„Nie znoszę dzieci w restauracjach. Drą się, rzucają jedzeniem, a rodzice mają to wszystko gdzieś!” [LIST DO REDAKCJI]
Dziecko w restauracji – to jeden z tych tematów, które wzbudzają emocje zarówno wśród rodziców, jak i bezdzietnych. Ci pierwsi nie rozumieją, dlaczego mieliby chodzić wyłącznie do miejsc przyjaznych dzieciom. Dla tych drugich obiad w restauracji, kiedy przy stoliku obok siedzi kilkulatek, często zamienia się w koszmar.
- redakcja mamotoja.pl
Agnieszka nie rozumie rodziców, którzy przychodzą do restauracji razem z dziećmi – jej zdaniem maluchy są głośne i nieokiełznane, a rodzice często mają problem, by nad nimi zapanować. 34-latka stawia sprawę jasno: chcesz iść z dzieckiem do restauracji, zabierz je do baru szybkiej obsługi – przynajmniej nie narazisz się pozostałym klientom. Tylko czy wykluczanie rodzin z przestrzeni publicznej to dobre rozwiązanie? Chyba jednak nie…
Jeśli chcecie podzielić się z nami swoimi przemyśleniami, piszcie na adres redakcja@mamotoja.pl.
„Zabierzcie dzieci do Macdonalda, jeśli nie potrafią się zachować”
„Nic nie wyprowadza mnie bardziej z równowagi niż rodzice, którzy zabierają do restauracji swoje »bombelki«. Człowiek chce po pracy odpocząć, porozmawiać z przyjaciółkami czy partnerem, a siedzi jak na szpilkach i zastanawia się, czy nie dostanie zaraz makaronem w twarz.
Kilka dni temu poszłam z koleżanką do fajnej restauracji w Trójmieście. Już po wejściu do lokalu wiedziałam, że sezon wakacyjny w pełni – prawie wszystkie stoliki zajęte przez rodziny z małymi dziećmi. Zagryzłam zęby – okej, dam radę, przecież nie może być tak źle?
Usiadłyśmy przy stoliku, zamówiłyśmy, zaczęłyśmy rozmawiać i poczułam, że ktoś mnie DOTYKA. Odwróciłam się, a tam kilkulatka ze stolika obok – stoi i głaszcze mnie po włosach. Trochę mnie zamurowało, ale uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do rozmowy. Chwilę później to niewinne głaskanie przerodziło się w szarpanie!
Zwróciłam uwagę matce dziecka, że jej córka robi mi krzywdę i proszę, by jakoś nad nią zapanowała. Babeczka miła, niby przeprosiła i poprosiła córkę, żeby do niej wróciła, ale po chwili dodała: »No wie pani, ona ma teraz taką fazę – uwielbia bawić się włosami, zwłaszcza takimi długimi«. A, no tak, skoro uwielbia, to mam jej pozwolić wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy? Jakbym była dla niej jakąś żywą lalką?!
Rodzina dostała swoje zamówienie, po chwili kelner przyszedł też z naszymi daniami. Zanim zdążyłam się nacieszyć miłym wieczorem, ta dziewczynka znów była tuż obok mnie i znowu zaczęła mnie zaczepiać, jednak tym razem miała ręce upaćkane jakimś tłuszczem i keczupem, pewnie jadła frytki. Ludzie, skoro idziecie z dziećmi do fajnej restauracji i zamawiacie im frytki, to może po prostu zabierzecie je do Macdonalda? Naprawdę nie dziwię się restauratorom, którzy nie życzą sobie rodzin z dziećmi. Chociaż ta dziewczynka to pikuś przy tym, co zwykle obserwuję.
Dzieciaki się drą, biegają, rzucają tym jedzeniem, płaczą, a rodzice pochłonięci sobą mają to wszystko gdzieś. Czasem zwrócą uwagę, ale mam wrażenie, że nie bardzo im się chce coś robić. No bo niby co mają zrobić? Skoro nie umieli wychować swoich dzieci, niech jedzą w domu, a nie zabierają je do miejsc publicznych!”.
Co myślicie o restauracjach tylko dla dorosłych, bez dzieci? Powinny istnieć czy to wykluczanie dzieci i rodzin?
Zobacz także: