Reklama

Jak tam mały? W oczach pani Joli z warzywnego widzę jak na dłoni jedyną właściwą odpowiedź: „Aaa, trzeba przeżyć, czasem to już rady nie daję, drze się niemiłosiernie, nie pamiętam już, jak to jest się wyspać, chyba ząbki mu idą albo co, wie pani, jak to z tymi dziećmi”.

Reklama

Kaśce ze spożywczego pożaliłabym się raczej, że „niby ok, ale, stara, to serio koniec życia jest, zapomnij o znajomych, piwo to po karmieniu, więc z ciążą z dwa lata masz z głowy, facet ci się nie zajmie, wiesz, jak jest”, a ona w zamyśleniu pokiwałaby głową, wstukując cenę tipsikiem jak spod igły. Po wyjściu ze sklepu (z siatami, a jakże) natykam się na Olgę (Ile ten jej mały jest starszy od Stasia? Trzy miesiące jakoś?) i odpowiedź rozwija się w pasaże tiutiań, symfonię rozkosznych westchnień, akcentowanych wznoszeniem oczu ku niebu: „A wiesz jak on słodko je/ziewa/patrzy/zasypia/krzyczy/płacze (niepotrzebne skreślić)?! A jak cudnie macha rączkami!”. Stałe fragmenty gry, teraz szukamy konkretu. Potem się pewnie pyta o oceny w szkole, ale co można powiedzieć o niemowlaku? Jest, mam. „A ile twój już waży?”.

Dzwonek telefonu brutalnie przerywa pogaduszki cukrowych wróżek. Ooo. Babcia. „No a jak ma być, mamo? Dobrze, no. Na spacerze. Nie, dobrze go ubrałam. Nie, ma ciepłe rączki. Na pewno. Tak, dalej ulewa. Nie, jesteśmy umówieni do lekarza. Tak, wiem, jakbym mu dawała żuru zamiast sztucznych słoiczków, to by nie ulewał. No, kończę, bo idzie Ewa. No, pa!”. Ewa jest w ósmym miesiącu ciąży. Zwykle wybieram dla niej coś z powyższego repertuaru, ale dziś jest nastawiona ekonomicznie: „Nie martw się, słonko, te pieluchy nie takie straszne, no owszem, na początku więcej, ale wiesz... No całkiem poszaleli z cenami tych ubranek, a ile taka oliwka kosztuje, no wiem, wiem, leć, trzymaj się”.

Wieczorem, stojąc nad niczego nieświadomym obiektem indagacji, słyszę święte pytanie po raz ostatni tego dnia, z ust męża. Z pewną ulgą wyjawiam społecznie nieakceptowalną, nudną prawdę. „NORMALNIE. Zjadł. Spał. Trochę marudził rano. Byliśmy na spacerze. Prawie już daje radę przewrócić się na plecy, strasznie się denerwuje, że mu nie wychodzi. Aha, pamiętaj, jak jutro z nim zostaniesz, żeby mu smarować to na policzku... Psie, a idźże stąd! Co? Nooo, śliczny jest... Kochana Kluska”.

Reklama

Felieton nagrodzony w „Twoim Dziecku” nr 10/2013
Zobacz zasady Konkursu na Felieton w miesięczniku „Twoje Dziecko”

Reklama
Reklama
Reklama