Jestem z natury spokojną osobą, ale wtedy natychmiast poprosiłam o rozmowę z wychowawczynią Hani. I bardzo poirytowana zapytałam, dlaczego nie odesłała do domu dziecka z widocznymi śladami ospy? Czy to, że tamto dziecko ma tak nieodpowiedzialnych rodziców, znaczy, że pracownicy przedszkola nie mają być odpowiedzialni za zdrowie innych dzieci?

Reklama

Mąż był dobrej myśli

Przedszkolanka twierdziła, że nic nie zauważyła. Że jeśli jutro zobaczy te krosty, to nie przyjmie dziecka do przedszkola. Tylko że dla mnie nie miało to już znaczenia. Po prostu czułam, że ta ospa się nam przydarzy właśnie teraz.

Mąż próbował mnie uspokajać. Że przecież jeszcze nic nie wiadomo. Że będziemy się martwić, jak zobaczymy u Hani objawy. Że na wszelki wypadek może Kubę wyprowadzić do babci na najbliższe dni. Cały Konrad…

Tak sobie myślę, że może gdybyśmy faktycznie wtedy Kubusia oddali do teściów, może by się nie zaraził. Bo oczywiście Hania zachorowała i go zaraziła.

Ospa już się goi, ale…

Dzieci siedzą w domu. Ospa już się goi (syn choruje od tygodnia). Co nie zmienia faktu, że za niespełna tydzień jest komunia. Tyle przygotowań, przejęcie Kuby, zaproszeni goście… No i najgorsze: nawet nie wiem, co się robi w takiej sytuacji, gdy dziecko nie może wziąć udziału w uroczystości. Czy wtedy przystępuje do komunii za rok? Mogłabym zapytać siostry katechetki, ale postanowiłam nie zdradzać, że Kuba ma ospę.

Zobacz także

Postanowiłam, że wszystko będzie tak jak miało być. Że syn pójdzie normalnie do komunii.

Ta myśl musiała kiełkować we mnie od samego początku, bo nikomu nie mówiłam, że dzieci mają ospę. Raz nawet skłamałam, że siedzą w domu, bo złapali jakiegoś wirusa i że na szczęście do komunii wszystko powinno być OK.

Zarazi innych? Moje dzieci też wiele razy cierpiały

Oczywiście wiem, że wszystko nie będzie OK.

Już mam potężnego moralniaka. Jeszcze jak się zarazi jakiś maluch, to pół biedy, ale jeśli zachoruje jakiś dziadek albo babcia? Przeczytałam chyba tysiące artykułów na temat przechodzenia ospy w starszym wieku. Nie pocieszyły mnie.

Mąż jak zwykle dziwi się, skąd u mnie to czarnowidztwo. I próbuje żartować, że najwyżej będzie „zaraza wśród księży” i że jak chwilę posiedzą w zamknięciu, to świat się nie zawali. I że przecież kogo jak kogo, ale księży to mi żal nie będzie.

Dobrze, może nie jestem jakoś specjalnie praktykującą katoliczką. Ale całe życie starałam się być w porządku wobec innych. Nigdy nie puściłam dziecka do przedszkola ani szkoły z katarem czy jak to się mówi „na syropie” [przeciwgorączkowym – red.] A moje dzieci chorowały – tak często właśnie przez czyjąś bezmyślność, nieuwagę, obojętność!

Przypominam sobie złość na matkę tamtej dziewczynki z krostami w przedszkolu i wyobrażam sobie, że ludzie będą się tak samo złościć na mnie. Bo te krosty na pewno się zejdą… Ale już postanowiłam. Najwyżej spróbuję pokryć krostki fluidem i pudrem. Na co liczę, pisząc ten list? Że wśród gradu obelg pojawi się choć jedna osoba, która pomyśli, że mnie rozumie. Że zrobiłaby tak samo.

Kasia

Zachowanie mamy chłopca jest skrajnie nieodpowiedzialne! Przestrzegamy przed takim postępowaniem: jeśli dziecko ma ospę, bezwzględnie powinno zostać w domu do całkowitego wyleczenia.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama