Reklama

„Co to właściwie będzie za edukacja?”

Dorota uczy w dużej, miejskiej podstawówce. Swoją klasę zna dobrze – dzieci z IV b zna od zerówki. Spotykała ich na świetlicy i szkolnych korytarzach, Ale z rodzicami, jak mówi, to zawsze inna bajka.

– Jest połowa wakacji, a ja dostaję już piątego SMS-a z pytaniem o nowy przedmiot. Czy ‘edukacja zdrowotna’ będzie dla wszystkich? O której godzinie? Jak się wypisać? Ile dzieci będzie chodzić? – wymienia. – Czuję się jak infolinia.

Rodzice, jak pisze, są zaniepokojeni, zdezorientowani, ale też często niewyedukowani. – Nie mają podstawowej wiedzy o tym, czego uczymy dzieci, jakie są podstawy programowe, co oznaczają nowe przedmioty. W zamian za to krążą screeny z Facebooka, teorie spiskowe i panika.

Najczęściej pada pytanie: „Czy będzie tam słowo na S?”

– Mam wrażenie, że dla niektórych ‘edukacja zdrowotna’ to jakiś tajemny kurs deprawacji dzieci. A chodzi o coś zupełnie innego – tłumaczy nauczycielka. – To mają być zajęcia o dbaniu o siebie. Zdrowie, dieta, emocje, ciało, bezpieczeństwo, zmiany w okresie dojrzewania – nic, czego dzieci i tak nie wyniosłyby z internetu, tylko z nauczycielem, mądrze i bez wstydu.

„Jestem wychowawczynią, nie ambasadorką reformy”

Dorota przyznaje: sama nie ma jeszcze szczegółów. – Wszystko wyjdzie w praniu. Za to rodzice chcieliby mieć wszystko na tacy, i najlepiej już dziś. A ja wciąż nie wiem, kto dokładnie ten przedmiot poprowadzi, z jakich materiałów, ile będzie godzin.

To, co ją martwi najbardziej, to ton rodziców. – Niektórzy piszą ze spokojem i pytają, bo chcą wiedzieć. Ale wielu z nich ma pretensje: że nie ostrzegłam, że to niezgodne z ich wartościami, że szkoła coś „przemyca”.

– Niektórzy dzwonią jak po ogień. Jakby w IV klasie ich dzieci miały poznać wszystkie tajemnice życia rodzinnego. A przecież nic złego się nie dzieje. Wychowuję uczniów, nie ideologicznie, tylko po ludzku. I nie – nie będziemy mówić im o niczym, co nie byłoby dopasowane do ich wieku – podkreśla.

Kto tu powinien się uczyć?

Nauczycielka pisze do redakcji, bo – jak twierdzi – czuje się osaczona. – Nowy przedmiot wzbudza więcej emocji niż samo przejście do IV klasy. A przecież dla dzieci to właśnie ono będzie wyzwaniem: więcej lekcji, nowi nauczyciele, zmiana trybu nauki. Tym powinni się martwić rodzice.

I dodaje: – Może to właśnie dorośli potrzebują edukacji zdrowotnej? Opartej na faktach, spokoju i zaufaniu. Bo dzieci są gotowe. To my nie zawsze jesteśmy.

Zobacz też: Tę 1 rzecz stracisz, gdy dziecko skończy 12 lat. „Gdy do mnie dotarło, natychmiast przytuliłam Zosię”

Reklama
Reklama
Reklama