W życiu zdarza się tak, że miłość, która miała być tą jedyną i na zawsze, z czasem się wypala, a małżonkowie nie chcą już dłużej udawać, że nadal coś ich łączy. Wtedy często zapada decyzja o rozwodzie. Sprawa rozwodowa może jednak trwać długo, a samo złożenie pozwu rozwodowego wymaga trochę zachodu. A jeśli nie chcemy czekać i pragniemy poczuć się wolni już teraz, natychmiast? Wystarczy wziąć rozwód na Facebooku, a potem wstawić rozwodowe selfie – to nowy trend, który powoli staje się coraz popularniejszy.

Reklama

Na kryzys w małżeństwie zmiana statusu

Facebook daje możliwość oznaczenia swojego statusu związku. Wystarczy jedno kliknięcie myszką i możemy poinformować innych użytkowników, czy jesteśmy w związku małżeńskim, po rozwodzie, w separacji, czy też może owdowieliśmy albo chwilowo wiedziemy żywot singla. Jak pokazują statystyki, status na Facebooku zaznacza aż 60 procent internautów, korzystających z tego portalu społecznościowego. I nie ma oczywiście nic dziwnego w tym, że ktoś, kto jest po rozwodzie, ustawia status „rozwiedziony”, dość nietypowe jest natomiast to, że niektórzy zmieniają swój status jeszcze przed złożeniem pozwu rozwodowego. To nowy trend, który powoli dociera do nas zza oceanu. Zamiast czekać na zakończenie długiego procesu rozwodowego, partnerzy zmieniają „etykietkę” na Facebooku i tym samym informują swoich znajomych (i nieznajomych zresztą też) o tym, że się rozwodzą. Pół biedy, jeśli robią to za obopólną zgodą, jak np. amerykański bloger i pisarz Michael Ellsberg i jego żona, którzy w tym samym czasie opublikowali na swoich profilach informację o rozstaniu. Gorzej jednak, jeśli współmałżonek właśnie z Facebooka dowiaduje się, że będzie się rozwodził. Tak o planowanym rozstaniu „poinformował” swoją małżonkę Amerykanin, Neil Brady. Gdy jego żona, Emma, wróciła z pracy i zalogowała się na Facebooku, zobaczyła, że jej mąż zmienił status z „żonaty” na wolny, a w komentarzu zamieścił wpis o tym, że ich małżeństwo właśnie się zakończyło. Trudno chyba nawet wyobrazić sobie, w jakim szoku była kobieta, kiedy przeczytała ten post. Jeszcze dalej posunął się Robert Burneika, litewski kulturysta znany jako Hardkorowy Koksu. Za pośrednictwem Facebooka poinformował fanów o swoich problemach w małżeństwie, a nawet zdradził szczegóły konfliktu z żoną. Burneika ma na Facebooku ponad 640 tys. fanów. Jego wpis o rozwodzie polubiło i skomentowało kilka tysięcy internautów. Niewiele osób zwróciło uwagę, że Facebook nie powinien być miejscem prania małżeńskich brudów.

Rozwód na wesoło, czyli rozwodowe selfie i divorce party

Innym trendem, który można zaobserwować na Facebooku, jest „chwalenie się” właśnie odzyskaną wolnością. Świeżo upieczony rozwodnik, tuż po dopełnieniu wszelkich formalności i wyjściu z sądu, robi sobie selfie z… dokumentem rozwodowym. Zdjęcie oczywiście natychmiast trafia na portal społecznościowy i już można obwieścić światu szczęśliwą nowinę o powrocie do życia singla. Prekursorami tej nowej mody byli Keith Hinson i Michelle Knight, którzy rozwiedli się po trzech latach, a na zakończenie wspólnego życia umieścili na swoich profilach zdjęcie z dokumentem stwierdzającym formalne zakończenie związku.
Jak widać, rozwód nie musi być wcale jednym z najsmutniejszych doświadczeń w życiu. Można też podejść do sprawy na wesoło i potraktować rozstanie z partnerem jako nowy początek. Wydaje się, że tak właśnie robią ludzie, którzy urządzają tzw. divorce party, czyli przyjęcia rozwodowe. Te uroczystości wyglądają prawie jak wesela, nie ma tylko oczepin ani toastu za zdrowie młodej pary. Świeżo upieczonym singlom składa się za to życzenia szczęścia na… nowej drodze życia. Przyjęcia rozwodowe mają różne formy – od skromnego obiadu w restauracji po huczne imprezy na kilkaset osób. Wszystko zależy od fantazji i zasobności portfela byłych małżonków. Wiele par, planując ślub, korzysta z pomocy specjalnych firm, które organizują przyjęcia. Również rozwodnicy mogą poprosić o przygotowanie imprezy rozwodowej specjalistę zwanego divorce party planner. Taka osoba zajmie się wysłaniem zaproszeń, wynajęciem i udekorowaniem sali, oprawą muzyczną i cateringiem, a my będziemy mogli spokojnie świętować.

Ekshibicjonizm, czy znak naszych czasów?

Warto choć chwilę zastanowić się, dlaczego tak osobiste sprawy jak konflikty małżeńskie, roztrząsamy w miejscach tak bardzo publicznych jak Internet. Jak wynika ze statystyk, portale społecznościowe nierzadko przyczyniają się do rozpadu związku, a wiadomości z Facebooka czy poczty e-mail służą w sądzie jako dowody zdrady. Badania pokazują, że co trzeci dorosły powiedział partnerowi o zakończeniu związku przez SMS-a, maila albo Facebooka. Czyżbyśmy informowali o rozwodzie za pośrednictwem narzędzia, które spowodowało problemy w naszych relacjach z drugą osobą? A może to emocjonalny ekshibicjonizm lub zwykły brak taktu spotęgowany tylko pozornym poczuciem anonimowości w sieci? Psychologowie już dawno zauważyli, że tymi, o których najbardziej lubimy mówić i opowiadać, jesteśmy my sami. Przyjemnie też myśleć, że inni są zainteresowani historią naszego życia, osobistymi przemyśleniami i doświadczeniami. Internet daje nam wyjątkową możliwość nie tylko mówienia o sobie, lecz także dzielenia się tym wszystkim z innymi, a w dodatku śledzenia, jakie rekcje wywołuje to, co publikujemy. Poza tym w większości nie chcemy przyznawać się do porażki, a tak często postrzegany jest rozwód. Zmieniając status na Facebooku i zamieszczając rozwodowe selfie, wysyłamy komunikat: „To nie ja jestem porzucony i zraniony. To ja porzucam, więc wszystko mam pod kontrolą, a sprawy toczą się po mojej myśli”. Podobną wiadomość przekazujemy znajomym, zapraszając ich na przyjęcie rozwodowe: „Wszystko jest dobrze, a ja czuję się świetnie, będąc znów singlem”. Jeśli jednak nie chcemy przyznawać się do trudnych dla nas emocji, zamiast udawać na Facebooku, że wszystko jest w porządku, może lepiej po prostu to przemilczeć i uszanować prywatność zarówno swoją, jak i innych?

Reklama

Zobacz także: Jak się (nie)rozwodzić - porady psychologa i prawnika

Zobacz także
Reklama
Reklama
Reklama