Do niecodziennego zdarzenia doszło w Aleksandrowie Kujawskim pod koniec lipca. Jak opisuje magazyn „Wysokie Obcasy”, antyszczepionkowcy wdarli się do budynku domu dziecka. Mieli nadzieję, że zmuszą dyrektorkę placówki, by zrezygnowała z zaszczepienia dwójki podopiecznych. Okazało się, że to biologiczni synowie jednego z protestujących.

Reklama

Ojciec nie zgadzał się na szczepienie

Dyrektorka ośrodka, Alina Mikołajewska, w rozmowie z dziennikarzami opowiedziała, jak doszło do zdarzenia: „Siedziałam w gabinecie i pracowałam, kiedy nagle do biura weszło mi kilka osób z antyszczepionkowymi banerami, które zaczęły się domagać, żebym zaprzestała »szprycowania dzieci« i »eksperymentów medycznych«”.

Jak mówiła dyrektorka, za wszystko odpowiada ojciec czwórki podopiecznych. Mężczyzna jest pozbawiony praw rodzicielskich, ale podczas wizyt w ośrodku głośno mówił, że nie zgadza się na szczepienie dzieci. Nie pomagały tłumaczenia dyrektorki, że opiekun prawny dzieci wyraził zgodę na szczepienie. Tuż po jednej z wizyt ojca w domu dziecka do budynku wtargnęła grupa antyszczepionkowców.

Sprawa trafiła do prokuratury

Sprawa trafiła już do prokuratury. Alina Mikołajewska poinformowała, że podczas najścia była zastraszana i wielokrotnie obrażana. Twierdzi, że przeciwnicy szczepień wciąż nie dają jej spokoju: „Spotkał mnie nieprawdopodobny hejt w internecie. Byłam zastraszana przy dzieciach. Mówili, że jestem morderczynią, doktorem Mengele i mam krew na rękach. Że takim jak ja należy się Norymberga”.

Druga strona konfliktu też zgłosiła się na policję. Ich zdaniem dyrektorka łamie prawo, pozwalając na szczepienia dzieci. Przekonują, że to eksperyment medyczny.

Zobacz także

W internecie można zobaczyć film z całego zdarzenia. Umieścili go na Youtubie przeciwnicy szczepień.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama