Reklama

To jeden z cudowniejszych widoków, kiedy maluszki, często zaraz po urodzeniu, pływają i chlupoczą się w basenowej wodzie. To też powód do dumy niejednego rodzica: oto mamy dzidziusia, który być może jeszcze nie umie chodzić, a już pływa i czuje się w wodzie jak rybka. Niestety opublikowane przez australijską profesor Unę Ryan badania kładą się cieniem na radości z basenowych wizyt.

Reklama

Fałszywe poczucie bezpieczeństwa

Profesor jest specjalistką od biochemii i pod mikroskop wzięła wodę na basenach. Powód był konkretny. W Australii trwa lato i ludzie chętnie korzystają z wodnego wypoczynku. Po przeanalizowaniu próbek okazało się, że w basenowej wodzie odnotowano podwojenie przypadków kryptosporydiozy (choroba wywołana przez pierwotniaki) w porównaniu z tym samym okresem z ubiegłego roku (w pierwszych trzech tygodniach stycznia w Australii było 109 przypadków, w porównaniu z 54 przypadkami z 2016 roku) oraz wzrostem lambliozy (choroba pasożytnicza). Obie choroby powodują biegunkę, nudności, wymioty i skurcze żołądka. W okresie letnim większość basenów ma przynajmniej jeden taki przypadek na tydzień.

Skąd skażenie wody? Z badań profesor wynika, że jego źródłem mogą być pieluchomajtki w których kąpią się maluszki. Okazuje się, że takie pieluchy nie są szczelne."Nie działają, nie działają wcale - mogą być nieco lepsze niż zwykłe pieluszki, ale uwalniają kał w basenie" - powiedziała profesor Ryan. "Pływackie pieluszki mogą częściowo zatrzymywać ciała stałe, to na poziomie mikroskopowym działają jak torebka herbaty w wrzątku" – opisała.

Po wizycie na basenie kłopoty z brzuszkiem?

Kryptosporidium jest odporne na chlor. Według australijskich danych, jest jedną z głównych przyczyn chorób układu pokarmowego wywołanych wizytą na basenie. Chodzi o to, że ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, ile wody połykają podczas pływania. Badania z 2006 roku wykazały, że osoby dorosłe podczas pływania basenowego połykają średnio dwie łyżki stołowe wody, w przypadku dzieci jest to nawet dwa razy więcej.

Stąd profesor postuluje, aby dzieci, które miały biegunkę, odwiedzały baseny dopiero po upływie 2 tygodni. Tak, aby mieć pewność, że nie będą już zarażać. "Choć pływackie pieluszki mogą dać rodzicom fałszywe poczucie bezpieczeństwa, musimy pamiętać, że +na czubku szpilki można zmieścić miliony pasożytów+" - powiedziała profesor Ryan.

Mamy nadzieję, że wyniki badań nie zrażą nas przed zabieraniem maluszków na basenowe zabawy. Wydaje się, że w tej sytuacji najsensowniej będzie częstsze kontrolowanie stanu pieluszek naszych dzidziusiów i w momencie zrobienia przez nie kupy, po prostu wyjście z wody, przebranie i nałożenie nowych majtek.

A wy co sądzicie na ten temat? Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach.

Źródło: kidspot

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama