Reklama

Wszystkie fanki „Żon Hollywood” może zachwycić serial „Seksowne Mamy”, od zeszłego roku dostępny na platformie Netflix. Przedstawia Lorinskę (tak, to imię), Jane, Rachel i ich koleżankę Marię. Wszystkie przygotowują się do przyjścia na świat swoich wyczekanych dzieci i robią to w wielkim stylu. Melbourne i Adelaide okazują się równie luksusowe jak Beverly Hills, choć po niektóre rzeczy trzeba jednak lecieć do Europy.

Reklama

Jestem w ciąży i będzie tak, jak ja chcę

„Seksowne Mamy” poznajemy przez dziesięć odcinków, a wraz z nimi ich partnerów, rodziny, domy, ulubione marki i sposoby na spędzanie czasu. Widzimy je na co dzień i od święta. Słuchamy, co mają do powiedzenia na swój temat, i na temat siebie nawzajem, a jest tego dużo. Dowiadujemy się też, co wiedzą na temat tego, co je czeka, i tego jest zaskakująco mało.

Za to wszystko to jest (zaskakująco) zabawne. Zwlaszcza, kiedy osoby przyzwyczajone do stawiania zawsze na swoim i narzucania innym swojego zdania zderzają się z naturą, fizjologią, i dzieckiem, które jak na złość, postanawia przyjść na świat w terminie. Choćby miało to przyćmić baby shower przyjaciółki.

Jestem królową stylu, a moja córka będzie księżniczką stylu

Każda szykuje się na swój sposób. Maria na przykład skompletowała już dla swojej nienarodzonej córeczki Valentine pełną garderobę do mniej więcej czternastego roku życia. To rozsądne, „bo wtedy będziemy już miały ten sam rozmiar i będzie mogła po prostu nosić moje ubrania”. A co, jeśli wyjdą z mody? „Markowe ubrania są zawsze modne, a nawet jeśli, to po prostu się je wymieni, sobie przecież wymieniam”.
Rozchichotana Rachel niczego nie traktuje poważnie, łącznie z terminem własnego porodu.

Lorinska uświadamia sobie perspektywę karmienia piersią i związaną z tym traumę, a przyjaciółki próbują ją z niej wyleczyć, ale biorąc pod uwagę ich niekonwencjonalne metody, nie mamy pewności, czy im się uda.

Jane ma już synka, więc wie dużo więcej od przyjaciółek o tym, jak realnie wygląda poród, i jak samemu wygląda się po porodzie. Choćby to, że nie wraca się natychmiast do wagi, ani rozmiaru sprzed ciąży. To jednak brzmi na tyle niewiarygodnie, że nikt jej nie wierzy. A przynajmniej, nie chce uwierzyć.

Bo jestem tego warta!

Jeśli zalega nam luźne 100 000 (australijskich) dolarów, „Seksowne Mamy” mogą podsunąć nam na nie kilka pomysłów, np. prezent od męża za urodzenie dziecka, taki jak Range Rover ze spersonalizowaną tablicą, czy pierścionek z brylantem w rzadkim, oliwkowym kolorze. Można też pomyśleć o przedporodowym romantycznym wypadzie z mężem do hotelu wyposażonego tylko w Versace, warto jednak poszukać go blisko domu, albo przynajmniej, szpitala.

Reklama

Jeśli nam nie zalega, wąchając koperek albo zmagając się z zasznurowaniem butów, pomyślmy z sympatią i współczuciem o osobach, które w tym (błogosławionym) stanie nie pokazałyby się bez makijażu i obcasów, i które kluczowe pytania dotyczące porodu kierują do Siri. Ich błahe, oderwane od życia, a niekiedy naprawdę absurdalne problemy pozwalają nam samym poczuć się lepiej, a przynajmniej – nieco mądrzej. I podobno będzie na Netflixie drugi sezon!

Reklama
Reklama
Reklama