„Dlaczego w Niemczech można normalnie chodzić do lekarzy, a tu nie?”
Cała ta sytuacja z pandemią zaczyna mnie wykańczać. Najgorsze jest to, że nawet jeśli nikt z mojej rodziny nie jest chory na COVID – i tak nie możemy normalnie korzystać ze służby zdrowia. Tymczasem moja szwagierka, która mieszka w Niemczech – jak gdyby nigdy nic – biega po gabinetach lekarskich, gdy tylko coś ją zaboli…
Z przerażeniem czytam prognozy na najbliższe tygodnie. Boję się, że jeśli nie wykończy nas COVID, to inne choroby, które nie zostaną dobrze zdiagnozowane i leczone. Zupełnie nie bawią mnie anegdoty o badaniu ginekologicznym przez Skype…
Tymczasem w Niemczech…
Mimo że liczba zakażeń w Niemczech jest nieporównywalnie wyższa niż w Polsce – ludzie mogą sobie chodzić do lekarzy. Nawet jeśli nie muszą, a po prostu lubią… Tak jak Kaśka, moja szwagierka, która odkąd pamiętam miała lekkiego kręćka na punkcie swojego zdrowia. Nie było tygodnia, żeby nie podejrzewała u siebie jakiejś choroby… I tak jest do dziś. Swoje diagnozy wciąż biega potwierdzać lub wykluczać do lekarzy najróżniejszych specjalizacji.
Już nie wspomnę, że każdy stan podgorączkowy oznacza dla niej symptom stanu zapalnego zagrażającego jej życiu. Na szczęście nie mieszka w Polsce, bo – jak sama mówi – zwariowałaby, nie mogąc dostać się do lekarzy. Nie mogę słuchać, kiedy o tym opowiada. Dlaczego w Niemczech można się normalnie leczyć, a tu nie?
Leczenie bezkontaktowe to leczenie?
Moja pięcioletnia córka regularnie dostaje zapalenia ucha. Wystarczy byle katar, by na drugi dzień zaczęły się bóle w jednym lub obu uszach. Kiedy jeszcze normalnie chodziło się do przychodni, pediatra przed przepisaniem antybiotyku zawsze sprawdzał stan ucha otoskopem. Czasem wystarczyły same krople i leki o działaniu przeciwzapalnym. Niestety przez telefon takie badanie jest niemożliwe. Podobnie zresztą jak zajrzenie do gardła czy osłuchanie… W efekcie małej od razu przepisywany jest antybiotyk, za każdym razem!
Leczymy się w aptece
Sama nie korzystam z teleporad. Na szczęście mamy zaprzyjaźnioną aptekę, w której zawsze nam coś ktoś doradzi. Tak już było w przypadku wysypki, której dostał mąż i mojego bólu gardła, który ciągnął się tygodniami. Tylko czy to jest normalne?
Może naprawdę lepiej zlikwidować państwowe przychodnie i nie udawać, że one pomagają ludziom? Ci, których stać na prywatnych lekarzy i tak nie korzystają z publicznych gabinetów… A ci, których nie stać – i tak rzadko kiedy mogą liczyć na taką pomoc, jakiej wymaga ich stan zdrowia.
Beata
Zobacz także: