Stefan jest instruktorem zajęć Zumba Fitness. Pracuje wieczorem, a w ciągu dnia opiekuje się córeczką – i tak już od dwóch lat! Jak wygląda jego zwykły dzień? Opowiedział nam o tym:

Reklama

Nie nastawiam budzika na konkretną godzinę. Mój osobisty budzik budzi mnie około 8-9. Najpierw słyszę: „Tata, tata”, potem zaczyna się potrząsanie, klepanie po twarzy. Wstaję i od razu muszę szybko zrobić dużo rzeczy. Po pierwsze trzeba Ninkę przewinąć i dać jej jeść. Kolejność losowa. Gdy była malutka, od razu po spaniu musiała mieć butelkę. Teraz potrzebuje chwili, żeby zgłodnieć, więc najpierw przewijamy. Ale też nie jest tak zawsze. Zdarzają się czasem takie dni, że Ninka wstanie za wcześnie i wtedy trzeba zrobić wszystko odwrotnie, niż na co dzień. Nie przewijać, nie rozbudzać, tylko dać butelkę – wtedy wypije i jeszcze trochę dośpi. Tak więc: są reguły, ale trzeba wyczuć, jaki zestaw reguł pasuje do jakiej sytuacji.

Kiedy jem swoje śniadanie? To proste: kiedy mi się uda. Zwykle nie wyrabiam się ze śniadaniem tak gdzieś do południa. Teraz i tak już jest łatwiej. Kiedy Ninka była mniejsza, to w ogóle nie miałem czasu zrobić sobie jeść. Bywało tak, że w południe zamawiałem na śniadanie pizzę albo brałem kabanosa w jedną rękę i jadłem, nosząc Ninkę na drugiej ręce. Usiąść przy stole to luksus. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak dużo mają czasu, dopóki nie mają dziecka.

Najbardziej nie lubię ubierać na spacer. Zimą to była masakra. Wiesz: dziecko ubiera się na końcu, więc zanim ją zapakowałem w kombinezon, buty, czapkę, to już sam cały byłem mokry. Z drugiej strony, spacer to najlepsza część dnia. Zwykle idziemy do piaskownicy: ja stawiam babki, Ninka je burzy i tak możemy z godzinę. Na zjeżdżalni też jesteśmy długo. Co jeszcze lubię? Tak najbardziej ze wszystkiego to, gdy Ninka się do mnie przytula. Rozbraja mnie, gdy np. się przewróci i biegnie do mnie, żebym ją utulił. Jasne, jest mi jej wtedy żal, ale jednocześnie rozpływam się w środku, gdy wczepia się we mnie jak małpka i czeka, żeby ją pocieszyć.

To nie jest tak, że dziecko mnie nigdy nie denerwuje. Z natury zupełnie nie jestem nerwowy, ale są takie sytuacje, które doprowadzają mnie do szału. Jeżeli muszę np. w ciągu pół godziny czwarty raz zmieniać pieluszkę i umyć małą, to choć wiem, że nic tu nie jest zależne od Ninki – i tak się wściekam! A jak ty jesteś zdenerwowany, to dziecko przejmuje twoje emocje. Ucieka, nie daje się przebrać. Kopie, bije, drapie. Wyrywa się, a roczny czy dwuletni maluch wcale nie jest taki słaby! No i to już nie jest fajne, ale wtedy olewasz już, że płacze, bo przecież jakoś musisz założyć tę piątą pieluszkę z rzędu. Tak samo jest po kąpieli – musisz ją ubrać, bo inaczej się przeziębi.

Zobacz także

W ogóle prawda jest taka, że jak jesteś sam w domu z dzieckiem, to mniej więcej po trzech godzinach zaczynasz się irytować. Drażnią cię rzeczy, które normalnie by rozczulały. Potrzebujesz 5-10 minut przerwy. W takim momencie sprawdza się Youtube. Gdy Ninka była mniejsza, zapinałem ją w foteliku samochodowym, włączałem „Krecika” czy inną bajkę i wychodziłem na moment do drugiego pokoju. Teraz już nie muszę zapinać, ale reszta została bez zmian. Ona coś tam przez chwilę ogląda, a ja np. dzwonię do znajomych albo do mojej żony, Kasi, nawet nie w jakiejś konkretnej sprawie, ale tak tylko: „Cześć, co słychać?” – żeby pogadać z kimś dorosłym. Czasem wystarczy mi, że wypiję sobie powoli szklankę coli z lodem albo zrobię kilka głębokich wdechów. Wracam i mam siłę na rundę drugą.

Po spacerze znowu jest mleko, a po mleku drzemka. Już od dawna mam taki sposób, że puszczam Ninie płytę z kołysankami, daję wodę, bo mała koniecznie musi mieć coś do picia i po prostu z nią leżę. Żadnego „Ćśśś” ani „Aaaa” – to by ją raczej irytowało, bo wtedy już by wiedziała, że ją usypiam. Udaję więc, że wcale nie chcę, żeby zasnęła, tylko że po prostu ot, tak – na chwilę się razem położyliśmy. Głaszczę po głowie albo trzymam za ramię. Często zasypiam pierwszy.

Przeczytaj: Jak wybrać strój i buty na zumbę?

[CMS_PAGE_BREAK]

Koło 15:00 zaczyna się nasze czekanie na Kasię. Nieraz jest tak (Kasiu, nie czytaj tego!), że po południu czegoś tam nie robię, bo zostawiam to Kasi. Nie chodzi o przewijanie – z tym nie czekam. Zwykle zwlekam ze sprzątaniem albo podaniem Ninie zupki. Karmienie łyżeczką to druga rzecz, której nie cierpię. Teraz już Ninka je sama, ale te przecierowe zupki, gdy jeszcze nie miała roczku, to był hardkor. Najczęściej więc zupki podawała Kasia po pracy. Od mnie zresztą Nina nie chciała, strasznie się brudziła, ja też nie miałem tyle cierpliwości co Kasia, żeby tą łyżeczką manewrować. Dawałem butelkę, bo to najłatwiej.

Czasem, jak już jestem bardzo padnięty, to dzwonię do Kasi: pytam, gdzie już jest i kiedy będzie. Niedawno było tak, że coś tam robiłem w kuchni, a Ninka w pokoju weszła najpierw na krzesło, potem z krzesła na stół, zdjęła z półki krem Nivea i wysmarowała nim cały telewizor. Idealnie równo, milimetrowa warstwa. To jest ten syndrom, że jak dziecko bawi się za cicho, to znaczy, że trzeba szybko biec i sprawdzić, co ono wymyśliło. Śmiałem się, ale jednocześnie poczułem wtedy taką bezsilność, że zadzwoniłem i błagałem Kasię, żeby przyjeżdżała jak najszybciej.

Nie, nie czuję się jakimś mistrzem w opiece nad dziećmi. Ale nie powiem, że nie jest mi fajnie, kiedy czasem w weekend jestem na jakimś zjeździe zumbowym, a Kasia dzwoni i pyta: „Słuchaj, a gdzie wy chodzicie na spacery?”. Albo: „Jeśli Ninka teraz zjadła, to jak myślisz, za ile zje drugie śniadanie?”.
Ja za to nie wiem, jak wyglądają wieczorne rytuały Ninki i Kasi, bo wieczorami zwykle nie ma mnie w domu. Przez pierwsze pół roku życia Ninki większość rzeczy przy niej robiliśmy razem, choć były i takie, które robiła tylko Kasia. Jakie? No, np. mała miała wtedy jakieś kolki i lepiej uspokajała się u Kasi na rękach niż u mnie.

Natury nie przeskoczysz, mama kojarzy się niemowlęciu z inną relacją niż tata. Nigdy też nie wstawałem w nocy. Jakby tego nie nazwać, jako instruktor fitness pracuję fizycznie i muszę się naprawdę dobrze regenerować. Nie poprowadzisz dobrze zajęć, jeżeli jesteś niewyspany. Nie zarazisz ludzi energią, jeśli sam jej nie masz. Wstawała więc tylko Kasia. Za to od zawsze lepiej to mi wychodziło przewijanie. Nawet nie dlatego, że mam większe ręce, ale że jestem bardziej zdecydowany i Ninka chyba umiała to wyczuć. W każdym razie to u mnie była spokojniejsza.

Skąd wiem, co powinienem robić? Trochę Kasia mi podpowiada albo czasami podsyła mi jakieś artykuły o rozwoju dziecka. Moja mama też od czasu do czasu wspomina, jak to było, gdy ona nas wychowywała. Zresztą opieka nad małym dzieckiem jest w sumie logiczna. Gdy jest głodne, to karmisz, obsikane – przewijasz, śpiące – usypiasz. Proste.

Reklama

Czytaj także: Po co dziecku jest ojciecj – wyjaśnia psycholog, Jarek Żyliński

Reklama
Reklama
Reklama