Reklama

Wielokrotnie w mamotoja.pl pisałyśmy o tym, że ciało po ciąży potrzebuje czasu, aby doszło do siebie. Bywa, że to "potrzebuje czasu" rozciąga się w nieskończoność i nigdy nie wracamy do tej samej figury. Ale pytanie "kiedy termin?" sugerujące, że na pewno jesteśmy w ciąży, skoro mamy tak duży brzuch, jest już trochę poniżej pasa. Przynajmniej dla mnie.

Reklama

"A jak mam wyglądać?"

Kiedy pięć tygodni po porodzie Laura Mazza, mama z Australii usłyszała pytanie "kiedy termin" zdobyła się na małą refleksję i zamieściła ją na Facebooku. Każda mama powinna to przeczytać.

"To kiedy termin? Nie termin miesiączki, przeprowadzki, awansu... mowa o terminie porodu. To właśnie miała na myśli" – napisała mama, kiedy osłupiała słysząc pytanie. Ale zamiast odpowiedzieć, że urodziła miesiąc temu, bąknęła: "w październiku". "To dlatego, że jestem idiotką i nie chciałam, żeby poczuła się źle" – wytłumaczyła.

"Ale wiecie co? Nie jestem zła. Nie jestem smutna. Nie jestem zażenowana. Nie czuję się źle. Nadal wyglądam na ciężarną, ale tak na serio, dlaczego miałabym nie wyglądać? Nosiłam w brzuchu dzieci przez dwa lata z rzędu" – wyjaśniła.

Ciało, które tworzy nowe życie tak właśnie wygląda!

Laura opisała, jak trudne dla każdej z nas jest bycie w ciąży. "Wyhodowałam ich kości, oczy, noski i palce u stóp, stworzyłam ich dobre serca. Moje narządy ścisnęły się, żeby mogły rosnąć, a mięśnie rozsunęły, by dzieci mogły zwiększać na objętości" – opisała proces "tworzenia" nowego życia.

Opieka nad dzieckiem to kolejny potężny wysiłek mamy. "Nie spałam po nocach, karmiąc je. Patrzyłam jak rosną, opiekując się nimi i wychowując ze skrajnym wyczerpaniem" – podkreśliła.

Laura wie, że nie wygląda teraz super. "W momencie, kiedy otwieram drzwi listonoszowi, mój prawy cycek zwisa, mam matowe włosy, bo nie miałam czasu ich rozczesać i noszę matczyne legginsy" – opisuje siebie. Ale na widok swoich dzieci rozpływa się. "Patrzę na nie, maleństwa, które stworzyłam i myślę, że są piękne, są naprawdę cudownymi, małymi ludźmi" – napisała dumna.

"To ciało to dowód na wszystko, co osiągnęłyśmy"

Laura ma przyjaciółkę, która lekko fiksuje, że po trzech miesiącach po porodzie nadal ma ciążowe ciało. "Ale dlaczego ja lub ona mamy martwić się ukrywaniem dowodów na wszystko, co osiągnęłyśmy? Na wszystko, co zrobiłyśmy?" – zadaje pytanie.
No właśnie dlaczego?! Laura uważa, że to bez sensu. "Czy na naszych łożach śmierci będziemy mówić o tym, jak wyglądałyśmy po porodzie, czy też będziemy mówić o ludziach, których urodziłyśmy?" – zadaje całkiem sensowne pytanie.

I jeszcze bardziej sensownie kończy, dając radę, aby się tym nie przejmować. "Jeśli uznano cię za ciężarną, jeśli masz tak cudownie zwisający brzuch jak ja ... przyjmij to! Nie ma nic złego w tym, że chcesz je zmienić, ale nie trać ani sekundy na nienawiść, bo to ono zrobiło coś niesamowitego, stworzyło życie".

I na dowód, że ma gdzieś zdrowe jedzenie i ćwiczenia zjadła na śniadanie pizzę, bo jest tak zmęczona opieką nad dziećmi, że tylko to ją postawi na nogi. "Zabierz moje dziecko na noc, a zamiast tego wypiję smoothie z jarmużu, ok" – napisała zaczepnie.

Laura napisała najważniejszą rzecz: stworzyłyśmy nowe życie, a wygląd naszego ciała jest na to koronnym dowodem - tak właśnie prezentuje się ciało kobiety, która przez 9 miesięcy nosiła w brzuchu nowe życie, a potem wydała je na świat. Warto to zapamiętać i nie zadawać więcej pytań w stylu "kiedy termin?" .

Podoba mi się podejście do sprawy Laury, jej dystans do wyglądu, a przede wszystkim agumenty, jakich używa. Ma rację? Napiszcie, co o tym myślicie w komentarzach.

Źródło: ofeminin

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama