Kamila Szczawińska: znana polska modelka, pracowała dla największych projektantów świata. 6 lat temu wycofała się z modelingu ze względów zdrowotnych i rodzinnych. w 2013 r. wróciła do pracy i dziś bierze udział we wszystkich pokazach polskich projektantów (np. Paprocki&Brzozowski, Maciej Zień).
Współpracuje z Fundacją Viva, która pomaga bezdomnym zwierzętom, jest ambasadorką akcji społecznej „Czytam sobie”, bierze udział w akcjach charytatywnych i kampaniach dla kobiet, m.in. „Projekt Test: Pokolenie Minus”.

Reklama

Często słyszysz hasło: „Ty i dwójka dzieci? Nie wyglądasz na mamę”?

Bardzo często i za każdym razem tak samo doprowadza mnie do szału. Po pierwsze dlatego, że kto powiedział, jak ma wyglądać matka dwójki dzieci? Po drugie dlatego, że zwykle po tym pierwszym haśle słyszę drugie: „Ależ ty masz szczęście”, tymczasem mój wygląd to nie kwestia szczęścia, ale ciężkiej pracy. Kalina miała miesiąc, kiedy ja zaczęłam codziennie wieczorami robić brzuszki przed telewizorem. Teraz, kiedy już Julek i Kalina chodzą do przedszkola, mam treningi 4-5 razy w tygodniu: latin aero albo pole dance, czyli taniec na rurze. Do tego prawie codziennie biegam.

Zobacz także

Masz na to czas przy dwójce dzieci i pracy?

Często słyszę od kobiet, że one nie mają czasu na to, żeby o siebie zadbać. Nie rozumiem tego. Według mnie tu nie chodzi o czas czy pieniądze, ale mobilizację i dyscyplinę. Robienie brzuszków przed telewizorem, kiedy dzieci już śpią, jest darmowe. To są naprawdę tylko wymówki.

Myślisz, że gdybyś nie była zawodową modelką, też znalazłabyś w sobie tę mobilizację?

Kiedy urodziłam dzieci wcale nie wiedziałam, czy będę jeszcze kiedykolwiek pracować jako modelka, ale ćwiczyłam dla samej siebie. Chciałam dobrze wyglądać, mieć jędrną skórę, nie mieć fałdy na brzuchu. To prawda, że mam dwoje dzieci, ale przecież jednocześnie mam dopiero 28 lat i zasługuję na to, żeby podobać się sobie, swojemu mężowi, żeby mieścić się w moje ubrania sprzed ciąży. Uważam, że wiele kobiet nie dba o swoje zdrowie. Nie tylko jedzą byle co i nie ćwiczą, ale też nie leczą się, nie robią regularnych badań.

A ty robisz?

Robię, a oprócz tego bardzo chętnie biorę udział w akcjach społecznych, namawiających kobiety, aby pomyślały o swoim zdrowiu. Niedawno to była kampania „Projekt Test: Pokolenie Minus”, skierowana do kobiet w ciąży, aby robiły testy na HiV. Jeszcze wcześniej, jesienią 2013 r. to był „Różowy październik” – akcja, która przypominała o konieczności regularnego badania piersi. Uważam, że takie akcje są bardzo potrzebne bo kobiety wstydzą się mówić o swoim zdrowiu.

Ty nie – głośno mówisz o swojej nerwicy, na którą zachorowałaś pod wpływem pracy w modelingu.

Myślę, że główną przyczyną moich nerwic były moje ciągłe wyjazdy z domu. Gdy miałam wyjechać nawet tylko na kilka dni, to strasznie płakałam. Po kilku latach pracy w rozjazdach już nie umiałam w ogóle tak funkcjonować: potrafiłam przez pół roku codziennie mieć napady duszności. Nie mogłam znieść tej ciągłej niepewności. Tego, że nie wiem, co będzie za kilka dni, czy znowu nie będę musiała gdzieś lecieć.

Obejrzyj film, jak powstawał kalendarz do Projektu Test: Pokolenie Minus:

[CMS_PAGE_BREAK]

Kiedy to się skończyło?

Kiedy zaszłam w ciążę z Julkiem. Ciąża oznaczała dla mnie stabilizację. Wreszcie znowu wiedziałam, co mnie czeka za pół roku, za rok. Zaczęłam się wysypiać, poszłam na studia z psychologii klinicznej. Czułam, że odzyskałam swoje życie.

Wiele kobiet mówi o ciąży, że to okres, kiedy traci się panowanie nad swoim życiem. Ty odwrotnie: to panowanie zdobyłaś.

Tak było. Bardzo chciałam tego dziecka, bardzo się o nie starałam. Już w 10. dniu wiedziałam, że jestem w ciąży, bo na USG było widać kropeczkę. Bardzo się ucieszyłam.

Starałaś się o dziecko w wieku 23 lat?

Wiesz, dla kogoś może to być za wcześnie, ale ja miałam już wtedy za sobą sześć lat bardzo intensywnej pracy. Zdążyłam w tym czasie dorosnąć, nabrać odpowiedzialności.

Nie bałaś się, że po ciąży nie będziesz mogła już znaleźć pracy jako modelka?

Nie myślałam o tym, co będzie z moją pracą. Zresztą moje ciało nie zmieniło się po porodzie.

Żadnych rozstępów?

Mam rozstępy. Dokładnie cztery! (śmiech) Po dwa na każdej piersi – karmiłam naturalnie i mój biust raz rósł, raz malał, aż w końcu skóra nie wytrzymała i strzeliła. Na brzuchu i udach nie mam, ale to też, tak jak z tą wagą, nie jest kwestią samego szczęścia. Bardzo o to dbałam w ciąży. Cały czas ujędrniałam skórę, smarowałam się nawet w nocy, gdy wstawałam do łazienki. Pomogło.

Osiem miesięcy po urodzeniu Julka zaszłaś w kolejną ciążę.

Ale Kalina, w przeciwieństwie do Julka, była zupełną niespodzianką. O tym, że jestem w ciąży, dowiedziałam się dopiero pod koniec pierwszego trymestru: poszłam z przyjaciółką na chińskie jedzenie i dostałam mdłości. Coś mnie tknęło i kupiłam test.

Nie bałaś się, jak sobie poradzisz w ciąży i z małym dzieckiem?

Kiedy zobaczyłam dwie kreski na tamtym teście to poczułam lekki szok, ale to nie miało nic wspólnego ze strachem. Wiedziałam, że będzie dobrze. Zresztą obie ciąże przechodziłam bardzo dobrze: nie miałam żadnych dolegliwości, jedynie strasznie chciało mi się cały czas spać.

Mdłości? Ból pleców?

Nie uwierzysz, ale jedyna moja mdłość w ciąży z Kaliną to była ta po chińszczyźnie! (śmiech) A plecy? Właśnie w ciąży przestały mnie boleć. Jeszcze przed ciążami mocno doskwierał mi kręgosłup: po prostu za szybko urosłam w dzieciństwie. Zresztą większy wpływ niż ciąża na moje plecy miał modeling: podróże, siedzenie w samolotach, dźwiganie bagaży. Dolegliwości kręgosłupa wróciły dopiero po urodzeniu Kaliny i między innymi właśnie z ich powodu tak szybko wróciłam do treningów – chciałam nie tylko wrócić do wagi, ale też wzmocnić mięśnie pleców.

[CMS_PAGE_BREAK]

Co oprócz ćwiczeń robiłaś, żeby po ciąży wrócić do dawnej wagi?

Wbrew temu, co mówią o modelkach, nie głodziłam się, ale to fakt, że jadłam i cały czas zresztą uważam na to, co jem. Mniej jednak na ilość, a więcej na jakość. U mnie w domu menu jest zawsze zaplanowane, nie tylko moje, ale i reszty rodziny. Julek i Kalina jedzą bardzo zdrowo i nie wybrzydzają: zjedzą każde warzywo, jakie dostaną na talerzu, każdą zupę. Często znajome mamy dziwią się temu, ale moim zdaniem kluczem do tego jest to, że od zawsze moje dzieci jadły to samo, co dorośli. Każdy posiłek mam przemyślany, tym bardziej, że ani ja, ani Julek nie jemy mięsa – kiedyś mój synek dowiedział się, z czego powstają kotlety i kiełbasy i po prostu odmówił ich jedzenia. A ja go nie zmuszam, bo dobrze prowadzona kuchnia wegetariańska pokrywa absolutnie wszelkie potrzeby, zresztą powiedzmy sobie szczerze: w dzisiejszym mięsie, zwłaszcza tym kupowanym w supermarketach jest więcej hormonów i barwnika niż wartości odżywczych.

Gotujesz?

Codziennie. Uwielbiam to. Cały czas szukam nowych przepisów, czytam poradniki o jedzeniu. To akurat rzeczywiście zajmuje czas, ale dzięki temu mam pewność, że moje dzieci jedzą zdrowo. Zamiast np. kupować słodkie serki dzieciom, biorę ser, prawdziwą wanilię, cukier trzcinowy i robię zdrowy serek sama w domu.

Jak teraz wygląda twoja praca?

Przez pierwsze trzy lata po narodzinach Kaliny pracowałam bardzo mało, ale teraz, kiedy mam już dwoje dzieci w przedszkolu, pracuję trzy, cztery razy w tygodniu: mam pokazy, sesje zdjęciowe. Zaczęłam więcej pracować, bo już nie muszę być cały czas przy dzieciach, one same już czasem chcą iść do kolegi, koleżanki. Ale miło wspominam te kilka lat, kiedy byłam mamą 24 godziny na dobę.

Nie miałaś wtedy dnia świstaka?

Zupełnie nie. Ja lubię spokój. Lubię prać, lubię gotować, piec ciasta, bawić się z dziećmi. Rok temu wyprowadziliśmy się z Warszawy i teraz już chyba nie umiałabym mieszkać w centrum miasta, w tym całym tłumie. Teraz mamy ogród, trzy psy, co niedzielę chodzimy na kilka godzin na spacer po polach. Mam czas, żeby co wieczór poczytać moim dzieciom książkę. Mam dokładnie takie życie, jakie chciałam mieć.

Reklama

Wywiad został opublikowany w „Mamo, To Ja” 04/2014 – sprawdź, co w najnowszym numerze „Mamo, To Ja”!

Reklama
Reklama
Reklama