„Nigdy więcej wczasów z jedzeniem na stołówce. Rozmowy o kupkach i podcieraniu, darcie się, bieganie… Jak możecie jeść w takich warunkach?” [LIST DO REDAKCJI]
Beknięcia na całą salę. Wieczna bieganina i szarpanie. Jak można zachowywać się tak w czasie posiłków? Nawet jeśli w domach dzieci nie wiedzą, czym jest kultura – rodzice powinni uczyć, że miejscach publicznych obowiązują nieco inne zasady!
- redakcja mamotoja.pl
Właśnie wróciliśmy z urlopu i wszystko byłoby fajnie, ale… Po raz ostatni wykupiliśmy pobyt z posiłkami w stołówce. To, co się dzieje podczas śniadań, obiadów i kolacji przechodzi ludzkie pojęcie. Biegające, wrzeszczące i mówiące obrzydliwe rzeczy dzieciaki to jest coś, co po prostu nie mieści mi się w głowie.
Za brak szacunku – do widzenia
Odkąd pamiętam, posiłki w moim rodzinnym domu to był czas, gdy panował spokój. Oczywiście nie jadaliśmy rosołów przy muzyce Mozarta czy jazzie, ale… mama od początku dbała, by rodzinnym spotkaniom przy stole towarzyszyła kultura osobista. Posiłki były o stałych porach. Zero łokci na stole, siorbania, bekania…
Takie same zasady panują teraz w mojej rodzinie. Przy stole rozmawiamy o wszystkim z wyjątkiem spraw obrzydliwych (problemy żołądkowe, brzydkie zapachy, kibelki, itp.) Wiem, że w każdym domu panują różne zwyczaje, ale… to, czego świadkiem byłam ostatnio, codziennie odbierało mi apetyt. Uważam, że rodzice, którzy nie szanują innych gości stołówki, powinni być wypraszani razem z dziećmi.
Zadławiłam się, bo szarpnął moim krzesełkiem
Wcale nie chodzi mi o to, by wszędzie było jak w Wersalu. Sama mam dwoje dzieci i wiem, że nie wszystko zawsze jest proste. Ale nawet moi synowie byli w szoku, patrząc, jak dorośli jedzą, a ich dzieci ganiają się po całej stołówce. Wywracając krzesełka, wywalając się i wrzeszcząc.
Czy tak trudno powiedzieć: „Usiądź i jedz” albo „Daj spokojnie zjeść innym”?
Wyobraźcie sobie, ile hałasu może narobić stado dzieciaków! Raz nawet się zadławiłam, bo jakiś chłopiec szarpnął nagle moje krzesełko, kiedy przełykałam. Bardzo się wystraszyłam. Czas, kiedy nie mogłam złapać tchu, wydawał mi się wiecznością.
Od ich rozmów zbierało mi się na wymioty…
Oczywiście były i takie momenty, że dzieci siedziały przy stole i jadły. Z sąsiednich stolików non stop słyszałam teksty typu:
- „To ty tak prukasz? Chcesz do łazienki?”;
- „Mamo, nie spuściłem wody”;
- „Byłaś zrobić kupę? Nie? To idź, zrób kupkę. Tylko dobrze wytrzyj pupę”;
- „Bleee, ten sos smakuje jak g*wno!”.
Serio? Uważacie, że każdy musi uczestniczyć w takich rozmowach? Słuchając o kupach waszych dzieci, spuszczaniu wody i pełnych pieluchach? Od tych rozmów zbierało mi się na wymioty. Bardzo często nie kończyłam posiłku i… w pewnym sensie nawet was podziwiam za wrażliwość z żelaza. Nie podziwiam i nie pozdrawiam was za to, że nie szanujecie innych osób.
A może to ja jestem nienormalna, bo rozmowy o kupach i wymiocinach przy jedzeniu to powszechny standard w polskich domach?
Iza
Piszemy też o: