Narodziny matki - felieton czytelniczki
Sprawdzam skrzynkę mejlową i czytam wiadomość od koleżanki. Klikam w załącznik, otwieram krótki filmik. Siedzę wpatrzona w ekran i nie mogę wyjść ze zdziwienia. Marysia przesłała pierwsze kroki swojej córeczki na plaży w Ostrowie, komentarz w tle mówił: „Pięknie, córciu, dalej...”.
- Malwina Roszkowska-Chojecka
Sprawdzam skrzynkę mejlową i czytam wiadomość od koleżanki. Klikam w załącznik, otwieram krótki filmik. Siedzę wpatrzona w ekran i nie mogę wyjść ze zdziwienia. Marysia przesłała pierwsze kroki swojej córeczki na plaży w Ostrowie, komentarz w tle mówił: „Pięknie, córciu, dalej...”.
Naprawdę zupełnie standardowy film, naprawdę zupełnie zwyczajne dziecko, a jednak nie mogę oderwać wzroku. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet bym go nie obejrzała do końca, może nawet nie otworzyłabym załącznika, podejrzewając jego treść. To nie nowość, że Maryśka została matką i wszystkich zarzuca zdjęciami swojej córki.
A jednak coś się zmieniło... Tamta ja to jakaś inna ja, jakby twarz w krzywym zwierciadle lub karykatura umysłu. Nawet będąc w ciąży, nie umiałam rozczulać się nad dziećmi. Patrzyłam na swój brzuch i pragnęłam, żeby to było najdłuższe dziewięć miesięcy w życiu. Czym bliżej terminu, tym mocniej pragnęłam: „Jeszcze nie teraz, nie dziś, proszę!”. A potem wystąpiłam w krótkometrażowym filmie na porodówce, który zdawał mi się udziałem w wenezuelskim tasiemcu. Nigdy nie zdarłam sobie tak gardła i nie przeżyłam takiego bólu, który okraszony szokiem powodował, że mogłabym chodzić po ścianach. Krzyczałam, groziłam i złorzeczyłam, a gdy WRESZCIE zjawiła się położna, błagałam o znieczulenie. – Teraz za późno, kochaniutka. No, co ja widzę? Weź się w garść, umyj się, uczesz, żebyś urodziła jak człowiek!
Co kurka – pomyślałam – żart jakiś czy mnie słuch zawodzi? JA TU UMIERAM! Nie umarłam jednak i co więcej, dane mi było przeżyć poród na stojąco, bo moje dziecko (wtedy tak bym nie powiedziała) nie chciało wyjść na świat. Kiedy w końcu położono mi córkę (wtedy też bym tak tego nie ujęła) na piersi, wpatrywałam się w nią i zastanawiałam, czyje to dziecko leży na moim ciele i co ja tu robię? Ktoś kiedyś powiedział, że razem z dzieckiem rodzi się matka. Mój poród był wyjątkowo długi, a rzeczona matka narodziła się po dwóch dobach ciągłego wpatrywania w małą istotkę.
Dziś oglądając filmik od Marysi, wiem, co oznacza: „Pięknie, córciu...”. Patrzę, jak moje dziecko wytycza nowy szlak, a moje serce na przemian pęka z dumy i drży jak liść na wietrze... Taki los matek i ojców – dziecko jest DROGIE, bo drogo opłaca je serce rodziców.
Felieton nagrodzony w „Twoim Dziecku” nr 4/2016
Zobacz zasady Konkursu na Felieton w miesięczniku „Twoje Dziecko”.