W sobotę 16 września 1989 roku 11-letnia Ania Janowska dostała wymarzone espadryle. Ubrana w nie wyszła z domu około godziny 13. Miała pójść do apteki i do pobliskiego warzywniaka. Nigdy już nie wróciła.

Reklama

Strach o dzieci

Wychowawczyni Ani wspomina ją jako wyjątkową osobę. Kochała taniec i śpiew, była solistką w jednym z lokalnych zespołów, a także dziecięcą modelką. „Przepaść bez wieści w miejscu, gdzie jest tak dużo ludzi... Do dziś nie mieści mi się to w głowie. Ania nie była kłótliwą dziewczyną, więc nikomu nie mogła zawinić. Wręcz przeciwnie. Dla wszystkich była miła, dobra”, wspomina pan Krzysztof, kolega Ani z klasy. Pamięta także, że zaraz po zaginięciu Ani wielu rodzicom udzieliła się nie tylko nerwowa atmosfera, a wręcz panika. Wszyscy bali się o bezpieczeństwo swoich dzieci.

Zawiodła pamięć świadków

Milicja została powiadomiona o zaginięciu dziewczynki w sobotę wieczorem. Tego dnia, 16 września w Dzienniku Telewizyjnym podano komunikat o zaginięciu Ani: 11 lat, 146 cm wzrostu, długie blond włosy spięte w kucyk, ubrana w granatową kurtkę z białym suwakiem, białą bluzkę z napisami, dżinsy i płócienne buty. Jednak z niewyjaśnionych przyczyn poszukiwania nastolatki rozpoczęły się dopiero w niedzielę. Okazało się także, że zebrane przez śledczych informacje okazały się niesprawdzone.

Próby wyjaśnienia spełzły na niczym

Sprawą zaginięcia Ani zajął się Michał Fajbusiewicz w programie „997”. Właśnie tam pojawiła się migawka z pokazu mody, w którym brała udział dziewczynka.

Bliscy, sąsiedzi, zaznajomi, koleżanki i koledzy z klasy, wszyscy byli zaangażowani w poszukiwania nastolatki. Rodzice o pomoc zwracali się nawet do jasnowidzów, radiestetów. Niestety, dziewczynka przepadła bez śladu. Po czterech latach umorzono postępowanie. Jednak po kilkunastu latach do rodziców zwróciła się policka z prośbą o przekazanie próbki DNA. Sprawą zaginięcia, dziś już 44-letniej kobiety zajmuje się tzw. archiwum X działające przy Komendzie Wojewódzkiej Policji. Czy jest szansa, że Ania się odnajdzie?

Zobacz także

Źródło: dzienniklodzki.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama