Reklama

Moja zdeklarowana bezdzietna sąsiadka dawno temu pożaliła mi się, jak to z niczym nie nadąża. Że po pracy od razu biegnie na kurs angielskiego, potem na siłownię, po drodze do domu jakieś zakupy... Wraca padnięta około 23 i starcza jej energii tylko na obejrzenie filmu. Zaczęłam się śmiać, że nie ma na co narzekać, bo przecież przynajmniej robiła to, na co miała ochotę, a ja w tym czasie musiałam odrobić lekcje z dziećmi, przygotować obiad itp. itd. Teatralnie rozłożyła ręce i stwierdziła: "Olka, no przecież sama chciałaś mieć dzieci".

Reklama

Chciałam. I nie żałuję (choć rodzicielstwo rzeczywiście nie zawsze oznacza, że wszystko robię z ochotą, weźmy choćby wspomniane odrabianie lekcji). Ale mam już dość tej wyższości bezdzietnych z wyboru.

Dzieciaci powinni być cicho

Przeczytałam jakiś czas temu artykuł o polskich plażach. Że obciach, tłok, brzydko, niemodnie. No i te polskie rodziny! Rozwrzeszczane bachory, które mają czelność biegać po piasku, krzyczeć, domagać się głośno swojej mamy, robić tłok na brzegu. A czasem, o zgrozo, nawet płaczą!!!
I te matki – w zbyt kusych kostiumach, bo miały czelność zbytnio przytyć w ciąży – zupełnie niepodobne do bezdzietnych współplażowiczek z wspaniałym biustem, który nie posłuży do tak niskiego zadania jak karmienie dziecka, fee.
No co, ja też umiem się naśmiewać!

Bezdzietnym się należy

W kolejce po socjalne bony z okazji świąt usłyszałam kiedyś narzekanie bezdzietnej z wyboru kobiety, że ona nie rozumie, dlaczego ci z dziećmi dostają więcej. Bo niby dzieci to coś wyjątkowego? Przecież sami chcieli, to mają. No mają. Nie tylko dzieci, ale też więcej wydatków. I nie ma się co unosić, że chcieli. Czy taka wolna kobieta bez zobowiązań choć raz pomyślała, kto będzie płacił na jej emeryturę? Że niby sama sobie na nią zarabia? Teoretycznie, bo w praktyce nie tak są zbudowane finanse państwa (wystarczy zajrzeć do jakiegokolwiek ekonomicznego podręcznika).

Egoizm i brak tolerancji

Bezdzietni z wyboru są bardziej egoistyczni. Nie mają dzieci, bo lubią siebie, wolny czas i brak odpowiedzialności. Nie przekona mnie argument, że odpowiedzialność za siebie to to samo co odpowiedzialność za dziecko – wiem lepiej, bo doświadczyłam obu, bezdzietny – nie.
Bezdzietni są mniej tolerancyjni. Przeszkadza im płacz (a czasem nawet śmiech) dziecka, dzieciatym nie – i to nie chodzi tylko o osobiste dzieci. Dzieciaci wiedzą, że młody człowiek tak już ma i kropka. Bezdzietni nie chcą plaży z rodzinami na piasku, restauracji czy hotelu przyjaznych rodzinie, bo ich zdaniem życie ma się dostosować do nich, nie odwrotnie. Oj, brzmi groźnie, bo gdyby przypadkiem okazało się, że życie ma nasze wymagania w nosie?

Matki i ojcowie są górą!

Pociesza mnie myśl, że bezdzietni z wyboru nigdy nie doświadczą tego całego ogromu wspaniałych i niepowtarzalnych uczuć związanych z rodzicielstwem. Choć i na to pewnie znajdą kontrargument, przytaczając historię jakiegoś syna, który zabił matkę, córki, która okradło swój rodzinny dom itp. itd. I właśnie za to nie cierpię bezdzietnych z wyboru.

Reklama

Zobacz: 5 świetnych kampanii promujących macierzyństwo

Reklama
Reklama
Reklama