Reklama

To, że prywatne wizyty u stomatologa nie należy do tanich, wie każdy. Czasem profilaktyka to za mało a idąc z bólem zęba, trzeba się liczyć z większym zabiegiem, a co za tym idzie większym wydatkiem. Okazuje się jednak, że paragon po wizycie z dzieckiem może zaskoczyć jeszcze bardziej. Przekonała się o tym mieszkanka Ożarowa Mazowieckiego.

Reklama

Cena wzrosła o połowę!

Pewna mama wybrała się do dentysty ze swoim trzyletnim synkiem. Dziecko narzekało na ból zęba. Po wizycie, gdy przyszło do zapłacenia za usługę oniemiała, gdy zobaczyła paragon. Oprócz kwoty za zabieg i znieczulenie na paragonie pojawiła się trzecia pozycja: „dopłata do niewspółpracującego dziecka”, która wyniosła aż 100 złotych.

Kobieta opisała stację na jednej z lokalnych facebookowych grup: „Świat jest chory... byłam dziś z synem u dentysty w Ożarowie i gdy Pani powiedziała ile mam zapłacić, opadły mi ręce! Jak zobaczyłam paragon, to zaniemówiłam! "Dopłata do dzieci niewspółpracujących" 100 zł!!! Na koniec powiem tylko tyle: szkoda ze mój 3-letni syn z bólem zęba nie współpracował... I to się nazywa stomatolog dziecięcy, z podejściem.”

Pod postem rozgorzała dyskusja, wielu rodzajów było w szoku, że gabinet w ogóle nalicza dodatkową opłatę za coś takiego i jeśli nie jest w stanie poradzić sobie z małym pacjentem, dzieci nie powinien przyjmować w ogóle. Inni zwrócili uwagę, że skoro tak wyglądała wizyta, to dziecko mogło się na dobre zrazić do dentystów.

Zaleźli się i tacy, którzy uznali, że dziecko, które się wyrywa i ucieka, utrudnia pracę stomatologa i jak najbardziej powinna obowiązywać za to dopłata. Ktoś inny stwierdził, że może cena powinna być po prostu zawyżona, a jeśli dziecko ładnie współpracuje, stomatolog naliczyłby rabat.

Sam gabinet tłumaczy, że jest to pozycja wymieniona w cenniku, który jest do wglądu przy recepcji, ale do samej sytuacji nie może się odnieść ze względu na tajemnicę lekarską.

Źródło: Facebook

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama