Ciążowe badanie GBS może uratować dziecku życie! Zobaczyłam to na własne oczy
Tamten noworodek był największy z piątki dzieci, które leżały na mojej sali poporodowej, a jednak to on przez pierwsze dni musiał walczyć o życie. Powód? Jedna zgubiona kartka z wynikami posiewu z pochwy.
Na sali poporodowej było nas pięć – wszystkie urodziłyśmy nasze dzieci tego samego dnia. Pierwszego wieczoru leżałyśmy i rozmawiałyśmy: jedne karmiły, inne już nakarmiły i uśpiły swoje dzieci. I wtedy ten największy, najsilniejszy noworodek z naszej sali najpierw zaczął dziwnie krztusić się i charczeć, a potem zupełnie ucichł...
Tego piekła, jakie się wtedy zaczęło dla niego i dla jego mamy, można było uniknąć, gdyby ginekolog przeczytał wynik posiewu z pochwy rodzącej.
Co to jest posiew z pochwy?
Posiew z pochwy i odbytu (a mówiąc konkretniej: badanie GBS) to jedno z ostatnich badań zalecanych w ciąży. Wykonuje się je po to, aby sprawdzić, czy w pochwie, odbycie albo szyjce macicy kobiety w ciąży nie ma paciorkowców z grupy B, które dla kobiety nie są aż tak groźne (według badań co trzecia kobieta jest ich nosicielką!), ale dla nowo narodzonego dziecka stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo. Noworodek może się nimi zarazić podczas przeciskania przez kanał rodny albo nawet wcześniej, jeszcze przed akcją porodową (jeśli np. dojdzie do wcześniejszego odejścia wód płodowych), a wtedy jest wielkie ryzyko, że jego jeszcze bardzo słabiutka odporność nie da sobie z nimi rady.
Czym grozi zakażenie paciorkowcami GBS?
Tamto dziecko, które po kilku godzinach od narodzin nagle zaczęło się dusić, urodziło się z donoszonej, bezproblemowej ciąży i dostało pełne 10 punktów w skali Apgar. Nie miało żadnych wad genetycznych, nie miało żadnej ukrytej choroby. O takim noworodku marzy każda mama i każdy lekarz przyjmujący poród. Okazało się jednak, że gdy jego mama przyjechała ze skurczami do szpitala panie na izbie przyjęć zawieruszyły jedną kartkę z jej dokumentów. I akurat to była kartka z posiewem, na której stało czarno na białym, że badanie GBS wykazało obecność paciorkowców w pochwie.
Gdyby tamta kartka dotarła do ginekologa przyjmującego poród, mama tuż po przyjęciu do szpitala dostałaby dożylnie antybiotyki, które zdążyłyby zadziałać i uchronić rodzące dziecko przed zakażeniem. Jeśli jednak kobieta z nosicielstwem paciorkowca typu B antybiotyku nie dostanie, to w 7 przypadkach na 10 dojdzie do zakażenia dziecka (szczególnie duże ryzyko jest wtedy, gdy dojdzie do przedwczesnego odejścia wód płodowych). Zakażony noworodek może w pierwszych dniach życia dostać:
- zapalenia płuc
- zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych
- sepsy, czyli ogólnoustrojowego zakażenia bakteryjnego
a wszystkie te trzy dolegliwości stanowią dla nowo narodzonego dziecka zagrożenie życia!
Pierwsze objawy zakażenia mogą pojawić się już w pierwszych godzinach życia dziecka, ale równie dobrze zakażenie może rozwinąć się później: w ciągu pierwszych 3 miesięcy po narodzinach. Późniejsze zakażenia mają lepsze rokowania, chociaż i one są dla dziecka bardzo groźne, dlatego z każdą gorączką, dusznością czy nieukojonym płaczem niemowlęcia trzeba jak najszybciej jechać do lekarza.
Czy dodatni wynik posiewu z pochwy jest wskazaniem do cesarskiego cięcia?
Nie – zawsze za to jest wskazaniem do podania kobiecie antybiotyku tuż przed porodem. Według zaleceń Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego posiew najlepiej zrobić między 35 a 37. tygodniem ciąży. Czemu tak późno? Temu, że paciorkowce bytujące w pochwie są szczególnie groźne dla dziecka w czasie porodu, a po zbyt wczesnej – np. przeprowadzonej w połowie ciąży antybiotykoterapii – mogą szybko na nowo skolonizować drogi rodne przyszłej mamy.
Antybiotyk powinien być też podany profilaktycznie, jeśli:
- doszło do wcześniejszego porodu
- od odejścia wód płodowych a porodem minęło ponad 18 godzin
- rodząca kobieta ma gorączkę niewiadomego pochodzenia
- rodząca kiedyś urodziła dziecko zakażone paciorkowcami typu B
Chory noworodek z sali, na której leżałam, na szczęście przeżył sepsę. Kiedy jego mama zaalarmowała lekarkę, dziecko zostało momentalnie przeniesione do inkubatora, został mu podany antybiotyk, włączono wspomaganie oddechu. Jego mama jednak przez pierwsze 3 dni po porodzie nie wiedziała, czy jej synkowi uda się wygrać z bakteriami. Nie mogła wziąć swojego dziecka na ręce, przystawić do piersi, powąchać go, nacieszyć się nim. Patrzyła na nas, tulące swoje dzieci i powtarzała w kółko, że to wszystko jest jej winą, bo to ona była nosicielką bakterii...
Czytaj także:
- Toksoplazmoza w ciąży: czy to groźne?
- Kalendarz badań w ciąży – sprawdź koniecznie!