Reklama

Autor reportażu „Piżamki”, Janusz Schwertner, dotarł do osób, które były hospitalizowane w Szpitalu Mazowieckim w Garwolinie na oddziale leczenia nerwic. Przez 40 lat, do 2020 roku, szefową była tam psycholog Genowefa Pasik i to ona jest autorką systemu „leczenia” tam stosowanego. Pani psycholog odeszła na emeryturę, dostała medal „za zasługi dla ochrony zdrowia”. Nadal jest pracownikiem szpitala, a jej metody stosowane są do dzisiaj. Co to za metody?

Reklama

Terapia garwolińska: lekturka, piżamka, wierszyki

Grzeczni pacjenci, czyli niesprawiający problemów, niebuntujący się, niedyskutujący, nieprzeklinający, składający w kostkę ubrania, nieokaleczający się, niewstydzący się przebierać przy innych pacjentach, prawdomówni, nieprzysypiający na lekcjach, niepłaczący podczas rozmów telefonicznych z rodzicami i spełniający polecenia personelu, zyskują punkty, za które mogą otrzymać zgodę np. na wyjście na dwór lub na spacer z rodziną. Dodatkowe punkty można zdobyć za udział we mszy świętej. Pacjenci „trudni” natomiast tracą punkty i są karani w zależności od przewinienia.

Jak czytamy w reportażu Onetu, w garwolińskim szpitalu obowiązuje następujący system kar:

  • Odebranie ubrań i zmuszanie do chodzenia w szpitalnej wiekowej piżamie, która przypomina pasiak z Oświęcimia. W tej piżamie chodzi się w dzień i śpi w nocy, i tak do końca trwania kary.
  • Warunkiem zakończenia „piżamkowej kary” jest przeczytanie grubej lektury, np. „Quo Vadis” czy „Pana Tadeusza”. Znajomość lektury trzeba udowodnić – rozdział po rozdziale zdaje się przed „terapeutą”. Nie zdasz? Dalej nosisz piżamkę. Można za karę, za lżejsze przewinienia dostać samą lekturę, bez piżamki.

  • Zakaz wychodzenia na dwór. Ukarany piżamką lub lekturą przebywa tylko w swojej sali albo w świetlicy, z której okien może patrzeć na innych pacjentów przebywających na dworze.
  • Piżamka to także zakaz chodzenia na lekcje, co powoduje zaległości, które trzeba będzie nadrobić.
  • W przypadku całkiem łagodnej kary trzeba uczyć się na pamięć np. trenu Jana Kochanowskiego. Dopiero po bezbłędnym wyrecytowaniu utworu odzyskuje się prawo do wychodzenia na dwór.

Farmakoterapia nie ułatwia odbywania kar

System kar oraz odkupowania win byłby wyzwaniem nawet dla zdrowych dzieci. Jednak pacjenci z Garwolina faszerowani są często lekiem o nazwie Rispolept. Podaje się go na schizofrenię, a u dzieci można go podawać tylko w przypadku niepełnosprawności intelektualnej przy zaburzeniach zachowania. Nie wolno go stosować u pozostałych dzieci bez zgody rodziców, ale kto by się tym przejmował, prawda? Tak więc zaprawione silnie uspokajającym i pogarszającym koncentrację lekiem dzieci są upokarzane i zmuszane do intelektualnego wysiłku ponad ich siły.

Terapia behawioralna o 18:30

Dzień zaczyna się na oddziale o 6:30. Pobudka, gimnastyka, śniadanie, szkoła (jeśli akurat nie nosisz piżamki), terapia indywidualna i grupowa, obiad, odrabianie lekcji, zajęcia sportowe, plastyczne, socjoterapia, a wieczorem terapia behawioralna. Nawet jeśli w czasie wcześniejszych zajęć naprawdę przeprowadzana będzie jakakolwiek terapia, to po behawioralnej samopoczucie pacjentów z pewnością znowu się obniży. Bo terapia behawioralna to 45 minut, podczas których publicznie odpytuje się dzieci z ich sprawowania w ciągu dnia oraz z karnych lektur i wierszyków. Publicznie wytyka im się kłamstwa i odbiera punkty. To kolejne stresujące doświadczenie, na które narażone są leczone tu dzieci z depresją lękową i innymi zaburzeniami.

Co na te metody inni specjaliści?

Janusz Schwertner rozmawiał o metodach stosowanych w Garwolinie z psychiatrą dziecięcą Agnieszką Dąbrowską. A ta mówi wprost: „Brak mi słów. To nie są metody terapeutyczne, tylko systemowe upokarzanie i znęcanie się nad dziećmi. […] Te piżamki i wierszyki przypominają tortury...”. I dodaje: „Strach nie jest motywacją w procesie terapii! […] Dziecko wychodzi stamtąd z dwoma przeświadczeniami. Po pierwsze, jak najdalej trzymać się od psychiatrów i psychologów. Po drugie, nigdy więcej nie przyznać się do złego nastoju albo myśli samobójczych. I jakoś radzić sobie samemu. […] Przeraża mnie, że to się ciągle dzieje”.

Jak, do licha, jest możliwe, że w XXI wieku, na dziecięcym oddziale psychiatrycznym dzieją się takie rzeczy? Tego naprawdę nie można wytłumaczyć brakiem pieniędzy na psychiatrię dziecięcą. To jest po prostu skandal.

Przeczytaj też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama