Reklama

Wiedziałam, że ta decyzja całkowicie odmieni życie naszej rodziny. Ale także tej małej dziewczynki, która najbardziej na świecie pragnęła miłości.

Reklama

Basia miała pięć lat, wielkie niebieskie oczy i dwa urocze niesforne kucyki. Wyglądała jak aniołek, a była największym małym urwisem na osiedlu. Absorbująca, wypełniająca sobą całe podwórko. Z naszym 7-letnim synkiem Michasiem polubili się od razu.

Przychodziła do nas prawie codziennie

Byliśmy nowymi lokatorami na osiedlu. Po latach przemieszkiwania kątem u teściów kupiliśmy własne mieszkanie. To Karol przekonał mnie do wzięcia pożyczki i jak zwykle miał rację. Czterdzieści pięć metrów kwadratowych szczęścia dla trzech osób! No właśnie… Wkrótce okazało się, że czasami nawet dla czterech. Pewnego dnia Michaś przyprowadził Kasię. Z miejsca wprowadziła sporo zamieszania: rozrzucała zabawki, hałasowała i całą sobą manifestowała: uwaga, jestem! Późnym popołudniem, zdziwiona, że nikt jej nie szuka, ustaliłam numer telefonu jej matki.
– Nie ma problemu, Kasia może u państwa jeszcze zostać – usłyszałam. – Przyjdę po nią przed dwudziestą, bo o tej porze bierze lekarstwo.

Mała fantazjowała na temat mamy...

Trochę mnie to wszystko zastanowiło, ale nie chciałam wtrącać się do cudzych spraw. Zwłaszcza że mała mówiła o mamie same dobre rzeczy. Kochana, kupuje mnóstwo zabawek, dwa lata temu byli całą rodziną w Egipcie, a w te wakacje pojadą nad morze, a pod choinkę dostanie komputer. Usta jej się nie zamykały. Dowiedziałam się jeszcze, że to lekarstwo to na serduszko, bo czasem ją boli. Odtąd bywała u nas prawie codziennie. Michaś był nią zachwycony, a ona z kolei była zachwycona, gdy któreś z nas, dorosłych, przyłączało się do zabawy. Lepienie z plasteliny, czytanie książeczek, malowanie pastelami było na porządku dziennym. Mała, widząc nasze zainteresowanie, jakby się trochę uspokoiła. Przy całej jej żywiołowości był w niej pewien smutek.

Coś wydawało mi się nie tak

Kiedyś natknęłam się w osiedlowym sklepiku na matkę Kasi i aby nawiązać rozmowę, wspomniałam o Egipcie i morzu, nad które miały pojechać.
– A to kłamczucha – zdenerwowała się. – Skaranie boskie z tym dzieckiem. Wymyśla jakieś niestworzone historie, nie mam do niej zdrowia.
Ta rozmowa dała mi do myślenia. A później nastąpił ciąg wydarzeń, które na zawsze miały zmienić nasze życie. Zaczęło się od tego, że zarządziłam dzieciakom malowanie mamy. Kasia co i rusz zerkała na pracę Michasia. Kiedy później spojrzałam na obie, zastygłam w bezruchu. Z obu wyglądała… moja twarz. Kręcone włosy, okulary – nie mogło być wątpliwości. Postanowiłam porozmawiać o tym z mamą dziewczynki. Bardzo chciałam pomóc Kasi i jej rodzicom, bo najwyraźniej coś szwankowało w ich relacjach. Trudno, pomyślałam, najwyżej uzna mnie za wścibską babę. Ponieważ zaczynały się ferie i wyjeżdżaliśmy do rodziny na wieś, odłożyłam rozmowę na później.

Po przyjeździe natychmiast pobiegłam do domu sąsiadki.

– Chciałam porozmawiać o Kasi – zaczęłam. – Proszę mi wybaczyć, ale mam wrażenie, że coś złego dzieje się z pani córeczką.
Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i nagle wybuchła: – To nie jest moja córka! Wiedziałam, że to się nie może udać. Mówiłam mężowi, żeby nie brać dzieciaka z domu dziecka. I do tego chorego. Ja się nie nadaję na samarytankę! Sama nie wiem, jak wytrzymałam cały rok. Rozwiązaliśmy adopcję. Niech pani tak na mnie nie patrzy! Ja też mam prawo do szczęścia! A poza tym… będziemy mieli własne dziecko…

Prawo do szczęścia... Pomyślałam o Kasi i żal ścisnął mi serce.

Starając się mówić opanowanym głosem, poprosiłam o podanie adresu domu dziecka, w którym przebywa Kasia.
– Wie pani, nasz Michaś bardzo się do niej przywiązał i tęskni. Mógłby ją odwiedzić.
Na miękkich nogach wracałam do domu. Oddali. Jak zabawkę. Jak towar do reklamacji. Co robić? Boże, co ja mam zrobić? Przegadaliśmy z Karolem całą noc. W końcu uradziliśmy, że nie możemy tego tak zostawić. Będziemy Kasię zabierać na weekendy i na wakacje. Kiedy rano powiedzieliśmy o wszystkim Michasiowi, spojrzał na nas zdziwionym wzrokiem i zapytał całkiem dorośle:
– Dlaczego na wakacje? Skoro Kasia nie ma własnego domu i może mieszkać w każdym, to dlaczego właściwie nie w naszym?

Zobacz też: Nicole Kidman planuje adopcję

Dyrektorka domu dziecka ostudziła trochę nasze emocje.

Adopcja nie jest prostą sprawą. Będziecie państwo musieli przejść testy, no i całą procedurę. Proszę się jednak dobrze zastanowić. Kasia jest ślicznym dzieckiem, ale ma wadę serca. Pociąga to za sobą poważne konsekwencje, także finansowe. Poza tym przeżyła już dwa razy odrzucenie – najpierw biologicznych rodziców, potem matki zastępczej. Teraz zdiagnozowano u niej dodatkowo dziecięcą depresję. Nie chcę, żeby cierpiała jeszcze bardziej.

Czy chcesz być naszą córeczką?

Byliśmy jednak zdecydowani. Dyrektorka zaprowadziła nas do Kasi. Siedziała w kącie pokoju, przytulając pluszowego pieska. – Kasieńko, Michaś ciągle pyta o ciebie... Właściwie to przyszliśmy cię zapytać... czy chcesz być naszą córeczką?
Spojrzała tymi swoimi wielkimi oczami z niedowierzaniem, a potem jej twarz rozjaśnił uśmiech.
– A będę mogła czesać twoje włosy? I pojedziemy do Egiptu i nad morze? – znów zobaczyłam w niej dawną roztrzepaną dziewczynkę.
– Pojedziemy najpierw na wieś do dziadków – odezwał się przytomnie Karol. Przecież muszą poznać swoją wnuczkę. – No i trzeba będzie zamienić mieszkanie – dodał już w domu. – Dzieciaki nie mogą się gnieździć w jednym małym pokoju… i w ogóle…
Przytuliłam się wzruszona do mojego mądrego męża. Jak zwykle miał rację.

Joanna z Kielc

Reklama

Czytaj także: Prawdziwe historie:Oddałam moje dziecko.

Reklama
Reklama
Reklama