Nauczycielka o nowym przedmiocie: „Wypisują do mnie SMSy i pytają o słowo na S”
„Dopiero sierpień, ja jeszcze w trybie wakacyjnym, a rodzice już wypytują o EZ. Co to za zajęcia? Jak się zapisać? A może się wypisać? I czy naprawdę będzie tam ‘to słowo na S’?” – pisze do nas Dorota, wychowawczyni klasy czwartej. Bo zanim dzieci wróciły do szkół, dorośli już zdążyli się pogubić.

„Co to właściwie będzie za edukacja?”
Dorota uczy w dużej, miejskiej podstawówce. Swoją klasę zna dobrze – dzieci z IV b zna od zerówki. Spotykała ich na świetlicy i szkolnych korytarzach, Ale z rodzicami, jak mówi, to zawsze inna bajka.
– Jest połowa wakacji, a ja dostaję już piątego SMS-a z pytaniem o nowy przedmiot. Czy ‘edukacja zdrowotna’ będzie dla wszystkich? O której godzinie? Jak się wypisać? Ile dzieci będzie chodzić? – wymienia. – Czuję się jak infolinia.
Rodzice, jak pisze, są zaniepokojeni, zdezorientowani, ale też często niewyedukowani. – Nie mają podstawowej wiedzy o tym, czego uczymy dzieci, jakie są podstawy programowe, co oznaczają nowe przedmioty. W zamian za to krążą screeny z Facebooka, teorie spiskowe i panika.
Najczęściej pada pytanie: „Czy będzie tam słowo na S?”
– Mam wrażenie, że dla niektórych ‘edukacja zdrowotna’ to jakiś tajemny kurs deprawacji dzieci. A chodzi o coś zupełnie innego – tłumaczy nauczycielka. – To mają być zajęcia o dbaniu o siebie. Zdrowie, dieta, emocje, ciało, bezpieczeństwo, zmiany w okresie dojrzewania – nic, czego dzieci i tak nie wyniosłyby z internetu, tylko z nauczycielem, mądrze i bez wstydu.
„Jestem wychowawczynią, nie ambasadorką reformy”
Dorota przyznaje: sama nie ma jeszcze szczegółów. – Wszystko wyjdzie w praniu. Za to rodzice chcieliby mieć wszystko na tacy, i najlepiej już dziś. A ja wciąż nie wiem, kto dokładnie ten przedmiot poprowadzi, z jakich materiałów, ile będzie godzin.
To, co ją martwi najbardziej, to ton rodziców. – Niektórzy piszą ze spokojem i pytają, bo chcą wiedzieć. Ale wielu z nich ma pretensje: że nie ostrzegłam, że to niezgodne z ich wartościami, że szkoła coś „przemyca”.
– Niektórzy dzwonią jak po ogień. Jakby w IV klasie ich dzieci miały poznać wszystkie tajemnice życia rodzinnego. A przecież nic złego się nie dzieje. Wychowuję uczniów, nie ideologicznie, tylko po ludzku. I nie – nie będziemy mówić im o niczym, co nie byłoby dopasowane do ich wieku – podkreśla.
Kto tu powinien się uczyć?
Nauczycielka pisze do redakcji, bo – jak twierdzi – czuje się osaczona. – Nowy przedmiot wzbudza więcej emocji niż samo przejście do IV klasy. A przecież dla dzieci to właśnie ono będzie wyzwaniem: więcej lekcji, nowi nauczyciele, zmiana trybu nauki. Tym powinni się martwić rodzice.
I dodaje: – Może to właśnie dorośli potrzebują edukacji zdrowotnej? Opartej na faktach, spokoju i zaufaniu. Bo dzieci są gotowe. To my nie zawsze jesteśmy.
Zobacz też: Tę 1 rzecz stracisz, gdy dziecko skończy 12 lat. „Gdy do mnie dotarło, natychmiast przytuliłam Zosię”