Dość plakatów o aborcji – nie chcę, by moje dzieci to oglądały!
Jestem megawkurzona. Sytuacja, jaka była udziałem mojej i setek czy tysięcy innych rodzin na Płowieckiej w Warszawie, jest absolutnie niedopuszczalna. Antyaborcyjne plakaty muszą zniknąć z polskich ulic!
Ruchliwa wylotówka na Lublin. Pędzę z trójką moich wiecznie rozgadanych dzieci do domu, na przedmieścia Warszawy. Pech chciał, że uniosłam głowę, i moim, naszym oczom ukazał się wielki billboard z poszarpanym płodem. Dzieci zamilkły, ja zamarłam. Po czym zalała mnie fala wściekłości. Nie zgadzam się na brutalną politykę antyaborcyjną na polskich ulicach! To nie miejsce ani czas na tak ohydne triki propagandowe!
Aborcja to nie temat dla dzieci
Mam trójkę dzieciaków: trzylatkę, dwunastolatkę i czternastoletniego syna. Tak zwane trudne tematy zawsze wprowadzaliśmy im (a raczej starszakom, mała jeszcze jest na innym etapie) z mężem stopniowo, odpowiednio do ich wieku i możliwości percepcyjnych. Dlatego tak wstrząsnął mną widok plakatu z poszarpanym płodem na pierwszym planie który wisi na wylotówce na Lublin w Warszawie.
Starsza córka widząc go zamarła, jedno spojrzenie na jej twarz powiedziało mi więcej o jej uczuciach niż mogłaby mi sama zdradzić. I wtedy poczułam wręcz wszechogarniającą wściekłość na ludzi, którzy – na pewno z Panem Jezusem i wzniosłymi słowami o ochronie życia poczętego na ustach – powiesili ten wielki, straszny plakat nad szosą, którą jeździ codziennie tysiące ludzi. Starszych, młodszych, z dziećmi i wnukami. Ludzi o różnych poglądach, ale z pewnością – z małymi, chorymi wyjątkami – którzy nie życzą sobie być bombardowani taki obrazami.
Chcemy sami decydować o tym, w jaki sposób nasze dzieci poznają temat aborcji! Nie chcemy natomiast, by robili to za nas księża czy aktywiści jakichkolwiek ruchów, zarówno pro-life jak i pro-choice. Uszanujcie nasz głos! Głos matek, ojców, babć i dziadków, którzy nie godzą się na wystawianie dzieciaków ani młodzieży na takie widoki.
To nie był pierwszy raz – nienawiść jest wszędzie
Od razu przypomniał mi się pewien ksiądz, który na mszy dla dzieci opowiadał o „dzieciaczkach rozpuszczanych przez wyrodne matki w kwasie solnym” czy tłumaczył, że feministki to nie kobiety. Moje dzieciaki wiedziały wtedy tyle, że feminizm to niezgoda nie nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn. Nie rozumiały, czemu ksiądz odmawia feministkom bycia kobietami... Nie rozumiały również, o jakim strasznym świecie opowiada ten pan... Śmierć przez rozpuszczanie dzieci? Gdzie tak jest i kto tak robi, mamo? Czy ty też jesteś zła, bo nie spodobało ci się, co mówi ksiądz?
My wyszliśmy wtedy z kościoła, ale ile osób zostało chłonąc tę mowę nienawiści? Z iloma maluchami nikt nie porozmawiał i zostały z tym niezrozumiałym komunikatem same?
Nie dawajmy się propagandzie, z którejkolwiek strony by nie pochodziła... Czy u was w mieście też maluchy narażone są na drastyczne obrazy? Nie chcemy, żeby im się to śniło po nocach! Nie chcemy, by ktoś „uświadamiał” je na siłę, w tym wieku!
Piszcie do sołtysa, burmistrza, prezydenta. Ja też napiszę!