Reklama

Bajka na dobranoc publikowana jest co tydzień na naszym Facebooku w ramach akcji Lato z Mamo, To Ja. Opowiada ją Agata Romaniuk, czyli Pani Wieczorynka. Dzieci i rodzice mieli okazję poznać ją już wcześniej, gdy w czasie społecznej izolacji spowodowanej koronawirusem prezentowała na Facebooku bajki dla dzieci, które miały pomóc najmłodszym przetrwać ten dziwny czas w zamknięciu.

Reklama

Teraz znowu macie możliwość słuchania jej mądrych i niepowtarzalnych bajek. Dziś zachęcamy do posłuchania (wystarczy odtworzyć nasz film) lub przeczytania „Myszki” (tekst bajki publikujemy niżej).

„Myszka” – bajka na dobranoc Pani Wieczorynki

Myszka Matylda prowadzi małe gospodarstwo turystyczne na Podlasiu. Ma taki drewniany domek i przy nim pokoje dla gości, ogródek, staw, wypielęgnowany trawnik. Myszka cały czas się rusza tam, żeby o wszystko zadbać: żeby przyciąć kwiatki, trawniczek był równy, żeby weranda była pozamiatana. Uuu, myszka ma tyle pracy, jest cały czas zajęta.

Bardzo często dzwonią do niej goście, żeby zarezerwować pokój. Na przykład ostatnio były dwa borsuki z Koszalina. Myszka Matylda odebrała słuchawkę i powiedziała:
– Dzień dobry, tu myszka Matylda, chciałam przyjąć zamówienie.
– Z tej strony borsuki z Koszalina, dzień dobry, kłaniamy się, borsuk Borys i borsuk Bartłomiej. Jest nas dwóch, czy może znaleźlibyśmy u pani nieduży pokoiczek? Lubimy wygrzewać się na słońcu, jeść świeżą marchew.
– Tak, oczywiście, oczywiście rezerwuję na sierpień. Doskonale, świetnie.

Ma pełno gości. Od dawna przyjeżdża do niej wiewiórka Kornelia z całą swoją rodziną – z sześcioma swoimi kuzynkami i z czterema swoimi ciotkami. To jest w sumie jedenaście wiewiórek. To sobie przedstawcie. A jedenaście wiewiórek to jest naprawdę dużo wiewiórek. To jest jedenaście ogonów, to są dwadzieścia dwie tylne łapki i dwadzieścia dwie przednie łapki, pyszczki i tak dalej. A każda wiewiórka z drugą wiewiórką są cały czas w jakimś takim, może nie konflikcie, ale cały czas ze sobą gadają. Powiedzmy Kornelia do jednej swojej kuzynki, a jedna kuzynka do drugiej kuzynki, kuzynka do ciotki: „Aaa, ale fajnie”, „aaa, gdzie są jakieś orzeszki?”, „aaa, Matylda, Matylda, zrobisz nam koktajl?”, „aaa, idziemy nad staw, będziemy się opalać, ale uch, nie opaliłam brzuszka, zasłonię się kitą”.

Powiem wam, że myszka Matylda ma z wiewiórkami dosyć duże urwanie głowy. Ale bardzo lubi swoich gości, swoją pracę, a najbardziej lubi swój ogródek. Chodzi tam i pielęgnuje go. Pazurkami drapie wszystkie chwasty, sadzi marchewki, koper i tak dalej, arbuzy, cukinie – większe niż sama myszka. Ale w tym roku pierwszy raz posadziła kalarepę. Kalarepa, wiadomo, jest zielona, okrągła, zbita. Z kalarepą zazwyczaj nie ma żadnych kłopotów. Ale co innego w tym roku u myszki Matyldy. Okazało się, że kalarepy Matyldy są strasznie krzykliwe. Naprawdę. Przejdzie się tylko koło grządki, a one wrzeszczą: „Aa, zbiera się na deszcz, ooo, uważają, uważaj, weźcie parasol”. Albo widzą inne warzywa i krzyczą od razu: „Ty, brukselka, co taka zielona jesteś? Hihihi, brukselka, kulaj się!”.

A jak tylko widzą gości z daleka, np. te dwa borsuki, co przyjechały, Borysa i Bartłomieja, to krzyczą całym zagonem: „Borsuki, borsuki, warto by było może troszeczkę zrzucić futra, bo jest taka pogoda raczej letnia, a wy, takie grubaski, uuu, hu hu!”.
Krzyczą cały czas. W dzień i w nocy. W nocy krzyczą na nietoperze, w dzień na jaskółki. Czy słońce, czy deszcz, krzykliwe kalarepy okropnie!

Muszę wam powiedzieć, że po trzech pobytu borsuki Bartosz i Borys przyszły do myszki Matyldy i powiedziały:
– Przepraszamy bardzo, ale nie sposób wypoczywać wśród tych krzyków. W nocy zatykamy uszy żołędziami, kładziemy sobie na oczy opaskę, a i tak słychać te krzyki. Przy śniadaniu to samo!

Wiewiórkom też to przeszkadzało. Właściwie wszystkim, nawet żabom, które przyjechały tylko na weekend, żeby zrobić sobie błotne spa, też im przeszkadzały krzyki kalarep. Kalarepy, jak tylko widziały żaby, to od razu: „Żaby, kicać, kicać! No ruchy, ruchy, do stawu!”.

Myszka Matylda pociła się ze zdenerwowania i bolała ją głowa. Zadzwoniła do swojej najlepszej przyjaciółki, myszki Małgorzaty, która prowadzi schronisko w Górach Świętokrzyskich.
– Małgorzata, co mam robić, co mam robić? Mam takie krzykliwe kalarepy, zgroza!
Myszka Małgorzata, która była bardzo doświadczona, bo prowadziła wcześniej gospodarstwo rolne na Żuławach, powiedziała do niej:
– Matylda, sama tego nie opanujesz. Musisz mieć jakichś strażników, którzy będą tę kalarepę trzymali za pędy i nie będą jej pozwalali krzyczeć bez powodu.
– No tak, tak, tak, tak – powiedziała Matylda – ale, to kto najlepiej?
– Myślę, że najlepsze będą pasikoniki!
– Pasikoniki? A, ok, dobra.

I myszka Matylda zatrudniła pasikoniki, dokładnie cztery. Przyjechały, usiadły na zagonie i trzymały kalarepę za pędy bardzo krótko i mocno, i nie pozwalały. Jak tylko chciały krzyczeć, ściągały lejce i mówiły: „Kalarepa! Mów spokojnie i cicho”. I kalarepy jakoś się utemperowały.

Odtąd goście myszki Matyldy wypoczywali w spokoju, a ona sama przestała się tak denerwować.

Bajki na dobranoc Pani Wieczorynki dostępne są na Facebooku Mamo, To Ja. W każdą sobotę o godz. 19.00 publikujemy kolejną, wspaniałą opowieść dla najmłodszych. Nie przegapcie!

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama