Pierwszego dnia stycznia 2015 roku nie zapomnimy do końca życia. To dzień, w którym po 12 latach starań o dziecko, urodziła się nasza upragniona córeczka.

Reklama

Badanie płodności

Okres oczekiwania wypełniony był przeróżnymi badaniami, spotkaniami z lekarzami i zapewnieniami, że oboje jesteśmy zdrowi i pozostaje nam w spokoju czekać na dziecko... Po trzech latach zwątpiliśmy i znów udaliśmy się wraz z mężem do lekarza, który przeprowadził szereg szczegółowych badań, które potwierdziły, że jesteśmy zdolni do tego, aby posiadać dziecko. Wbrew pozorom, ta diagnoza wcale nas nie ucieszyła. Do tego czasu wszystkie znajome pary były już szczęśliwymi posiadaczami małej kruszynki... Tylko nie my.
Poznaj: Rodzaje badań nasienia

Kryzys w związku

Przez brak ciąży zaczęliśmy się coraz bardziej kłócić i po cichu obwiniać za zaistniałą sytuację. Były to bardzo ciężkie lata, okupione nerwami, płaczem. Czułam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie. Każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Jeszcze trochę, a być może doszłoby do naszego rozstania.

Wynik testu ciążowego

Los jednak dał nam szansę. W marcu 2014 roku wreszcie na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Wprost nie mogłam w to uwierzyć. Zrobiłam jeszcze trzy testy, które również potwierdziły zapłodnienie. Potem była wizyta u lekarza i skierowanie na badania prenatalne, bo ciąża po trzydziestce, to większe ryzyko chorób u maleństwa. Znów pojawił się stres i obawy, czy wszystko będzie dobrze.
Poznaj: Rodzaje testów ciążowych

Długo wyczekiwana ciąża

Z każdym dniem czułam się coraz lepiej. Ciążę znosiłam rewelacyjnie. Miałam nawet takie myśli, że to rodzaj wyróżnienia, coś szczególnego i wyjątkowego, co spotkało akurat mnie. Wreszcie i mnie...
Około 7. miesiąca ciąży podczas kontrolnej wizyty u ginekologa usłyszałam, że dziecko jest owinięte pępowiną. Lekarz powiedział: „Proszę się zgłaszać co drugi dzień na badanie KTG, pani dziecko ma pętlę na szyi". Byłam przerażona i zestresowana. Bardzo uważałam na siebie, przychodziłam na badania i drżałam o to maleństwo z całych sił. Wreszcie nadszedł 31 grudnia – dzień porodu. Odeszły mi wody. Pojechaliśmy do szpitala, gdzie zostałam przyjęta i skierowana na salę porodową. I tu czekał mnie kolejny stres. Nie miałam rozwarcia. Całą sylwestrową noc i cały następny dzień i spędziłam leżąc pod kroplówką, która miała pomóc w akcji porodowej. A skurczy jak nie było, tak nie było. Wieczorem podjęto decyzję o wykonaniu cesarskiego cięcia. Wkrótce pierwszy raz usłyszałam i zobaczyłam najbardziej wyczekaną istotkę na świecie. Nasza mała Antosia dostała 10 punktów w skali Apgar i ważyła 4,5 kg. Dziś ma ponad trzy miesiące i jest naszym prywatnym cudem. Uratowała nas przed rozstaniem i bardzo scaliła naszą rodzinę.

Zobacz także
Archiwum domowe Anna Bodziak

fot. Archiwum domowe Anna Bodziak

Reklama

Praca nadesłana przez Annę Bodziak na konkurs: Udało się! Jesteśmy rodzicami!

Reklama
Reklama
Reklama