A czy wy macie "odpowiednie kompetencje wychowawcze"?
To historia pewnej siedmioletniej dziewczynki, której rodzice nie potrafią dojść do porozumienia. Walczą o prawo do opieki nad nią. Sąd wydaje wyrok, który budzi kontrowersje, a my zastanawiamy się, czy na pewno wszyscy kierują się dobrem dziecka?
To historia jakich wiele – skonfliktowani rodzice i dziecko. Ci pierwsi walczą o prawo do opieki nad dzieckiem, stosując każdy chwyt, który może ich doprowadzić do satysfakcjonującego ich końca. Wątpliwości jest wiele (jak zawsze w takich historiach) – czy na pewno zrobiono wszystko dla dobra dziecka? Historię dziewczynki opisała dziennikarka katowickiego dodatku "Gazety Wyborczej", Anna Malinowska.
Siedmioletnia dziewczynka
Siedmioletnia dziewczynka ma rodziców, którzy nie mieszkają ze sobą od pięciu lat. Początkowo mieszkali wszyscy w Katowicach, jednak po rozstaniu, kobieta zamieszkała z córką u swoich rodziców niedaleko Szczyrku. Znalazła pracę w Sosnowcu i codziennie dojeżdża 80 km do pracy. Zabiera ze sobą córkę, bo kilka lat temu udało jej się tam znaleźć przedszkole dla małej.
Prawo do opieki nad dzieckiem sąd powierzył matce, ale ojciec miał wyznaczone terminy spotkań z córką. Decyzją sądu miały się one odbywać w obecności matki i kuratora sądowego w siedzibie Stowarzyszenia Wspierania Rodziny.
Z przedstawionych przez matkę dziewczynki dokumentów wynika, że rodzina jest nadzorowana przez specjalistów, których zadaniem jest przyglądanie się relacjom panującym pomiędzy rodzicami a dziewczynką.
W jednym z dokumentów z 2011 r. specjaliści z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego napisali, że dziewczynka jest zadbanym dzieckiem, a matka prawidłowo wywiązuje się z opieki nad nią, ma też wsparcie ze strony dziadków dziewczynki.
Zobacz także: Władza rodzicielska po rozwodzie – kto rozstrzyga w tej sprawie?
Tata dziewczynki
W sprawie ojca, pracownicy RODK również wydali opinię. Wynikało z niej, że mężczyzna i dziewczynka mają problem z nawiązaniem kontaktu. Podczas spotkań, ani ojciec, ani dziewczynka nie inicjowali rozmowy czy zabawy.
Specjaliści z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w przygotowywanym dokumencie zwrócili uwagę na silny emocjonalny związek dziecka z matką, ale jednocześnie nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości w ich relacji: "Sposób reagowania matki na zachowanie córki jest prawidłowy, bez narzucania własnego zdania".
W sprawie relacji ojca z dzieckiem ta sama instytucja w 2014 r. wydała kolejną opinię. Napisano w niej: "Kornelia nie wypowiada imienia ojca, nie przywołuje żadnych faktów świadczących chociażby o istnieniu jego osoby czy utrzymywaniu z nim relacji".
Ojca taka forma kontaktu z pewnością nie satysfakcjonowała, bo w zeszłym roku złożył w sądzie wniosek o powierzenie mu opieki nad dzieckiem. Poprosił również, by na czas trwania sprawy mógł sprawować opiekę nad córką. Sąd przychylił się do wniosku ojca, ograniczając władzę rodzicielską matce.
Sąd w sprawie dziewczynki
W uzasadnieniu sądu napisano m.in. że dziewczynka nie może nawiązać relacji z rówieśnikami w miejscu zamieszkania, bo kilka godzin spędza w podróży, jeżdżąc z matką do przedszkola w Sosnowcu. W weekendy matka również zabiera ją poza miejsce zamieszkania.
Zdaniem sądu, matka "nie posiada odpowiednich kompetencji wychowawczych, by w sposób dojrzały i odpowiedzialny dbać o rozwój psychiczny dziecka. Nie rozumie potrzeb małoletniej. Wychowuje małoletnią w atmosferze zależności od matki – ciągły kontakt z matką, zapisanie do przedszkola znajdującego się blisko pracy matki, spanie z matką". I dalej: "Postawa, jaką obecnie prezentuje matka wobec swojej córki, jest bliska przemocy psychicznej i nadużywania władzy rodzicielskiej".
Warto przeczytać: Jak rozwód rodziców wpływa na dziecko?
Matka dziewczynki
Matka dziewczynki nie zgadza się z tą opinią, prośbę o pomoc w tej sprawie skierowała do Rzecznika Praw Dziecka. Złożyła też zażalenie na działanie sądu. Zdaniem specjalistów, wyrwanie dziecka ze środowiska, które dobrze zna, może być dla dziecka bardzo niekorzystne. Dlaczego więc sąd podjął taką decyzję? Dziennikarka zajmująca się tą sprawą usłyszała od przedstawicieli sądu, że "sprawa jest skomplikowana i dotyczy poufnych kwestii".
"Po prostu cały świat mi się zawalił. W moim życiu nic się nie zmieniło. Nie straciłam pracy, nie zachorowałam. Nie wiem, czym kierował się sąd w swojej decyzji" – powiedziała dziennikarce matka dziewczynki.
Co to na pewno dla "dobra dziecka"?
Ta sprawa bulwersuje, bo po raz kolejny nie ma pewności, czy wszystkie podjęte działania mają na celu "dobro dziecka". Czy sądy wydając wyroki tak radykalne (zmiana opiekuna dziecka i otoczenia w jakim dotychczas przebywało z pewnością do takich należy) kierują się interesem dziecka? Czy odebranie dziecka matce i przekazanie go pod opiekę ojcu jest jedynym rozwiązaniem? Czy wyczerpano wszystkie możliwe drogi pogodzenia interesów rodziców i czy zastanowiono się, co jest dobre dla dziewczynki? Nie wiem. W artykule pani Anny Malinowskiej nie znalazłam odpowiedzi na te pytania.
Chciałabym jasno zaznaczyć, że nie zamierzam rozstrzygać, kto ma rację: matka czy ojciec (którego stanowiska w artykule bardzo mi brakuje). W tej sprawie jest bardzo wiele wątpliwości. Opowiadam się jednak po stronie dziecka i proszę, aby wszystkie instytucje, które są odpowiedzialne za tę sprawę pochyliły się nad nią wnikliwie.
Uzasadnienie sądu mnie nie przekonuje (jednak nie widziałam całości), bo – biorąc pod uwagę przytoczone zapisy – każdemu z nas można by odebrać prawo do opieki nad dzieckiem. Mojemu synowi zdarza się spać razem z nami, nie przeszliśmy też specjalistycznych szkoleń dla rodziców, a więc "nie posiadamy odpowiednich kompetencji wychowawczych". W opiece nad dzieckiem kierujemy się zasadą: "kocham, wspieram, szanuję, akceptuje" i nawet jeśli różnimy się czasem w sprawie wychowania, to zawsze staramy się dążyć do porozumienia. Ale czy to zdaniem sądu wystarczy?
Polecamy: Mediacje rodzinne – sposób na rozwiązanie konfliktu?
Źródło: Gazeta Wyborcza, dodatek "Zła matka, bo córka lubi spać w jej łóżku? Sąd odbiera dziecko"