Opublikowany na Facebooku apel młodej mamy, Julii Sondhi, udostępniono prawie 40 tysięcy razy. Zajęły się nim także media, od lokalnych po ogólnopolskie.
Sprawa zyskała tak ogromny rozgłos nie tylko dlatego, że ataki na niewinną osobę są czymś bulwersującym i groźnym, ale także dlatego, że dotyczą także innych mieszkających w naszym kraju obcokrajowców.

Reklama

Polecamy także: Czy mówisz tak do dziecka? Sprawdź, jakie zwroty kształtują twoje dziecko

Parry nie zrobił nikomu nic złego!

Łagodny, cierpliwy, uśmiechnięty. Bez nerwów podchodzi do wszystkiego, co niesie życie, od kłopotów związanych z wychowywaniem dzieci po stresowe sytuacje w pracy. Potrafi sprawić, by jego spokój i rzeczowe podejście do problemów udzieliło się innym. Mistrz w łagodzeniu sporów. Łatwo się z wszystkimi dogaduje, jest lubiany, ma mnóstwo przyjaciół. Jest także bardzo pracowity: założył we Wrocławiu firmę, znalazł się nawet w rankingu 30 kreatywnych wrocławian i dostał wyróżnienie od prezydenta miasta.
Taki właśnie jest Parry Sondhi mąż Julii, autorki apelu. Dlaczego więc obcy ludzie atakują go na ulicy czy w tramwaju? Czy fakt, że ktoś nosi turban albo ma ciemniejszy kolor skóry albo lęk przed uchodźcami może być usprawiedliwieniem dla takich napaści?

Sikh to nie terrorysta

Parry pochodzi z Mohali w Indiach. Mieszka we Wrocławiu pod 2011 roku i zdążył już pokochać to miasto. Nosi turban, ponieważ jest Sikhem (a Sikhizm to religia przeciwna wojnom religijnym i dzieleniu ludzi ) i to nakrycie głowy jest dla niego ważnym symbolem.
Do niedawna jego turban przeszkadzał niewielu osobom. "Wrocławianie chodzą na lekcje salsy, zajęcia jogi, egzotyczne warsztaty kulinarne. Szukają coraz to nowych inspiracji, są otwarci na nowe doświadczenia. Kultura wzajemnej akceptacji rozwija się tu doskonale!" – mówił Parry jeszcze niedawno portalowi wroclaw.pl.
Odkąd zaczęło być głośnio o uchodźcach, wszystko się jednak zmieniło. W ciągu kilku ostatnich tygodni jego życie, a wraz z nim życie całej rodziny, zamieniło się w koszmar.

Obrażany i opluwany

– Jest notorycznie obrażany i wyzywany. Ludzie plują na niego, wytykają go palcami, fotografują nie pytając o zgodę – napisała Julia w swoim apelu. To niestety nie wszystko. Parry był też popychany, krzyczano za nim "Osama" . Nie może spokojnie dojechać do pracy tramwajem, bo od razu słyszy nieprzyjemne komentarze. 11 listopada, gdy przez Wrocław maszerowali członkowie NOP, nie mógł wyjść z domu. I nie był to strach na wyrost: opuszczanie w tym dniu mieszkania odradzali mu policjanci, znajomi, rodzina.

Zobacz także

"Boję się o mojego męża"

– Boję się o mojego męża, boję się o naszą rodzinę. Stres z tym związany odbiera mi radość życia – napisała w swoim apelu Julia. Ale nie chodziło jej jedynie o to, by podzielić się światem ze swoim lękiem. Chciała przede wszystkim uświadomić nam wszystkim, że my też mamy wpływ na to, co się dzieje w Polsce i jak czują się u nas osoby takie jak jej mąż.

Julia z mężem i jednym z synów

archiwum domowe

"Chcę otworzyć ludziom oczy"

"Wiem że nastroje w EU dot. napływu emigrantów z Syrii nie poprawiają naszej sytuacji ale mam do was wszystkich prośbę: wytłumaczcie swoim dzieciom, mężom czy rodzinom, że ciemny kolor skóry czy turban na głowie nie świadczy o zagrożeniu! "- napisała.
– Chcę otworzyć ludziom oczy i serca, by nie pakowali wszystkich, którzy wyglądają odrobinę inaczej, do jednego worka – powiedziała specjalnie dla babyonline.pl. – Ci, którzy atakują mojego męża, nie mają pojęcia kim jest. Widzą turban i od razu zakładają, że jest złym człowiekiem. Są agresywni, wybuchają natychmiast, bez chwili refleksji. Ta agresja bierze się z lęku i niewiedzy.

Mamy, to nasze zadanie!

Julia początkowo udostępniła swój apel na zamkniętym forum dla młodych mam.
– Zaczęłam właśnie tam, bo uważam, że to my, mamy, możemy zrobić najwięcej – powiedziała. – Ludzie, którzy atakują mojego męża są najczęściej bardzo młodzi. To prawie dzieci. Trzeba tłumaczyć im, że nie wolno działać na zasadzie "Widzę kogoś o ciemnej skórze albo w turbanie, więc napluję mu na buty albo go popchnę". Trzeba uświadamiać, że ludzie są różni i że nie ma w tym nic złego. Tłumaczyć, że nasz kraj się zmienia, rozwija, że powstaje mnóstwo międzynarodowych firm, w których pracują ludzie z różnych stron świata. Oni też mają prawo czuć się u nas bezpiecznie.

Podpisujemy się pod tym obiema rękami.

Reklama

Przeczytaj także: Koniec z wytykaniem palcami! Jak wychować otwarte, nie krzywdzące innych dziecko?

Reklama
Reklama
Reklama