Dziś rodzice nie uczą dobrych manier? „Dzieci przyjaciółki zdewastowały mi mieszkanie”
Zdarza się, że jedno spotkanie potrafi zweryfikować nasze przekonania o wychowaniu. Miałam spędzić miłe popołudnie z przyjaciółką i jej dziećmi – zamiast tego zostałam z bałaganem, poczuciem niesmaku i pytaniem, czy dobre maniery przestały być czymś oczywistym.

„Przecież to tylko dzieci” – słowa, które usprawiedliwiają wszystko?
Odwiedziła mnie przyjaciółka z dwójką dzieci. Ja – kawa i chwila oddechu, dzieci – zabawa z moją córką. Prosty plan, który rozsypał się szybciej niż klocki na mojej podłodze.
Zanim zdążyłam nalać kawy, jej młodszy syn zrzucił książki z półki i ułożył z nich rampę. Starsza córka otworzyła moje szuflady i sięgnęła po przybory do pracy, po chwili zostawiając na parkiecie kolorowe „dzieło”. Przyjaciółka spojrzała, uśmiechnęła się i rzuciła: „Oj tam, przecież to tylko dzieci – nie spinaj się”.
Ja sama mam dziecko – 5-letnią córkę. I wiem, że w tym wieku trudno o pełną kontrolę impulsów, ale od zawsze uczę ją podstawowych zasad: pytania o zgodę, szacunku do cudzych rzeczy, odkładania na miejsce. Widzę, jak bardzo tego potrzebuje, bo sama czuła się zagubiona, kiedy syn przyjaciółki zaczął wyrywać jej zabawki i biegać po mieszkaniu, robiąc z niego plac zabaw. Spojrzała na mnie ze smutkiem, jakby pytała wzrokiem, dlaczego ktoś może robić to, czego jej nie wolno.
To był moment, w którym poczułam, że nie chodzi o złośliwość dzieci – tylko o brak kierunku. O to, że nikt im nie powiedział: „Zatrzymaj się, to nie twoje”.
Czy dobre maniery stały się opcjonalne?
Zastanawiam się, kiedy zasady zaczęły być traktowane jak zamach na „swobodę dziecka”. Wiele razy słyszałam argument, że maluch musi się „wyszaleć”, że nie wolno go ograniczać, bo to hamuje kreatywność. Tylko że kreatywność bez granic często zmienia się w chaos – a czasem w zwykłą nieuprzejmość.
Moja córka potrafi bawić się intensywnie, ale wie, że w czyimś domu obowiązują czyjeś zasady. Widzę, że dzięki temu czuje się pewniej, bo wie, czego się od niej oczekuje. Widziała jednak, że dzieci przyjaciółki robią, co chcą, a ich mama nawet nie pomyśli, by je stopować. I to ją naprawdę poruszyło – pytała później, czy zrobiła coś złego, że zabierano jej zabawki.
A mnie po prostu zrobiło się przykro.
Szacunek nie jest staroświecki – jest potrzebny
Kiedy po wizycie zamknęłam drzwi i spojrzałam na salon, który wyglądał jak po przejściu huraganu, poczułam, że to nie chodzi o bałagan. Z tym sobie poradzę. Chodzi o poczucie, że granice – moje, mojej przestrzeni, mojego dziecka – zostały kompletnie zignorowane.
Nie chcę żyć w świecie, w którym oczekiwanie szacunku odbiera się jako „spinę”. Nie chcę też, by moja córka dorastała w przekonaniu, że wszystko wolno, bo „jest dzieckiem”. Widzę, że dobre maniery dają jej pewność i poczucie bezpieczeństwa. Zasady nie ograniczają – one uczą, jak być w relacji z drugim człowiekiem.
Dlatego coraz częściej myślę, że to nie dzieci mają problem. Dzieci potrafią się nauczyć wszystkiego. To dorośli czasem rezygnują z uczenia – w imię wygody, luzu albo lęku przed byciem ocenionym.
A później dziwią się, że inni czują się z tym źle. Tak jak ja tego dnia, kiedy zamiast miłego spotkania dostałam lekcję… że nie każda zasługuje na powtórzenie.
Zobacz także: „Nie potrafią trzymać ołówka ani iść do toalety”. Nauczyciele załamani współczesnymi dziećmi