Dwoje dzieci to podwójne obowiązki i mogłoby się wydawać, że życie z dwójka dzieci jest znacznie

Reklama

trudniejsze niż bycie mama jedynaka. Jednak doświadczenie zdobyte przy pierwszym dziecku jest jak koło ratunkowe, które pomaga nie popaść w macierzyńskie doły. Przeżycie pierwszego roku z dwójką dzieci, to spore wyzwanie, ale i ogromna lekcja, która nauczyła mnie:

  1. Wszystko, co złe i trudne szybko przemija (za chwilę nie będę nawet o tym pamiętać). Każdy niełatwy etap w rozwoju mojego pierwszego dziecka (bezsenność, płacz, ząbkowanie) wydawał mi się nie mieć końca. Miałam wrażenie, że to nigdy nie minie, a ja popadnę w obłęd. Nie raz płakałam w poduszkę z braku sił spowodowanych niekończącymi się bezsennymi nocami czy wiecznym płaczem mojego dziecka. Teraz patrząc na to z perspektywy czasu (i kolejnych dzieci), wiem, że były to tylko kolejne etapy w życiu małego człowieka, które jak szybko się pojawiły, tak minęły. Przy drugim dziecku, kiedy np. nie chciało samo zasypiać, nie panikowałam, wiedząc, że to tylko taki moment w jego życiu, który minie (w końcu do 18 urodzin nie będzie spać ze mną w łóżku).
  2. Nie zrobię wszystkiego, co powinnam i nie obwiniam się za to. Bywają momenty, kiedy każde z moich dzieci chce czegoś ode mnie dokładnie w tej samej chwili. Do mnie należy wybór, które z dzieci będzie musiało poczekać. Mimo że zajmując się danym dzieckiem, drugie wtedy patrzy na mnie z wyrzutem i łzami spływającymi po policzkach, nie czyni to ze mnie złej matki.
  3. Każde dziecko jest inne i nie ma sensu ich porównywać. Jedno z moich dzieci nigdy nie poznało smaku smoczka (z czego byłam dumna), kolejne zaś nie było w stanie odkleić się od niego. Jedno zaczęło chodzić przed ukończeniem roku, drugie długo z tym zwlekało. Nie wyrywałam włosów z głowy w obawie, że moje dziecko nigdy nie zrezygnuje wykorzystywania rąk przy chodzeniu i na zawsze pozostanie w pozycji raczkującej. Lista różnic w rozwoju czy charakterach moich maluchów byłaby tak długa, że z pewnością nie wytrwałabyś do jej końca. Skoro i tak nie wszystko zależy tylko od sposobu, w jaki je wychowuję, mogę trochę wyluzować (cała ich przyszłość na szczęście nie leży wyłącznie w moich rękach).
  4. Nie trzeba mieć wszystkich możliwych gadżetów, by uszczęśliwić dziecko. Trzeba przyznać, że przy pierwszym dziecku, każdy gadżet jak wiaderko do kąpieli, leżaczek z wibracjami czy kolejna zabawka interaktywna wydawały mi się niezbędne. Zanim urodziło się kolejne, zdążyłam schować je głęboko w piwnicy. Przy drugim dziecku zupełnie o ich zapomniałam i wyjęłam, gdy nie były już potrzebne. To nauczyło mnie, że wszystkie te przedmioty nie są niezbędne, a dziecko i bez nich jest szczęśliwe.
  5. Muszę płynąć z prądem, by nie zwariować. Muszę przyznać, że lubię organizację i zaplanowany czas. Pomaga mi to uporządkować nasze dni. Gdy jednak sięgam pamięcią do najwspanialszych dni spędzonych z dwójką dzieci, nie było w nich zbyt dużo planowania. Dzieci potrafią rozchorować, się na kilka godzin przed długo planowanym wyjazdem, ulać na wymarzoną sukienkę na pięć minut przed wyjściem z domu. Ścisłe trzymanie się harmonogramu graniczy z cudem. Oczywiście mamy ogólny plan dnia, ale dzięki nim nauczyłam się być otwarta na zmiany i czasem niczego nie planować.
Reklama

Zobacz też: 8 różnic w wychowywaniu pierwszego a następnego dziecka

Reklama
Reklama
Reklama