Wendy Wisner jest mamą dwóch synów, 9-latka i 4-latka. Na portalu Scary Mommy pojawił się tekst, w którym Wendy wyjaśnia, dlaczego wciąż wyciera rączki swojemu 4-letniemu synkowi, zostaje razem z nim w przedszkolu i pomaga mu w codziennych czynnościach, chociaż wcale nie musi już tego robić. Przeczytajcie i zastanówcie się... czy Wendy ma rację?

Reklama

"Będę go niańczyć, dopóki on mi na to pozwoli"

"Jestem mamą, która ociąga się z zostawieniem synka w przedszkolu, która stoi w łazience, kiedy on myje ręce, podaje mu ręcznik, zakręca wodę i upewnia się, że zmył całe mydło ze swoich małych słodkich rączek.

Jestem mamą, którą odprowadza go do stolika na śniadanie i mówi mu, co podają, nawet jeśli to oczywiste. Inne dzieci już siedzą i jedzą, nakładają sobie płatki i mleko lub proszą nauczyciela o pomoc. Jestem mamą, która kładzie przed nim miseczkę, plastikową łyżkę i serwetkę, a następnie prowadzi jego rączkę w stronę kartonu mleka, by pomóc mu nalać trochę do miski. Jestem mamą, która kuca obok niego przez kilka minut, kiedy je, pytając, czego nie może się doczekać podczas dzisiejszego dnia i mówiąc, co będziemy robić, kiedy po niego przyjadę.

Jestem mamą, która zostaje dopóty, dopóki on nie będzie gotowy się pożegnać. Kiedy mówi, żebym nie szła, opieram czoło na jego czółku i mówię, że łączymy nasze myśli – kiedy on o mnie pomyśli, ja pomyślę o nim. [...]

Zobacz także: Kochane dzieci, tego dla was nie zrobię!

Zobacz także

Jutro wyjdę wcześniej. Jutro wyjdę zaraz po umyciu rąk i pozwolę mu poprosić nauczycielkę o pomoc przy śniadaniu. Jutro zobaczę, czy pozwoli mi czekać przed drzwiami łazienki, gdy on myje ręce. Albo nie. Może mój nawyk niańczenia go w przedszkolu potrwa jeszcze kilka tygodni albo miesięcy. Może będę to robić do końca roku szkolnego. Chodzi o to, że mam to gdzieś. Nie muszę podążać wyznaczoną ścieżką. Nie muszę wprowadzać żadnych drastycznych zmian albo decydować, że tego konkretnego dnia odsunę się w cień, żeby on był niezależny.

To się wydarzy. Któregoś dnia on zadecyduje, że chce robić wszystko sam. Albo wejdzie do sali, zacznie rozmawiać z kolegą i zapomni, że jeszcze tam stoję. Zanim się obejrzę, on będzie jak mój 9-letni syn, który czasem pozwala się pocałować, kiedy go odwożę, ale szybko wyciera mojego buziaka i biegnie do kolegów.

Skończyłam z przepraszaniem za niańczenie mojego syna. Jestem ponad porównywaniem go do innych dzieci, a siebie do innych rodziców – w przedszkolu, na placu zabaw, w sklepie, w internecie, gdziekolwiek. On będzie mały tylko przez chwilę i tylko ja i on wiemy, kiedy nadejdzie koniec tego "niańczenia". [...]

Świat potrafi być duży i okrutny, pewnie dlatego niektórzy rodzice chcą jak najwcześniej nauczyć swoje dzieci niezależności. Ale dokładnie z tego samego powodu ja chcę być dla niego oparciem tak długo, jak się da. Wiem, że mogę pchnąć go w stronę samodzielności wcześniej, szybciej, bez jakiejkolwiek szkody. Ale zadecydowałam, że zrobię to powoli, tylko dlatego, że mogę, a on tego chce. Zanim się obejrzę, on nie będzie tego chciał. A ja będę za tym tęsknić całym sercem".

Zgadzacie się z tą mamą? Czekamy na wasze komentarze!

Czytaj także: Czy rodzic helikopter dobrze wychowa dziecko?

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama