Julia nie miała prawa rozumieć czegokolwiek z mojego zachowania, ale… Instynktownie musiała czuć brak mojej miłości, bliskości, spokoju. I tę trwogę, kiedy głodna płakała i tęskniła, a ja zostawiłam ją samą.

Reklama

Po porodzie nic do niej nie czułam

Ciąża od początku do końca przebiegała prawidłowo. Fizycznie czułam się świetnie – ani razu nie wymiotowałam, nie puchły mi nogi, nie kręciło mi się w głowie. Jedyne co fizycznie dało mi w kość to to, że w ostatnich tygodniach w ogóle nie mogłam spać. Wszyscy mówili: śpij, bo jak dziecko się urodzi, to ze snem może być słabo… A ja co noc zasypiałam dopiero o świcie.

Julia urodziła się siłami natury. Wszystko trwało cztery godziny. Bez żadnych komplikacji. Ale po porodzie nic do niej nie czułam. Dziewczyny, z którymi leżałam na sali, pomagały mi ją przewijać i przebierać. Pamiętam, że o ile pierwszego dnia otaczały mnie wsparciem – potem zaczęły się na mnie wściekać. Że jestem nieprzytomna, że czas się obudzić, że mam się ogarnąć… A ja czułam się jak kukła, do której docierają tylko strzępki rzeczywistości.

Nic nie było normalnie

Przez pierwsze dwa tygodnie w domu był z nami mąż. Bardzo mi pomagał. Widział, że coś jest nie tak, ale był tak wpatrzony w małą, że na mnie nie starczało jego uwagi. Robił przy niej niemal wszystko. Ja tylko karmiłam ją piersią.

Po dwóch tygodniach wrócił do pracy i wtedy zaczęło się najgorsze. Na samą myśl, że mam zostać sama z Julką przez cały dzień – chciało mi się wyć. I wyłam. Z każdym dniem było coraz gorzej. Mąż wracał z pracy i zastawał mnie zapłakaną albo wściekłą. Jadł coś i zabierał nas na spacery. W sumie to Julkę, bo ja najczęściej wolałam zostać w domu. Żeby płakać i zadręczać się wyrzutami sumienia, że w ogóle zdecydowałam się na dziecko. Zresztą nie chciało mi się ubierać, czesać, myć…

Zobacz także

Nic nie było normalnie. A Julka rosła i spała coraz mniej, częściej domagając się mojej opieki. Płakała coraz częściej i coraz głośniej.

Wyrywałam sobie włosy garściami

Ten jej płacz był nie do wytrzymania. Kiedy ją nakarmiłam – odkładałam do łóżeczka i wychodziłam z pokoju, zamykając drzwi. Nie mogłam słuchać jak płacze – byłam pewna, że cierpi przeze mnie, a ja nic nie mogę zrobić. Bo nie umiem. Pewnego dnia byłam na siebie tak wściekła, że złapałam się za głowę i wyrwałam sobie garść włosów. Potem to zaczęło się powtarzać. Aż było widać łyse placki.

Czułam, że wariuję, że nie wytrzymam. Że temu dziecku dużo lepiej będzie bez takiej matki. Straciłam pokarm. W dzień, w którym to odkryłam, że właściwie nie mam mleka i Julka płacze wniebogłosy, bo pewnie jest głodna – nie wytrzymałam. Odłożyłam ją do łóżka i wybiegłam z domu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i uciekłam. Biegłam przed siebie i płakałam.

„Wróciłam”

Kiedy wróciłam do domu, mąż już był. Chodził z małą po mieszkaniu i próbował ją uspokoić.

Nie wiem, na jak długo zostawiłam ją samą… Za karę w łazience wyrwałam kolejne garście włosów.

Mąż już wcześniej prosił, bym poszła do lekarza. Dotarło do mnie, że potrzebuję pomocy. Powiedziałam mężowi, żeby poszedł do apteki po mleko i buteleczkę, bo nie mam pokarmu. Kiedy wyszedł – wzięłam córeczkę na ręce, przytuliłam. Od razu się uspokoiła i zasnęła. To był dzień, kiedy poczułam, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej to, czego potrzebuje. Bo przecież jest dla mnie najważniejsza.

Depresja to choroba

Nie pamiętam, co mówił lekarz, co ja mówiłam. Dostałam leki. Mąż znów wziął urlop. Z każdym dniem czułam, że jestem bliżej Julii i że wracam do siebie. Zaczęłam odkrywać macierzyństwo – wreszcie docierało do mnie, że potrafię być mamą.
Byłam rok pod stałą opieką lekarza psychiatry i psychologa.

Depresja to choroba. Może mieć różne oblicza. Dziś wiem, że terapię powinnam rozpocząć dużo wcześniej. Gdyby małej coś się stało, kiedy nie było mnie przy niej – na wszystko byłoby za późno.

Dlaczego to piszę? Bo uważam, że nie ma sensu czekać, aż los daje ostatnią szansę. Jeśli czujecie, że coś jest nie tak – po prostu pozwólcie sobie pomóc.

Klaudia

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama