Rasistowski atak miał miejsce na placu zabaw, na którym bawił się 9-letni chłopiec. Sąsiad nie tylko wyzywał i obrażał dziecko, ale także szarpał je za włosy.

Reklama

Chuligan zaatakował dziecko na Pradze-Południe w Warszawie

O incydencie poinformował redakcję Wyborczej Grzegorz Gniady, współpracujący z organizacjami działającymi w sprawie praw człowieka (np. Amnesty International):

„Piszę w sprawie rasistowskiego ataku na syna mojego przyjaciela z Pakistanu, Qaisera Mahmooda, który mieszka w Warszawie. 15 listopada 2020 roku 9-letni syn Qaisera Mahmooda został zaatakowany z pobudek rasistowskich na Pradze-Południe w Warszawie przez znanego chuligana” – napisał Gniady. Podał także nazwisko napastnika i kontakt do ojca chłopca.

Sytuacja miała miejsce, kiedy cała rodzina szykowała się do wspólnego spaceru, a synek Adam wyszedł na osiedlowe podwórko chwilę wcześniej. Tata chłopca nie kryje emocji, kiedy opowiada o tym traumatycznym wydarzeniu:

„Mężczyzna złapał mojego syna za kurtkę od przodu i pociągnął z całej siły. Potem chwycił za kaptur i za włosy. Krzyczał: »ty złodzieju, cyganie, czarnuchu!«. Syn wołał: »tata, pomóż!«, ale ja tego nie słyszałem” – relacjonuje Quaiser Mahmood. O całym incydencie opowiedziała mu pani ochroniarz, która była świadkiem zdarzenia i pomogła dziecku.

Zobacz także

Agresja na strzeżonym osiedlu

„Długo mieszkamy na tym osiedlu z żoną, prawie dziesięć lat. To osiedle grodzone, chronione. Zawsze było tu bardzo miło, każdy każdemu mówi »dzień dobry«. Tylko ten jeden sąsiad. Chuligan, narkoman. Wiecznie u nich są awantury. Dwa-trzy dni temu była policja u nich, to też słyszałem od pani z ochrony. Parę razy policja go zabierała w kajdankach” – wylicza ojciec zaatakowanego Adama.

Podobnych sytuacji było więcej: wyłamanie bramy, kiedy ochrona nie otworzyła mu jej na czas (o 4 nad ranem), atak na panią ochroniarz z nożem.

Kiedy obsługa osiedla zareagowała i powiedziała napastnikowi, że chłopiec jest mieszkańcem budynku – atakujący uspokoił się. Był jednak całkowicie pijany. Przeprosił ojca dziecka, ale ten nie przyjął przeprosin. Wezwał policję i zgłosił sprawę na komendzie.

Policja zniechęca do szukania sprawiedliwości

„Pan policjant na początku zachęcał mnie, żeby zastanowić się nad tym, czy to zgłaszać, bo mieszkamy na jednym osiedlu, żeby nie było gorzej, bo sytuacja może eskalować. Ale odpowiedziałem, że to mój obowiązek. Gdyby to dotyczyło mnie, to może bym to tolerował albo się dogadywał. W Warszawie na mieście to różnie bywa. Słyszałem już o sobie: ciapaty, czarnuch. Wyzwiska z daleka, wyśmiewanie się. Albo jak chciałem zaparkować samochód, a tam pani stoi na pustym miejscu. Mówię, że mam pierwszeństwo. A pani: »pan nie jest Polakiem, pan nie ma pierwszeństwa«. Ja dużo toleruję, ignoruję, nie wnikam. Szkoda czasu, zdrowia. Ale tu chodzi o mojego syna, który jest słaby, ma orzeczenia niepełnosprawności i ja tego nie odpuszczę” – tłumaczy tata chłopca i powtarza, że jednocześnie, syn w dalszym ciągu boi się wychodzić na podwórko.

Źródło: Wyborcza

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama