Antyfiltrowcy są absolutnie przekonani o tym, że kremy z filtrami UV nie tylko nie chronią nas przed słońcem, lecz także stosowanie ich może powodować raka. Dlatego, zabezpieczając przed tym siebie (i dzieci!), nie używają żadnych filtrów ochronnych. Co ciekawe, na poparcie swojej teorii nie mogą przedstawić żadnych wyników badań naukowych, bo takich nie ma. Czy coś wam to przypomina?

Reklama

Antyfiltrowcy wzorują się na antyszczepionkowcach?

Bez trudu da się zauważyć pewne cechy wspólne obu grup. Obie działają w myśl teorii spiskowych, że ktoś próbuje ich oszukać i chce żerować na ich zdrowiu, i to za duże pieniądze. Ktoś, czyli firmy farmaceutyczne produkujące szczepionki lub firmy kosmetyczne wypuszczające na rynek kosmetyki przeciwsłoneczne. Jedne i drugie rzekomo mają wcale nie działać na korzyść naszych organizmu, ale wręcz je uszkadzać. Walka z tego typu „oszustami” polega więc na całkowitym zaprzestaniu korzystania z ich produktów. Ale czy tą drogą naprawdę zyskują lepsze zdrowie? Działanie obu grup jest naprawdę odważne, by nie powiedzieć brawurowe, bo jak dotąd nie ma żadnych naukowych badań poświadczających, że ich teorie są prawdziwe.

Kremy z filtrem dla dzieci - testy i opinie

Zarzuty antyfiltrowców wobec kosmetyków z filtrami UV

Przeciwnicy kosmetyków ochronnych twierdzą, że jeśli słońce przenika do naszej skóry, jest ona zaopatrywana w witaminę D, tak ważną przecież dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. Smarowanie się kremem z filtrem nie pozwala zatem na absorpcję tej witaminy ze słońca. Oczywiście nie jest to prawdą, ponieważ żadne filtry nie tworzą całkowitej bariery ochronnej przed promieniami słonecznymi, a jedynie spowalniają ich negatywne skutki. Osoba prawidłowo posmarowana filtrem może przebywać na słońcu dłużej niż nieposmarowana bez obawy, że dojdzie do oparzenia słonecznego. Aby uzyskać niezbędną dawkę witaminy D, wystarczy wyeksponować łydki i przedramiona w słoneczny dzień na ok. 15 minut. Zważywszy na fakt, że niezwykle często źle korzystamy z filtrów, to znaczy nakładamy je na ciało w zbyt małej ilości i już będąc na słońcu, a nie 20 minut wcześniej, by kosmetyk mógł zacząć działać, naprawdę nie powinniśmy się bać, że blokujemy sobie dostęp do witaminy D.

Prawdą jest też, że w strefie klimatycznej, w jakiej żyjemy, w okresie od września do marca powinniśmy suplementować witaminę D w postaci preparatów, żeby mieć jej odpowiednią ilość. Ale czy antyfiltrowcy robią to tak sumiennie, tego nie wiemy.

Zobacz także

Ekspozycja na słońce powoduje raka

Przeciwnicy filtrów przekonują, że kosmetyki przeciwsłoneczne wywołują raka, gdy tymczasem to brak ochrony skóry przyczynia się do jego powstawania. Szczególnie narażone na szkodliwe działanie promieni słonecznych są dzieci, dlatego powinny być one smarowane kremami ochronnymi najbardziej dokładnie. Należy pamiętać o tym, że od nałożenia preparatu na skórę do uzyskania pożądanej ochrony mija pewien czas. Prawidłowo zaaplikowany kosmetyk powinien pracować na ciele już ok. 15-20 minut przed wyjściem z domu, żeby w momencie kontaktu słońca ze skórą, była już ona bezpieczna.

Dla małych dzieci najlepsze są kosmetyki z filtrami mineralnymi (fizycznymi), których składniki nie wnikają w głąb skóry. Szczególnie niebezpieczne i zakazane dla dzieci są kremy zawierające oxybenzone lub retinyl palmitate (mogą mieć działanie rakotwórcze). Kiepskim rozwiązaniem są też preparaty w sprayu. W przeciwieństwie do kremu nie da się ich zaaplikować równomiernie na całej skórze dziecka, przez co uzyskana ochrona może być niedostateczna. Pamiętajmy też o tym, by stosować u dzieci kosmetyki z filtrami 30-50 SPF. Nie ma sensu kupować tych z wyższym wskaźnikiem. Badania pokazały, że jest to jedynie chwyt marketingowy, a produkty z filtrem 60 czy 70 wcale nie zapewniają znacząco większej bariery przed słońcem.

Reklama

Źródło: innpoland.pl, dziennik.pl

Reklama
Reklama
Reklama