Jak wychować szczęśliwego jedynaka?
Bycie jedynym dzieckiem nie musi być trudne. To, jakim będzie człowiekiem, w większym stopniu zależy od sposobu wychowania.
- Ewa Sawicka
Początkowo każdy malec – niezależnie od tego, czy urodził się pierwszy, czy piąty z kolei, chciałby mieć mamę i tatę na wyłączność. Do trzeciego roku życia dziecko nie czuje potrzeby związków z rówieśnikami. Całą swoją emocjonalną uwagę skupia na bezpośrednich opiekunach, czyli rodzicach. Rodzeństwo – nawet jeśli już jest – nabiera dla niego znaczenia dopiero w późniejszym okresie życia, gdy pojawia się chęć wspólnej zabawy z innym dzieckiem.
– Nie istnieje problem jedynaka – twierdzi Anna Mieszczanek, doradca rodzinny i mediator, współautorka książki „Jak wychować szczęśliwe dzieci”. – To ewentualnie rodzic czuje, że ma kłopot i musi coś z nim zrobić. Ulega naciskom ciotek, babć, mediów czy książek i zaczyna myśleć, że tak jak mają inni, jest lepiej. A powinniśmy mieć do siebie jako rodziców zaufanie – mamy jedno dziecko, bo tak nam się ułożyło (nie chcemy czy nie możemy mieć więcej) i to jest w porządku.
Zalety jedynactwa
Malec, który nie ma rodzeństwa, cieszy się zwykle większą uwagą rodziców, lepiej rozwija intelektualnie, bo częściej przebywa w towarzystwie dorosłych. Zawsze może też liczyć na to, że jego problemy zostaną w porę zauważone i że otrzyma pomoc w ich rozwiązaniu.
– Rodzice jedynaka mają więcej cierpliwości i czasu dla niego, bo jemu przypada cała pula ich zainteresowania, którą w przypadku posiadania kilkorga dzieci muszą podzielić – podkreśla autorka książki. Uczenie dziecka partnerskich stosunków bywa odbierane przez otoczenie jako rozpuszczanie dziecka. O jedynakach zwykło się mówić, że są skoncentrowani na sobie i nie potrafią dostosować się do życia w grupie.
– Dziecko, które wyniosło z domu szacunek do samego siebie, bo rodzice poświęcili więcej uwagi, by w nim go zbudować, będzie oczekiwało takiej postawy także poza domem – prostuje obiegową opinię Anna Mieszczanek. – Kłopot z tym ma nie dziecko, ale dorośli, który nie traktują go w sposób partnerski. Ono uczy się w domu, że może mieć inne zdanie niż rodzice i że jest to brane pod uwagę. Jednocześnie zdobywa wiedzę, że samo także musi czasami uznać racje dorosłych, a w pewnych sytuacjach, nawet nie zgadzając się z nimi, zrezygnować z własnych oczekiwań. To bardzo zaprocentuje w późniejszym życiu.
Wbrew pozorom, liczna rodzina nie zapewnia demokratycznego stylu życia w takim stopniu, jak model 2+1. W wielodzietnych rodzinach rodzice często nie mają czasu, by szczegółowo wyjaśniać dzieciom powody, jakimi się kierują. Przy licznej gromadce rodzi się wręcz tendencja do silnej polaryzacji. Rodzice i dzieci to dwa odrębne światy. Bracia i siostry więcej uczą się od siebie niż od dorosłych. Młodsze dzieci naśladują raczej starsze rodzeństwo niż rodziców. Ma to swoje dobre strony: lepiej czują się z równolatkami i łatwiej odnajdują swoje miejsce w grupie rówieśników – ale też i złe: często tym miejscem jest ostatni rząd. [CMS_PAGE_BREAK]
– Dlatego jedynacy są tak potrzebni otoczeniu – podkreśla Anna Mieszczanek. – Jedynak, który w przedszkolu domaga się, aby traktować go jako osobę, a nie trybik w maszynie, działa nie tylko na swoją korzyść. Wymusza zmianę w traktowaniu wszystkich dzieci, którym należy się – każdemu z osobna – uwaga i szacunek. To długotrwały proces, panie w przedszkolach niechętnie zmieniają swoje nastawienie, ale im więcej jedynaków w grupie, tym większe prawdopodobieństwo, że te zmiany zajdą.
Daj jedynakowi wsparcie
Nic tak nie boli młodej matki, jak pełne nagany stwierdzenie „to pewnie jedynak?”, którym obce osoby komentują nie zawsze właściwe zachowanie dziecka.
– To wielka wartość, że dziecko potrafi wyrażać wprost swoje uczucia i nie boi się konsekwencji okazywania złości czy niezadowolenia. Uczy się w ten sposób, że ma prawo do ich odczuwania, tak jak rodzice czy inni dorośli – mówi Anna Mieszczanek. – Dając sobie to prawo (jak każde inne), będzie dawał je także osobom ze swojego otoczenia – kolegom, a później także partnerowi.
Bardzo ważne jest, aby w takiej sytuacji nie cofnąć się i nie stanąć przeciwko dziecku, które „przynosi wstyd”. Nie dać się wciągnąć w grę: dorośli kontra dzieci.
– Jeśli odczuwamy wstyd jako rodzice, to zastanówmy się, o co tak naprawdę nam chodzi – zachęca Anna Mieszczanek. – Każdy z nas ma w sobie tzw. wewnętrznego krytyka, głos, który odzywa się w różnych sytuacjach. Dlaczego go słyszymy, czego się boimy? Skąd w nas to przekonanie, że robimy coś nie tak, że źle wychowujemy czy sami jesteśmy nie tacy? Skupiając się na sobie, na tym, jak zachowuje się nasze ciało w takich sytuacjach, dowiadujemy się tego, co nas ogranicza i co ze sposobu, w jaki sposób zostaliśmy wychowani, przeszkadza nam w obecnym życiu. Paradoksalnie, skupiając się na sobie, dajemy więcej miejsca swojemu dziecku, bo odkrywając źródło lęku, nie stawiamy przed dzieckiem niepotrzebnych wymagań (bądź grzeczny, bo co babcia sobie o nas pomyśli!).
Pozwól mu wybierać
– Nie ma nic złego w tym, że dziecko chce stanąć na piedestale – uspokaja Anna Mieszczanek. – To w nas, dorosłych, jest obawa przed tym, by nasze dziecko nie zostało uznane za typowego jedynaka. Jeśli dobrze się tam czuje, to wszystko jest w porządku. Jeśli nie, wybierze sobie inne miejsce. To nam się wydaje, że możemy sterować życiem naszych dzieci, wybierać za nie, planować. Trochę tak, ale w niewielkim stopniu. Dziecko intuicyjnie wyczuwa, co dla niego jest najlepsze. I trzeba mu pozwolić na podążanie własną drogą.
Bardzo często rodzice jedynaków z obawą patrzą na to, jak ich dziecko rozpycha się wśród rówieśników, zakreśla własne terytorium – to jest moje, nie ruszaj tego, albo decyduje: ma być tak, jak ja mówię. Niepotrzebnie, mali jedynacy wcale nie są bardziej egoistyczni niż ich rówieśnicy mający rodzeństwo. Tyle tylko, że dzieci w rodzinach, gdzie jest ich więcej, te przepychanki ćwiczą w domu. Jedynak musi na zewnątrz sprawdzać, jak rówieśnicy reagują na niego. Dlatego częściej zachowuje się w ten sposób w przedszkolu czy na wielkim rodzinnym przyjęciu. Prawdą jest natomiast to, że potrzebuje on większej przestrzeni niż jego rówieśnik urodzony jako drugi czy trzeci, od najmłodszych lat przyzwyczajony do tego, że dzieli z kimś uwagę rodziców, pokój i zabawki.
– Mały człowiek musi sam sprawdzić, jak inni reagują na niego – tłumaczy Anna Mieszczanek. – W pewnym momencie zacznie wyciągać z tego wnioski. Dajmy dziecku przestrzeń, by samo sprawdziło, jak jest dobrze, a jak gorzej, bez rodzicielskich wyobrażeń i nadopiekuńczości.
Wtedy wychowamy naprawdę szczęśliwe dziecko. I za kilka lat być może nabierzemy ochoty, by to powtórzyć z kolejnym jedynakiem. Psycholodzy twierdzą bowiem, że jeśli różnica między dziećmi jest większa niż 7 lat, to bliższy kontakt emocjonalny nawiążą one dopiero w późniejszym wieku. Przez pierwsze lata rodzice mają w domu dwoje jedynaków. I nie jest to wcale złe rozwiązanie. [CMS_PAGE_BREAK]
Nie wierz obiegowym opiniom i...
- ...chwal swojego jedynaka. Mów mu, jaki jest świetny, a przy okazji podkreślaj, że dla każdego taty i każdej mamy jego dziecko jest wspaniałe. Maluch, który nie jest chwalony, nie będzie umiał w przyszłości zbudować związku, gdyż nie będzie miał zaufania do siebie.
- ...ufaj sobie – nie bój się swoich potrzeb. Jeśli chcesz mieć jedno dziecko – nie ma w tym nic złego. Nie musisz mieć poczucia winy ani wobec swojej pociechy, ani wobec innych. Nikogo (zwłaszcza dziecka) tym nie krzywdzisz.
- ...nie oceniaj go przez pryzmat jedynactwa. Twój malec jest indywidualnością, nie ma drugiego takiego dziecka na świecie. Fakt, że nie ma rodzeństwa, jest jednym z wielu, które wpływają na jego charakter, i to bynajmniej nie decydującym.
- ...pamiętaj, że niczego nie musisz mu rekompensować, a zwłaszcza braku rodzeństwa. Nie ma nic złego w tym, że wyślesz go do przedszkola, a gdy będzie starszy, na kolonie czy obóz, czy raz w tygodniu zostawisz z opiekunką, żeby wyjść z mężem na kolację czy do teatru. Tak jak twój malec potrzebuje czasu tylko dla siebie, tak ty masz prawo do odpoczynku od macierzyństwa.
Dlaczego tylko jedno?
- Względy ekonomiczne
Lęk przed utratą pracy czy brak własnego mieszkania nie sprzyja podejmowaniu decyzji o licznej rodzinie. Nie jest też łatwo godzić pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, zwłaszcza kobiecie. Zmienia się rynek pracy, wzrasta zapotrzebowanie na wykształconych specjalistów, dlatego rodzice muszą się liczyć z tym, że przez wiele lat będą musieli wydać sporo pieniędzy na edukację.
- Traumatyczne wspomnienia z porodu
Zdarza się, że kobieta decyzję o posiadaniu jednego dziecka podejmuje dopiero po jego urodzeniu. Wcześniej planowała na przykład dwoje, ale poród był dla niej tak trudnym przeżyciem, że nie chciałaby przeżywać tego po raz drugi. Zwykle wstydzi się do tego przyznać, bo wmawia się jej, że tak musi być, i ma – często nawet nieuświadomione – poczucie winy. Z porodu, naturalnego zjawiska, zrobiono przypadek medyczny. Lekarze odbierają matce wiarę w siebie i decydują za nią, jak poród ma przebiegać – zwraca uwagę Anna Mieszczanek. – A przecież to nie musi tak być. Zdrowa, odpowiednio przygotowana kobieta może urodzić w domu tylko przy pomocy położnej. Rok temu tak rodziła moja córka.
- Brak wiary w siebie jako rodziców
Także pierwsze lata z maleństwem mogą okazać się trudną próbą – zmienia się wszystko, nie tylko dotychczasowy tryb życia, ale też rozkład uczuć w rodzinie. Przybywa nowy człowiek, który wymaga opieki. Myśl o tym, że ta krucha istotka jest od nas całkowicie zależna i to, co w nią włożymy, wyjmiemy, gdy dorośnie, dla niektórych rodziców bywa paraliżująca. Zwłaszcza dla młodych mam, które z każdej strony pouczane są, jak powinny wychowywać dziecko, a później rozliczane przez wychowawczynie w przedszkolu, nauczycieli w szkole i dalszą rodzinę z zachowania i postępów dziecka.
- Obawa przed samotnym macierzyństwem
Lęk przed pozostaniem samej z dzieckiem jest kolejnym argumentem za tym, by mieć tylko jedno dziecko. Wzrasta liczba rozwodów, a jednocześnie znacznie zmalały szanse na pomoc państwa, gdy ojciec dziecka nie łoży na jego utrzymanie. Także wysokość alimentów zwykle tylko w nikłym stopniu pokrywa rzeczywiste potrzeby dzieci. To ważkie argumenty, z którymi trzeba się liczyć. Branie ich pod uwagę dowodzi trzeźwej oceny sytuacji i liczenia się nie tylko z własnymi pragnieniami, ale też twardymi wymogami rzeczywistości.
- Uważne rodzicielstwo, czyli chęć wychowania dobrego, szczęśliwego człowieka. Zdając sobie sprawę, że mamy ograniczone możliwości, coraz więcej młodych małżeństw decyduje się na jedno dziecko, bo czują się odpowiedzialne nie tylko za socjalne bezpieczeństwo dziecka, ale też za sposób, w jaki je wychowują. Poświęcają mu swój czas, traktują jak partnera i z szacunkiem odnoszą się do jego licznych i naprawdę ogromnych w tym wieku potrzeb emocjonalnych.