„Chcę odejść od męża, ale nie mam pracy, doświadczenia ani mieszkania. Z dwójką dzieci nie wyżyję z alimentów. Czy jestem już skazana na takie byle jakie życie?” [LIST DO REDAKCJI]
Pisanie tego listu jest dla mnie trudne, ale czuję, że muszę się tym z kimś podzielić. I w jakiś sposób ostrzec inne kobiety – nigdy nie stawiajcie siebie na szarym końcu, za mężem, rodziną, bo może nadejść dzień, kiedy zorientujecie się, że... nie macie nic.
- redakcja mamotoja.pl
Mój mąż był moją pierwszą prawdziwą miłością – jesteśmy razem, odkąd zaczęłam studia. Na czwartym roku prawa dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Mała Amelka pokrzyżowała moje plany, ponieważ chciałam skończyć studia, zrobić aplikację, rozwijać się. Ale z drugiej strony byłam strasznie szczęśliwa, kochałam Marka, swojego ówczesnego chłopaka. Szybko wzięliśmy ślub i rozpoczęliśmy nowy etap życia. Studia zostawiłam, wtedy wydawało mi się, że poświęcenie się dla rodziny będzie najlepszym rozwiązaniem. Marek pracował, dobrze zarabiał, więc żyliśmy na fajnym poziomie – nie były to kokosy, ale na nic nam nie brakowało. Ja zajmowałam się domem i dziećmi – bo 3 lata po Amelce na świat przyszedł Staś, nasz synek.
Początki problemów...
Przez pierwsze kilka lat wszystko układało się dobrze, były kłótnie – jak w każdym małżeństwie, ale szybko godziliśmy się i dochodziliśmy do porozumienia. Starałam się być idealną mamą i żoną, przykładną panią domu. Nie robiłam tego z poczucia obowiązku, tylko dlatego, że kochałam swoją rodzinę, chciałam dla niej jak najlepiej. W głowie miałam jednak ciągle myśl, żeby wrócić na studia, później zacząć pracę, rozwijać się. Ale zawsze były ważniejsze rzeczy od tego.
Prawie rok temu mój mąż awansował. I wszystko się zmieniło, on przede wszystkim się zmienił. Kolokwialnie mówiąc – woda sodowa uderzyła mu do głowy. Fakt, zaczął mieć znacznie więcej pracy, ale to nie jest usprawiedliwienie na wszystko. Teraz praktycznie nie spędza czasu z dziećmi. Zaczął traktować mnie „z góry”, nie ma dnia, żebyśmy się nie kłócili. Czuję, że traktuje mnie po prostu źle, coraz częściej też sięga do kieliszka i robi się agresywny w stosunku do mnie. W dodatku przez ostatnie lata byłam przekonana, że mamy oszczędności, a kilka dni temu okazało się, że nie tylko ich nie mamy, ale mąż ma również długi (o których nie miałam pojęcia).
Chcę odejść, ale nie mogę
Bardzo chcę odejść od męża, naszej relacji już nie da się pozbierać. Zresztą od jakiegoś czasu nasze małżeństwo istnieje tylko na papierze, nie ma ani bliskości, ani miłości. Jestem z nim nieszczęśliwa, męczę się w tym związku i jestem przekonana, że nasze dzieci też to czują. W moim sercu zapadła już decyzja, że chcę to skończyć, ale zwyczajnie nie mam jak... Nie mam pracy, doświadczenia, mieszkania. Z dwójką dzieci nie wyżyję z alimentów... Boję się, że nie dam rady. No bo jak miałabym dać radę, chociażby finansowo? Bez żadnego doświadczenia mogę liczyć tylko na najniższą krajową, która nie wystarczy nawet na wynajem mieszkania. W mojej głowie ciągle pojawia się pytanie, czy jestem już skazana na takie byle jakie życie... Gdybym mogła cofnąć czas – tak wiele innych decyzji bym podjęła. Teraz czuję, że zupełnie nie mam kontroli nad swoim życiem.
Marlena
Zobacz także
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o:
- „Dwa tygodnie w szkole i moja córka znowu ma WSZY! To, co się dzieje w klasie mojej córki, to już przechodzi wszelkie pojęcie!” [LIST DO REDAKCJI]
- „Nie dziwię się, że nauczycielki nie chcą pracować w przedszkolu za marne grosze. Za prywatną opiekę płacę im podwójną stawkę” [LIST DO REDAKCJI]
- „Moje dziecko nie znosi leżakować, ale panie w przedszkolu je zmuszają” [LIST DO REDAKCJI]