Czy dzisiejsze dzieci są najbardziej rozpieszczone w historii? Wiele wskazuje na to, że tak. Czy przychylając im nieba na każde zawołanie (albo z własnej woli), wychowujemy generację „ja”, dla której nie będzie się liczyło nic poza czubkiem własnego nosa? Brzmi okrutnie, ale może my rodzice faktycznie trochę przesadzamy? Dzieci, które teraz dorastają, mają wszystko natychmiast, a ich potrzeby – faktyczne bądź wyobrażone – są stawiane na pierwszym miejscu.

Reklama

Jest co najmniej kilka rzeczy, które się do tego przyczyniają. Zajmijmy się trzema z nich.

Rodzice kupują dzieciom za dużo rzeczy

Nowa łopatka do piaskownicy tylko dlatego, że stara jest stara albo kolorowanka w nagrodę tylko za to, że dziecko weszło do sklepu i się nie rozryczało… To nie są przykłady wyssane z palca. Rodzice nagle stali się bezradni wobec własnych dzieci i gorączkowo maskują to zakupami za setki złotych.

Przyczyna może być też inna – dzieci nie szanują tego, co mają, a rodzice im na to pozwalają. 8-latek z drogim telefonem jest już niemal na porządku dziennym i nikt nie kwestionuje tego, gdy dziecko po paru (nastu) miesiącach chce go wymienić na nowszy model. Albo gdy beztrosko psuje lub gubi sprzęt (to nie musi być telefon, ale np. zabawki, ubrania), a rodzice bez szemrania kupują nowy. Dziecko zachowuje się tak, bo ktoś mu na to pozwolił i spełnił jego zachciankę. Rodzice z kolei nie potrafią (lub nie chcą) odróżnić zachcianek od prawdziwych potrzeb dziecka. Czy kilkulatek naprawdę potrzebuje w pokoju telewizora, konsoli i własnego tabletu? To kwestia do rozważenia dla nas.

Dzieci nie potrafią o siebie walczyć

To, że są apatyczne głównie dzięki rodzicom, ustaliliśmy w poprzednim punkcie. Dzieciaki nie muszą dziś pracować ani czekać na nic! Dostają niemal od razu wszystko, o co poproszą. To nie sprzyja samodzielności.

Zobacz także

W ostatnich latach dokonał się pewien zwrot w relacjach rodzinnych. Nagle dzieci znalazły się w centrum życia rodzinnego, stały się oczkiem w głowie mamy i taty. To zupełnie inna sytuacja, niż dotąd – kiedyś dzieci były częścią rodziny, jej naturalną konsekwencją. Wspólne dążenie do wspólnych (rodzinnych) celów jest teraz passe. Przecież liczy się przede wszystkim dobro dziecka! Kłopot w tym, że jeśli je przyzwyczaimy do tego, że są centrum świata, właśnie tak będą o sobie myślały.

Syndrom „ja w dzieciństwie tego nie miałam”

Wiele własnych braków kompensujemy sobie mocno inwestując w dzieci. Nie chodzi tylko o zabawki, ubranka i inne dobra materialne, ale też różne doświadczenia. Wyprawy do aquaparku, Legolandu, kursy językowe, liczne zajęcia, na które prowadzamy dziecko od pierwszych miesięcy. Wszystko, co najlepsze. Z jednej strony to nic złego, ale z drugiej dzieciakom może aż brakować tchu od tych wrażeń.

Można to też rozumieć inaczej. Na pozór zmieniło się bardzo wiele, ale dzieci wciąż są dziećmi. Tak samo niesfornymi, jak ich rodzice lata temu. My tak samo nie chcieliśmy słać łóżek ani odrabiać prac domowych. Zamiast pomagać mamie w kuchni, też woleliśmy bimbać przed telewizorem albo słuchać muzyki z walkmana. Nasze dzieci zachowują się podobnie, tylko mają bardziej nowoczesne sprzęty. A nam jakoś umyka to z pamięci...

Reklama

Czytaj też: Za moich czasów tak nie było! 5 zmian w wychowaniu dzieci - nie tylko na lepsze

Reklama
Reklama
Reklama