Wszyscy z niecierpliwością wyczekują majówki. A mi ten długi weekend kojarzy się z horrorem i chciałabym, żeby nigdy nie nadszedł. Dlaczego? Dlatego, że tuż po nim moja córka będzie przystępować do matury, której... prawdopodobnie nie zda.

Reklama

Ciągłe zmiany

Najpierw rząd zafundował dzieciakom likwidację gimnazjów, zmiany programowe, a później Czarnek wręcz posadził uczniów na rollercoasterze w postaci nauki zdalnej. Moja córka po dwóch latach nauki online ma napisać egzamin dojrzałości, który zdecyduje o jej przyszłość. A ona sama mówi, że nie zda tej matury. Że najlepiej byłoby, żeby powtórzyć te dwa lata. Rozumiecie, dziecko samo twierdzi, że najlepszym rozwiązaniem byłoby cofnięcie się do niższej klasy.

Zmienił się też kanon lektur – moja córka całkiem się w tym pogubiła i już nie wie nawet, jakie książki powinna przeczytać do matury. Mam wrażenie, że z nauczycielami jest podobnie, więc polonistka Karoliny „na wszelki wypadek” kazała im przeczytać wszystkie, które były wcześniej w wykazie lektur. Obłęd.

Horror na zdalnym nauczaniu

Jak wyglądało to przygotowanie do matury online? Pan matematyk, starszy dziaduszek, dobry nauczyciel nie potrafił sobie poradzić z technologią – przez pierwszy miesiąc w ogóle nie pojawiał się na zajęciach, wysyłał tylko prezentacje. Po miesiącu, jak jednak już był zmuszony zacząć coś robić – owszem, uczył, miał sporo dobrej woli, jednak ciągle zacinał mu się mikrofon, przerywał internet. Nauczyciel, który prowadził wartościowe zajęcia w tradycyjnym modelu nauczania, kompletnie nie nauczył dzieciaków niczego online. A przecież ta matematyka jest tak ważna. Moja Karolina bała się jej od zawsze, a teraz już otwarcie mówi, że sobie nie poradzi z zadaniami na maturze.

Pani od polskiego, czyli drugiego obowiązkowego przedmiotu na maturze, całkowicie olała nauczanie online – podczas lekcji kazała najlepszej uczennicy czytać na głos „Wesele”. A ja słyszałam ciche komentarze kolegów mojej córki, że ten autor jak to pisał, to musiał być na jakimś haju. Bo bez żadnego wprowadzenia, wytłumaczenia ze strony nauczycielki, te dzieci po prostu tego nie rozumiały. I na podstawie tych „lekcji” (choć aż wstyd mi to tak nazywać) maturzyści mają pisać teraz egzamin...

Zobacz także

Moja córka marzyła o studiach prawniczych. Nie była prymuską, ale uczyła się dobrze. A teraz mówi mi, że ona nawet nie będzie czekać na wyniki matury, tylko od razu wyjedzie do pracy za granicę. Bo przecież i tak nie zda... Moje dziecko płacze po nocach, bo minister Czarnek swoimi głupimi decyzjami przekreślił jej marzenia, plany. Te dzieci czują się jak króliki doświadczalne, tylko że to nie jest gra albo film, a prawdziwe życie. Dla Czarnka są to „kolejne roczniki”, dla mnie to jest moje dziecko i jego przyszłość.

Tysiące złotych wydane na korepetycje

Na korepetycje wydaliśmy już kilkanaście tysięcy. Sama myśl o tym doprowadza mnie do furii, bo miały to być pieniądze dla naszej Karoliny na lepszy start. A najgorsze jest to, że mimo naszych starań, starań naszej córki, korepetytorów – te zajęcia pewnie nic nie dadzą. Nie da się podczas kilku dodatkowych godzin tygodniowo nadrobić dwóch lat. Poza pieniędzmi najgorsze jest również to, że moja córka całkiem zwątpiła w siebie, mając świadomość swoich braków. I już teraz zastanawiam się, czy w ogóle będzie chciała zdawać maturę poprawkową. Boże, jak to absurdalnie brzmi, bo ja już nie mam nadziei, że ona zda maturę w pierwszym terminie, tylko myślę o poprawce.

Moja córka nie jest jedyna. Większość jej znajomych z klasy ma takie podejście, że najlepiej byłoby powtórzyć te dwa lata. Oni również nie wierzą w to, że matura pójdzie im dobrze... Maja pustkę w głowie po zdalnym nauczaniu, zwątpili w siebie. Część kolegów mojej córki całkiem odpuściła już przygotowania i poszła do pracy, zmienili plany, nie robią już powtórek.

Nie winię swojego dziecka, tylko Czarnka

Do tej nieszczęsnej matury zostało kilka dni. Ostatnio Karolina mi się rozpłakała i przepraszała mnie za to wszystko, za to, że pewnie nie zda... Serce mi pękło. Bo ja nie jestem zła na swoje dziecko, które zostało po prostu skrzywdzone przez system edukacji. Jestem wściekła na Czarnka za te jego głupie decyzje. I to, że jeśli nie zmarnował życia mojej córki, to przekreślił jej marzenia. Ot tak, bo to przecież „kolejny rocznik”. Zamiast naprawdę pomyśleć o losie naszych dzieci, to on zajmował się kolejnymi ustawami, krytykował noszenie rurek u chłopców lub walczył o maturę z religii... Myślę, że zrozumie mnie każdy rodzic, którego dziecko również zostało skrzywdzone przez głupio zarządzany system edukacji.

Ewa

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama