zrobić. A to nieprawda – dzieci trzeba zachęcać do czytania, oglądania spektakli, słuchania koncertów. Nie bójmy się, że są na nie za małe lub że czegoś nie zrozumieją. – Nie powinniśmy infantylizować sztuki na użytek dzieci – twierdzi psycholożka Monika Jaroszyńska. – Oczywiście nie zrozumieją w całości „dorosłego” przedstawienia lub filmu, ale to nie znaczy, że mają ich nie oglądać.

Reklama
Reklama
Reklama