Bajka na dobranoc: Namioty – opowiada Pani Wieczorynka w ramach akcji Lato z Mamo, To Ja [WIDEO]
Bajka na dobranoc o namiotach, które pierwszy raz pojechały na wakacje na Hel i bały się wiatru. Na szczęście stary parawan pokazał im, jak stawiać mu czoła. Odtąd wakacje nad morzem mogły być naprawdę udane.
Bajki na dobranoc publikowane są na naszym Facebooku przez całe lato, w każdy weekend w ramach akcji Lato z Mamo, To Ja. Opowiada je Agata Romaniuk, czyli Pani Wieczorynka, którą dzieci i rodzice poznali już w czasie społecznej izolacji spowodowanej koronawirusem. Wówczas prezentowała na Facebooku bajki dla dzieci, które miały pomóc najmłodszym przetrwać ten dziwny czas w zamknięciu.
Teraz znowu macie możliwość słuchania jej mądrych i niepowtarzalnych bajek. Dziś zachęcamy do posłuchania (wystarczy odtworzyć nasz film) lub przeczytania „Namiotów” (tekst bajki publikujemy niżej).
„Namioty” – bajka na dobranoc Pani Wieczorynki
Na Helu nad Bałtykiem jest bardzo dużo surferów. W Chałupach, w Juracie, w Jastarni. Przyjeżdżają tam całymi rodzinami, żeby popływać po falach na deskach z żaglem. I w tym roku przyjechała tam rodzina namiotów. To znaczy, przyjechali ludzie, którzy mieszkali w namiotach, ale były to namioty, które są rodziną: dwie małe dwójki w kształcie igloo, jedna trójka taka trójkątna i jeden ogromny namiot czwórka. Dawniej jeździli zawsze ze swoimi ludźmi w Bieszczady, na Mazury, pierwszy raz byli nad morzem.
Usadzili się na plaży w Chałupach, rozbili na piasku, śledzie powbijali, linki. Igloo się zrobiło okrągłe, trójkątny namiocik bardzo równiutko stanął i rozglądali się zadowoleni. Mówił jeden do drugiego:
– Ty, ale tu jest inaczej, tyle piasku, trochę mi drapie tropik w pupę, ale fajnie się stoi – mówiły igloo, które jeszcze nigdy nie były nad morzem.
Trójkącik też im odpowiadał:
– Ho, ho, ho, nieźle. Tutaj nie ma co się bać deszczu, ale za to jak fala na nas chlupnie, to się nie pozbieramy. Ciekawe, czy ci nie przemoknie do środka, kolego, mi na pewno przemoknie.
A ten duży namiot mówił:
O, ho, ho, no tutaj to rzeczywiście, ale będą zabawy, może wniosą do środka ryby, może muszle, ale mi piasku naniosą do brzucha!
Bardzo się namiotom na Helu podobało, ale do pierwszego wiatru. Kiedy przyszedł naprawdę duży wiatr i zaczął wiać od morza „huuuuuuu”, „huuuuuu”, to namioty okropnie się przestraszyły. O, nigdy wcześniej na Mazurach ani w Bieszczadach tak mocno nie wiało. Wiatr wiał tak mocno, że zaczęło je trochę kłaść i przyginać. Zaczęło im rozciągać linki, tropik zaczął falować i namioty okropnie się wystraszyły. Igloo piszczały:
– O nie, o nie, ten wiatr nas zmiecie do morza, o nieee!
Czteroosobowy wielki namiot z grubym tropikiem ryczał basem:
– Latarnia morska, ratuj, ratujcie, bosmanie, ratujcie! Boimy się tego wiatru, wolimy na to nie patrzeć i nawet do środka się zwinąć.
Okropnie się namioty bały! Okropnie. Bały się nawet, jak wiał taki mały wietrzyk, wiecie, taki „fuu”, zefirek, od razu też się przyczajały i kładły i mówiły do ludzi: „chodźcie, wracamy, zwijajcie nas, wrzucajcie do bagażnika, boimy się!”.
Ludzie nie zwracali tak bardzo na to uwagi, bo byli zajęci, szli na lody, gofry, chodzić po promenadzie, pływać na desce surfingowej i na różowym flamingu. Nie przejmowali się tak strasznie, że namioty są tak ogromnie zestrachane. Ale też przyczepy kempingowe i deski surfingowe trochę się z nich śmiały. Najbardziej przyczepy, te, co przyjeżdżają na Hel od zawsze. Stały w pierwszym szeregu, odwracały się do namiotów i mówiły:
– Widzę, że koledzy z prowincji, co? Nad morzem się nigdy nie było to i wiatr dziwota, cha, cha, cha! Lepiej się zapierajcie tymi swoimi śledziami, tak jak my kołami, to nie będzie wam żaden wiatr straszny.
Deski surfingowe też się z nich śmiały. Mizdrzyły się tylko do żagli:
– Nam, to się bardzo podoba, jak wieje wiatr, bo wtedy żagielki nas przesuwają w prawo i w lewo i na falach skaczemy. Głupie namiociki, że się boicie wiatru. Bez wiatru nie ma przygody, nie ma życia. No ale jak jesteście nieprzyzwyczajeni, to, ho, ho, nic was dobrego nad morzem nie czeka.
Namiotom było strasznie przykro, że nie mogą przez to tak bardzo korzystać z morskich uciech i było im też głupio, że nikt oprócz nich się nie boi wiatru, ani ludzie, ani żagle, ani deski surfingowe, ani przyczepy. Obgryzały śledzie i szpilki ze wstydu i myślały, że chyba już nigdy nie będą chciały pojechać nad morze. Ale wtedy z kąta kempingu odezwał się stary parawan, wiecie, taki wiatrochron, kolorowy, w słoneczniki, z drewnianymi palikami, co to już niejedno pokolenie namiotów i przyczep kempingowych widział. Odwrócił się do nich i powiedział:
– Koledzy się nie przejmują! Dawniej też się bałem wiatru, kładłem się od razu na piasek, zapierałem patyczkami, ale przyszedł jeden sezon – przetrwałem, przyszedł drugi, trzeci, czarty, trzydziesty piąty sezon i jakem parawan, całkiem żeśmy się z wiatrem dogadali. Jak tylko widzę, że idzie, to się mocniej słupeczkami okopię i stawiam mu czoła. Nie taki wiatr straszny. Więc ja wam, moje drogie namioty, radzę tak: jak widzicie, że idzie wiatr, to mocniej w piasek. Jeden drugiego pod linkę chwyta i razem dacie radę. A wy – powiedział do przyczep stojących na przodzie kempingu – a wy się z kolegów nie śmiać, tylko ciaśniej proszę podjechać, od wiatru trochę zasłonić, raz-dwa, raz-dwa!
Przyczepy, które były młódki, posłuchały starego parawanu, bo on był najstarszy na kempingu i wszyscy się go słuchali. I rzeczywiście, przyczepy się trochę ścieśniły, namioty złapały się za linki i mocniej okopały i przestał im wiatr być straszny. I tak zaczęły rozmawiać między sobą:
– Co myślisz, może za rok znowu pojedziemy nad morze?
– Może – odpowiedział duży namiot czteroosobowy z grubym brezentem.
No więc za rok, zobaczymy, wypatrujcie ich w Chałupach na Helu.
Bajki na dobranoc Pani Wieczorynki dostępne są na Facebooku Mamo, To Ja. W każdą sobotę o godz. 19.00 publikujemy kolejną, wspaniałą opowieść dla najmłodszych.
Zobacz także: