Poranek zaczynasz od krzyku na dziecko, które nie dość cicho, nie dość szybko, nie dość sprawnie rozpoczyna dzień. Po południu masz ochotę gryźć ze złości, która rozsadza cię od wewnątrz – ciągle ktoś czegoś od ciebie chce, ktoś wciąż płacze, coś stale wymaga zrobienia, a co z tobą? Może ty też czegoś chcesz, może ty też masz prawo do 5 minut dla siebie? Te pytania wypływają na powierzchnię wieczorem, kiedy odsyłasz dziecko do łóżka z zaciśniętymi w gniewie ustami, po tym, jak 500 razy musiałaś odpowiedzieć jeszcze na jego "mamo, mamusiu", napoić, nakarmić, mimo że wcześniej nie było przecież głodne, nie chciało mu się pić, nie musiało iść siusiu... Tym razem wrzeszczysz więc na męża, który nigdy nie jest wystarczająco zaangażowany, czuły i uważny. Co się stało z twoim życiem? Nie tak to miało przecież wyglądać!

Reklama

Nic nie działa na złość

Starasz się. Obiecujesz sobie/dziecku/mężowi, że to się nie powtórzy, że będziesz bardziej cierpliwa, że nauczysz się panować nad złością. Czytasz wszystko, co jest do przeczytania na ten temat w internecie, kupujesz poradniki, łykasz walerianę, popijając ją melisą. Wychodzisz do innego pokoju, głęboko oddychasz, zamykasz się w łazience i gryziesz ręczniki, liczysz do 10, 30, 100. Wszystko na nic. Po pewnym czasie nie pamiętasz już, jak to było nie złościć się. Gniew czujesz stale. Twoje dziecko zaczyna się ciebie bać, twój mąż schodzi ci z drogi. To tylko potęguje złość, przecież nie jesteś potworem! Przy najbliższej okazji nie omieszkasz wykrzyczeć tego domownikom w twarz.

Niech ten świat zniknie!

W końcu czujesz, że nie dasz tak dłużej rady. Gdybyś tak mogła tylko położyć się i nie wstawać. Gdyby to wszystko mogło zniknąć. Tylko nic nie znika. Nic się nie zmienia. Wszystko jest bez sensu. Nie prosiłaś się o takie życie! Do tego te wyrzuty sumienia: kochasz swoje dziecko nad życie, chcesz dla niego jak najlepiej, a wiesz, że twoja złość je krzywdzi w niewyobrażalny sposób. Co dalej? Jak żyć?

Dwa scenariusze życia

W pierwszym scenariuszu nie robisz nic. Jesteś coraz bardziej zgorzkniała, coraz bardziej rozgniewana. Porozumiewasz się prawie wyłącznie krzykiem, czasami wrzeszczysz tak, że zdzierasz gardło. Dziecko coraz bardziej cię unika, w przyszłości będzie mieć masę problemów, słabą relację z tobą i mnóstwo uzasadnionego żalu.

W drugim scenariuszu idziesz po pomoc. Psychoterapia. Psychiatra. Okazuje się, że ta złość była objawem depresji. Ale jak to? Czy depresja to nie leżenie w łóżku z nieumytymi włosami i próby samobójcze? Nie zawsze. Złość może maskować depresję. A ta może pojawić się m.in. przez życie w ciągłym stresie. Dopóki nie otrzymasz prawidłowej diagnozy, nie odczujesz ulgi. Jeśli lekarz przepisze ci leki, nie martw się. Każdego dnia będziesz widziała, że jest trochę lżej, trochę łatwiej... A w końcu (i to całkiem szybko!) zauważysz, że właśnie minął pierwszy od dawna dzień, w którym nie podniosłaś głosu. Złość będzie już pojawiać się tylko w uzasadnionych sytuacjach i nie będzie wymykać się spod kontroli. Odzyskasz dziecko. Męża. Życie.

Zobacz także

Jeśli więc czujesz, że pierwsza część tekstu jest o tobie, idź do specjalisty. Nie odkładaj tego na później. Zrób to dla siebie. Pewnie – zrobisz to też dla dziecka i męża, ale chwilowo masz chyba dosyć robienia wszystkiego dla innych, prawda? Dlatego zrób to dla siebie. Proszę. Depresja jest najgorsza przed diagnozą.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama