Reklama

Wtorek

Dalej jestem żółciutki. Dlatego nie chcą mnie wypisać do domu. Leżę w naświetlarce, jak w solarium, z bandażem na oczach. Ale przynajmniej z nosa wyjęli mi te wstrętne rurki. Pani w okularach dalej przychodzi, czasem z tym panem, co tak się cieszył na mój widok. Już wiem – to Mama i Tata.
Z krótkimi wizytami wpadali też Dziadkowie. Głaszczą mnie i dotykają. Parę razy łapię ich za palec i mocno trzymam. Ależ robi to na nich wrażenie! Poza tym śpię. Naprawdę dużo. I często jem. Mimo to trochę chudnę – ważę teraz tylko 2500 g. Chyba nie jest to najlepsza wiadomość, bo wszyscy się martwią. Mama, tata, ludzie w fartuchach...

Reklama

Czwartek

Znowu przy mnie ruch. Od rana jestem badany. Wieczorem zaś położna przebiera mnie w inne ubranko, a rodzice pakują do fotelika samochodowego. Po raz pierwszy od 10 dni opuszczam Oddział Patologii Noworodka. A po raz pierwszy w życiu – szpital. Podróż przesypiam.
W domu wędruję od razu do sypialni. Czeka tu na mnie łóżeczko z baldachimem i pościel w misie. No i misie – większe ode mnie. I przewijak. I regał pełen ubranek. Rodzice najwyraźniej są cali w nerwach. Wspólnymi siłami i – muszę to zdradzić – niezbyt umiejętnie zmieniają mi pieluszkę. A potem: karmienie! Hurra! Tym razem piersią. To mój pierwszy raz. Mamy zresztą też. Trzeba ciągnąć z większą siłą niż do tej pory. Z butelki było łatwiej. Ale trudno. Uff, w końcu się najadam. Zasypiam na łóżku, przytulony do mamy, z ustami pełnymi jedzenia. Jest mi miło, ciepło i bezpiecznie...
Budzę się w łóżeczku, czyli przenieśli mnie, świnie, kiedy spałem! Myślę o nich źle, co wyrażam krzykiem. Chwilę tylko, bo mama bierze mnie na ręce. Przewija i karmi. Znów zasypiam przy niej, by obudzić się w łóżeczku! Krzyczę, mama mnie bierze, przewija, karmi, zasypiam przy niej i...
Budzę się przy niej. No, czyli czegoś już ich nauczyłem.
Myślę, że jakoś to będzie.

Reklama

Polecamy: Blog Jureczka - Mam już dwa miesiące!

Reklama
Reklama
Reklama