Mikołaj Pawlak, który pełni obecnie funkcję Rzecznika Praw Dziecka, w jednym z ostatnich wywiadów odniósł się do kwestii stosowania przez rodziców klapsów. To, co powiedział, bardzo wzburzyło wielu rodziców. Rzecznik Praw Dziecka, czyli człowiek, który z urzędu powinien chronić dzieci, wyznał, że trzeba rozróżnić klapsy od bicia. Dodał też, że klapsy „nie zostawiają wielkiego śladu”. Czyżby?

Reklama

Rzecznik Praw Dziecka o karach cielesnych wobec dzieci

W ostatniej rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Mikołaj Pawlak nie był konsekwentny w tym, co mówił na temat stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Z jednej strony stanowczo przyznał, że „zaniedbania, pobicia i znęcanie się” działają na szkodę dzieci. „Absolutnie nie wolno bić dzieci. I to jest bezwzględne. Koniec pieśni” – stwierdził Rzecznik.
Z drugiej oznajmił jednak, że „trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie” i dodał, że sam „sam z estymą wspomina to, że dostał od ojca w tyłek”, kiedy polał nogę brata denaturatem i ją podpalił. „Ojciec w porę zareagował. Tak, że przez dobrą chwilę nie mogłem siadać" – wyznał Rzecznik.
Zobacz też: To tylko niewinny klaps? Nie, bicie to bicie!

Na pytanie o to, czy sam daje klapsy synom, powiedział: „chłopaki czasem dają w kość, ale nie uderzyłem ich nigdy".
Jak widać Rzecznik Praw Dziecka nie mówi dostatecznie wyraziście i precyzyjnie, że każda form karania cielesnego dzieci jest zła. Wydaje się, że w przypadku klapsów powinien bardziej ważyć słowa, ponieważ kto jak kto, ale człowiek, który stoi na straży bezpieczeństwa najmłodszych, powinien sprzeciwiać się wszystkiemu, co temu bezpieczeństwu może zagrażać.

Dlaczego klapsy nie są dobrą metodą wychowawczą?

Dawanie dziecku klapsa uczy je jednego – silniejszy zawsze wygrywa. Nie ważne, kto ma rację i jaka jest racja, ważne, kto ma więcej siły i władzy. Poza tym bite dziecko przestaje mieć zaufanie do rodzica, staje się wycofane i coraz silniej rośnie w nim przekonanie, że nie znajdzie oparcia w mamie lub tacie. A przede wszystkim, że lepiej nie zwierzać się im z trudnych spraw, bo nie zrozumieją, a co najwyżej wymierzą karę.

Konsekwencje zamiast kar

Owszem, dzieci potrzebują karcenia i wychowywania. Ale klapsy temu zupełnie nie służą. Podobnie jest z karami, których dzieci nie rozumieją. Kilkulatek nie widzi zależności między np. rozlewaniem wody po mieszkaniu a zakazem oglądania bajki. Natomiast rozumie, że rozlewanie jest złe, jeśli musi potem wykonać pracę w postaci samodzielnego pozmywania mokrych plam. To normalna, choć niezbyt przyjemna konsekwencja takiego działania.

Zobacz także
Reklama

Źródło: tvn24.pl

Reklama
Reklama
Reklama