Reklama

Nawet jeśli przez całą ciążę czekałaś, aż wreszcie spojrzysz dziecku w oczy, na sali porodowej zamiast miłości do niego mogłaś poczuć tylko zmęczenie. Tak bywa. I to częściej niż mogłoby się wydawać. Wielkie uczucia rozwijają się stopniowo – czasem rzeczywiście szybko i bez problemów, ale niekiedy trzeba im trochę pomóc.

Reklama

Najpierw pojawia się czułość do dziecka...

Kiedy po narodzinach noworodek leży na brzuchu mamy (według standardów okołoporodowych dobrze byłoby, aby ten kontakt „skóra do skóry” trwał nieprzerwanie przez dwie godziny po porodzie), w jej organizmie wydzielane są duże ilości oksytocyny. To bardzo ważny hormon, bo nie tylko umożliwia karmienie piersią, ale też sprzyja budowaniu więzi między mamą a dzieckiem. Nie bez przyczyny oksytocyna nazywana jest hormonem matek i zakochanych: inicjuje odczuwanie czułości i uczuć opiekuńczych. Te przyjemne emocje torują drogę miłości, jednak nie są nią samą – więcej mają wspólnego raczej z pojawiającym się zarówno u ludzi, jak i u zwierząt instynktem opieki nad potomstwem.

...a potem baby blues

Zanim miłość się rozwinie, młoda mama może o wiele silniej odczuwać mniej pozytywne uczucia: smutek albo np. strach przed zmianami, jakie niesie ze sobą macierzyństwo. Taki stan ma swoją nazwę – to „baby blues” albo bardziej swojsko brzmiący „smutek trzeciego dnia” (bo często pojawia się właśnie trzy, cztery dni po porodzie). Jest zupełnie naturalny – wiele mam zmaga się z nim nawet przez cały okres połogu – i ma swoje źródło zarówno w trudnych poporodowych okolicznościach, jak i w hormonalnym chaosie, który panuje w organizmie kobiety.

W dodatku maluszek, chociaż ma rozczulające oczka i słodkie paluszki, w pierwszych tygodniach po narodzinach nie ułatwia nam nawiązania z nim relacji. Pisze o tym Gertrude Teusen, autorka książki „Pierwsze dziecko zmienia wszystko”: „Miłość to dawanie i branie, ale w pierwszych tygodniach spędzonych z dzieckiem to wyłącznie mama jest stroną dającą (...). Dopiero gdy dziecko (...) jest w stanie przekazać jakieś znaki, matki dostają 'coś w zamian' i na tej pożywce może rosnąć miłość”.

Nie nadaję się na matkę!

Od momentu narodzin dziecka niemal bezustannie jesteśmy narażone na „dobre rady” i „życzliwą krytykę” wszystkich wokół. To może rodzić frustrację albo poczucie winy, które nie sprzyjają więzi między mamą a dzieckiem. O wiele lepiej byłoby, gdyby młoda mama na samym początku macierzyństwa czuła akceptację i wsparcie, zwłaszcza ze strony taty dziecka. Jego stosunek do nowych obowiązków (a wcześniej – nastawienie do ciąży) ma duże znaczenie w budzeniu się miłości mamy do dziecka. Według psychologów ważne jest też, aby miała ona poczucie bezpieczeństwa, czyli wiedziała, że ma z kim i za co wychować swoje dziecko.

Dziecko płacze i płacze

Wreszcie dochodzi jedna bardzo ważna, ale wstydliwie pomijana (także, a może nawet przede wszystkim przez same mamy) kwestia: nie wszystkie dzieci dają się tak samo łatwo kochać. Maluchy nerwowe albo np. trudno zasypiające mogą być trudniejsze do kochania niż słodkie bobasy jak z reklamy.

Mamy płaczących prawie na okrągło dzieci nieraz znajdują się na krawędzi szaleństwa, a nie w macierzyńskim raju. Obrazowo przedstawia to Sheila Kitzinger w książce „Płaczące niemowlę”: „Życie matki, której dziecko bezustannie płacze, przypomina wciągający w głąb rzeki wir, matka zatraca siebie, swoje potrzeby i oczekiwania w tych codziennych zmaganiach. Spada coraz niżej, aż do momentu, w którym już nic z niej nie zostanie”.

Jak sobie pomóc?

Na szczęście mama, która ma problemy z odczuwaniem miłości do własnego dziecka, nie jest bezradna: może pomóc swoim pozytywnym uczuciom. Pierwszy ważny krok naprzód może uczynić, jeśli sama sobie da prawo i do złości, i do zmęczenia – to mit, że uśmiech dziecka wynagradza matkom nieprzespane noce. Kolejne rzeczy, które warto zrobić, to przestać ukrywać przed innymi, że wszystko jest w porządku. Czasem wystarczy powiedzieć na głos to, co czujemy, aby poczuć się lepiej. Dzięki takim rozmowom można się dowiedzieć, że z podobnymi uczuciami zmagają się też inne kobiety.

I na koniec – bardzo wiele dla więzi z dzieckiem można zrobić, przebywając z nim, obserwując je, próbując zrozumieć. I mamie, i dziecku pomoże też fizyczny kontakt – codzienna bliskość naprawdę może zdziałać cuda. Pomocna jest też rozmowa z psychologiem.

ZOBACZ TEŻ: Matka Polka to jest głupia... – felieton matki

Reklama

Konsultacja merytoryczna

dr Julita Wojciechowska

Psycholożka, pracuje na Wydziale Psychologii i Kognitywistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Reklama
Reklama
Reklama