Chwila narodzin dziecka to piękny czas, ale bez wątpienia powinno się to odbywać w warunkach bezpiecznych dla dziecka i mamy pod okiem doświadczonej pomocy. Pewna rodzina z Lubomina przeżyła jednak chwile grozy podczas porodu. Rodząca została odesłana ze szpitala bez pomocy. Urodziła na tylnym siedzeniu samochodu, w lesie przy minusowych temperaturach.

Reklama

Gdy odejdą wody

Późnym wieczorem 7 lutego pani Wiesława Rafałowicz dostała telefon od córki. Odeszły jej wody i pani Wiesława wiedziała, że muszą natychmiast jechać do szpitala. Choć planowali udać się do szpitala w Olsztynie, akcja porodowa zaczęła przebiegać tak dynamicznie, że postanowili podjechać do bliższego szpitala w Dobrym Mieście. Nie ma tam porodówki jednak liczyli, że uzyskają pomoc. Rodzice rodzącej poprosili pielęgniarkę o karetkę, która zawiezie ich córkę do Olsztyna. Wszystko działo się w dużych nerwach, bo poród przebiegał bardzo szybko. Niestety w szpitalu nie było wolnej karetki, a na izbie przyjęć usłyszeli, by zadzwonić na 112. Mimo wykonania telefonu, pomoc nie nadchodziła. Jak relacjonuje pani Wiesława, lekarz ze szpitala zasugerował, by jednak samemu jechać do oddalonego o 25 km Olsztyna. Przez cały czas rodząca krzyczała w bólach, a nikt z personelu nie sprawdził, w jakim jest stanie.

Rodzice rodzącej pozostawieni sami sobie, przekonani, że nie mają innego wyjścia, ruszyli do Olsztyna. Ponownie próbowali wezwać karetkę do córki, maluszek jednak nie chciał czekać. Kilka minut drogi od szpitala w Dobrym Mieście przy -10 stopniach wyszła główka. Przerażeni dziadkowie ostatecznie postanowili zatrzymać pojazd na ciemnym poboczu. Zszokowani przyjęli poród przy otwartych drzwiach (samochód był zbyt mały, by udało się inaczej). Maluszka owinęli w kurtkę, a pępowinę obwiązali kawałkiem koszulki. Dopiero wtedy nadeszła pomoc. Do rodziny podjechała karetka, ale nie taka wysłana do rodzącej, a przejeżdżająca w okolicy. Kobieta i dziecko zostali przewiezieni do szpitala w Olsztynie. Na całe szczęście maluszek i mama czują się dobrze.

Dlaczego nikt nie pomógł rodzącej?

Jak tłumaczy Mariusz Szubert, dyrektor Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Dobrym Mieście procedury zostały prawidłowo zastosowane. Szpital wezwał karetkę, a lekarz z izby przyjęć przeprowadził rozmowę z ojcem rodzącej. Przyznaje jednocześnie, że zabrakło ludzkiego podejścia i empatii. - Rozmawiam z personelem i uczulam, że procedury to nie wszystko, że do każdej sytuacji trzeba podchodzić indywidualnie. - tłumaczy Szubert. Nawet jeśli szpital nie ma porodówki, wydawałoby się, że posiada na tyle doświadczony personel, by pomóc rodzącej. Okazuje się, że nie dla każdego jest oczywiste.

Spotkaliście się z podobnymi absurdami wynikającymi z procedur szpitalnych? Napiszcie w komentarzach.

Zobacz także

Źródło: dobremiasto.wm.pl

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama