Ogromne pieniądze za błąd podczas porodu - takich sum jeszcze w Polsce nie było!
Rodzice i ich córeczka dostaną kilkumilionowe odszkodowanie. Ale czy da się przeliczyć na pieniądze cierpienie, przez które przeszli i które będzie im towarzyszyć już zawsze?
Pieniądze są ogromne a decyzja sądu bez precedensu - Sąd Najwyższy zawyrokował o 3 mln zł odszkodowaniu. Rodzice o sprawiedliwość walczyli od samego początku tragedii, kiedy ich dziecko w wyniku zaniedbania lekarza urodziło się w zamartwicy. To było blisko 10 lat ciężkiej psychicznie i fizycznie batalii o sprawiedliwość. Ta walka właśnie dobiegła końca! Wyrok sądu jest ostateczny.
Tętno dziecka spadało, ale lekarz nie zdecydował się na cesarskie cięcie
Dziewczynka ma dziś 10 lat, nie ma z nią żadnego kontaktu. Wymaga całodobowej opieki rodziców i nie ma rokowań medycznych na poprawę jej stanu. Kiedy rodziła się w szpitali w Wołominie, szef dyżuru nie zgodził się na przeprowadzenie cesarskiego cięcia podczas porodu, chociaż jeden z lekarzy sugerował takie rozwiązanie. Były ku temu wskazania, gdyż zapis monitoringu pracy serca dziecka wskazywał na pogarszanie się jego stanu.
Dziewczynka przyszła na świat w wyniku porodu naturalnego, z pomocą kleszczy. Była w złym stanie, stwierdzono u niej zamartwicę. Miała słabe tętno, wymagała natychmiastowej, pilnej specjalistycznej pomocy lekarskiej. Sąd Najwyższy nie miał wątpliwości, że skrajne kalectwo dziecka jest wynikiem błędu lekarskiego. Zasądzono 1,7 mln złotych zadośćuczynienia, co wraz z odsetkami daje kwotę w wysokości ponad 3 mln złotych dla dziecka i jej rodziców.
Wyrok SN został uznany za precedensowy, co oznacza, że będzie miał moc wiążącą dla wszystkich przyszłych orzeczeń w podobnych sprawach. Poprzez zmiany w prawie wprowadzone dziesięć lat temu o zadośćuczynienie spowodowane szkodą fizyczną lub duchową mogą starać się o nie, nie tylko poszkodowani, ale również ich najbliżsi.
Szpital przyznał się do błędu
Sąd okręgowy wydał wcześniej wyrok ustanawiający dla dziewczynki rentę w wysokości 4,4 tys. złotych miesięcznie oraz 400 tys. złotych zadośćuczynienia. Mamie przyznał 70 tys. złotych, a ojcu 30 tys. złotych. Na drodze apelacji sąd w Warszawie podwyższył kwotę zadośćuczynienia dla dziewczynki do 1,2 mln złotych. Jej mama otrzymała 300 tys. złotych, a ojciec 200 tys. złotych. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który zawyrokował, że zadośćuczynienie można przyznać rodzicom dziecka, którego zdrowie zostało ciężko i trwale uszkodzone w wyniku działań osób trzecich. Sąd podtrzymał wysokość wcześniejszych kwot.
UWAGA! Szukamy idealnego ojca! Zagłosuj w naszym plebiscycie!
"Za wysokim zadośćuczynieniem dla dziecka przemawia nie tylko jego stan, ale i to, że trwał będzie przez całe jego życie, trudno powiedzieć jak długie" - argumentowała sędzia Sądu Najwyższego Katarzyna Tyczka-Rote. Podkreśliła, że dziewczynka może przeżyć rodziców i musi mieć zabezpieczenie finansowe, a zadośćuczynienie wypłacone jest jednorazowo.
"Odszkodowanie zrujnuje szpital"
Szpital w Wołominie nie zgadza się z wysokością odszkodowania. Dyrektor szpitala Andrzej Gruza stwierdził, że dla jego placówki są to rujnujące kwoty. Pełnomocnik szpitala mec. Anna Płatkowska uznała wysokość zadośćuczynienia za wygórowaną, będącą ogromnym obciążeniem dla szpitala. Podkreśliła, że dziecko pobiera już rentę i że szpital wypłacił już rodzicom 1,2 mln złotych.
Pełnomocnik rodziny mec. Jolanta Budzowska nie zgadza się z taką argumentacją. Przypomniała, że proces trwał tyle lat i zasądzone kwoty są też wynikiem właśnie przeciągającej się batalii sądowej. Podkreśliła, że szpital mógł zakończyć proces za pomocą ugody. "Zasądzona kwota nie stanowi odpowiedniej rekompensaty dla cierpienia rodziców" - powiedziała mecenas.
Wyrok Sądu Najwyższego jest ostateczny i poprzez swoją precedensowość będzie "punktem odniesienia" do ewentualnych przyszyłych (oby nie!) podobnych spraw. Przypomnijmy, że do tej pory zasądzane kwoty w wyniku błędów lekarskich były znacznie mniejsze i bardzo trudno było udowodnić winę. Dwa lata temu na sali sądowej sprawiedliwości dochodził sztangista i olimpilczyk Bartłomiej Bonk i jego żona, po tym jak w wyniku zaniedbań lekarskich ich córeczka Julia przyszła na świat z ostrym niedotlenieniem mózgu. Dziewczynka po 15 miesiącach życia zmarła. Bonk walczył o 2 mln złotych odszkodowania. Szpital uznał, że rodzicom za śmierć ich dziecka i zaniedbania lekarzy należy się 500 tys. złotych. I tyle im wypłacił. Rodzice nie zrezygnowali z dalszej walki. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Opolu, który zasądził dodatkowe 500 tys. złotych zadośćuczynienia. Oznaczało to, że rodzice otrzymali łącznie z wcześniejszą kwotą, milion złotych.
Jak sądzicie, czy tak wysokie kary będą działały odstraszająco i przyczynią się do poprawy opieki lekarskiej w polskich szpitalach? Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach.
Źródło: gazeta.pl, wp
Zobacz też:
- Poród bez planu: szpitale nie przestrzegają standardów
- Jak dziecko układa się przed porodem - 5 pozycji
- Joanna Pietrusiewicz z Rodzić po Ludzku: „Cały czas musimy walczyć”