Półmetek wakacji już za nami i coraz gorętszym tematem jest pytanie, jak będzie wyglądała edukacja naszych dzieci wraz z nowym rokiem szkolnym. Z Ministerstwa Edukacji padła w środę deklaracja, że dzieci powrócą do ławek szkolnych. Głos w dyskusji zabrał także znany epidemiolog i jest to ciekawa propozycja, jak rozwiązać problem edukacji w reżimie sanitarnym.

Reklama

Wracać do szkoły, ale „hybrydowo"

Zdaniem epidemiologa dzieci powinny powrócić do ławek szkolnych. „Powrót do szkół powinien mieć formę hybrydową, to znaczy: dwa tygodnie w szkole, dwa tygodnie nauki zdalnej" – mówi dr Paweł Grzesiowski.

Potem zamiana – tak, jak ma to miejsce w zakładach pracy, gdzie połowa załogi chodzi do biura, a połowa pracuje z domu – mówi lekarz. Wówczas, jeżeli dojdzie do zakażeń, na kwarantannę trafia tylko część pracowników.

Dzieci w szkole według „inteligentnej kwarantanny"

Zdaniem dr Grzesiowskiego niewykluczone, że trzeba by było jednego nauczyciela oddelegować tylko do pracy zdalnej, a innego wyłącznie do nauki w szkole.

Epidemiolog podkreśla, że jest jeszcze blisko 30 dni do rozpoczęcia nauki i postuluje, aby powstały w gminach, powiatach i miastach lokalne sztaby antykryzysowe, złożone m.in. z powiatowych inspektorów sanitarnych, dyrektorów placówek oraz przedstawicieli władz samorządowych i wojewódzkich. Chodzi o to, aby nie tylko na dyrektorach szkół spoczywał ciężar odpowiedzialności za funkcjonowanie szkoły.

Zobacz także

Takie zespoły pracowałyby codziennie i na bieżąco reagowały na sytuację epidemiologiczną. Podejmowałyby decyzję, czy kontynuować naukę w szkołach, czy nie. Zdaniem Grzesiowskiego „powinno to zależeć od liczby przypadków zakażeń w danym regionie oraz 5-6 innych wskaźników. Jeśli nowych zachorowań brak albo jest kilka, można szkołę otwierać. Ale jeśli w ostatnim czasie było wesele i przypadków wkrótce może być 50, lepiej szkołę zamknąć" – uważa lekarz.

Według niego należy działać prewencyjnie, z wyprzedzeniem. „Przewidywać, a nie podejmować decyzje po fakcie. Taka właściwie jest funkcja »inteligentnej« kwarantanny" – mówi.

Dr Grzesiowski: dzieci nie muszą mieć maseczek

Epidemiolog jest zdania, że na lekcjach uczniowie i nauczyciele nie musieliby mieć nałożonych maseczek. Zamiast tego proponuje zachowanie dystansu w ławkach.

„To najlepsza ochrona przed wirusem" – podkreślił.

Jak najwięcej zajęć na świeżym powietrzu

Dr Grzesiowski proponuje, aby prowadzić jak najwięcej zajęć na świeżym powietrzu, dopóki temperatura powietrza na to pozwoli. A jeśli to niemożliwe, zadbać, aby jak najwięcej okien było pootwieranych w czasie lekcji.

Obiady i przerwy o różnych porach

Dr Grzesiowski powtórzył, że dzieci chorują na COVID-19 lżej, najczęściej bezobjawowo i stąd też słabiej zarażają.

„Jednak powrót do szkół to jest kwestia wożenia dzieci przez rodziców, różnych kontaktów. Jeśli mamy w domu 70-latka i dziecko chodzące do szkoły, może dojść do przeniesienia zakażenia. To są największe rozterki" – podkreślił.

Dlatego proponuje, aby problem np. setek uczniów na przerwach, kolejek do toalet lub w stołówce rozwiązać poprzez podział dzieci na mniejsze grupy i rozdział czasowy.

W ten sposób „ryzyko zakażenia znacznie się zmniejsza.(...) Uczniowie nie muszą jeść obiadu na tej samej przerwie. Różne klasy mogą mieć przerwy o różnych godzinach. Lekcje nie muszą mieć zawsze 45 minut" – argumentuje.

Jako przykład podał swojego 10-letniego syna, ucznia szkoły Montessori, który już w maju zaczął uczęszczać na zajęcia świetlicowe w placówce. „W ogóle nie było dzwonków, a każda klasa miała przerwy o innej porze" – powiedział lekarz. Oczywiście była obowiązkowa dezynfekcja rąk, małe grupy dzieci, wiele zajęć na świeżym powietrzu. „Nic złego się nie stało. Wystarczy wszystko dobrze przygotować" – argumentuje epidemiolog.

Źródło: wyborcza.pl

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama