Joanna Moro (29 lat), jest aktorką teatralną i telewizyjną. Popularność zdobyła, grając tytułową rolę w serialu „Anna German”. Obecnie można zobaczyć ją w „Blondynce” w TVP 1. Jest laureatką Wiktora Publiczności 2013 i mamą dwóch synów: czteroletniego Mikołaja oraz półtorarocznego Jeremiego.

Reklama

Ostatnio koleżanka, mama dwóch synów, powiedziała mi, że ich wychowanie przypomina spacer podczas huraganu. Też tak masz?

Nie, moi synowie nie są huraganem. To wielkie przytulanki. Są całuśni i jestem pewna, że w przypadku małych chłopców to jest reguła. Często mówię, że w ten sposób natura wynagrodziła nam – matkom synów – to, że kiedyś oni odejdą z rodzinnego domu i w dorosłym życiu nie będą już tak bardzo związani z rodzicami, jak córki.

Zobacz także

Ty jesteś związana ze swoimi rodzicami?

Bardzo, choć nigdy nie mówię – jak niektóre moje koleżanki – że mama to moja najlepsza przyjaciółka, z którą np. mogłabym się pokłócić. Z rodzinnego domu wyniosłam przekonanie, że rodzice to są rodzice. Moja mama jest dla mnie – jakby to ująć? – pewnego rodzaju świętością. Osobą, którą darzę ogromnym szacunkiem. Ale to też działa w drugą stronę: moja mama też mnie szanuje. Bardzo uważa, by nie narzucać mi swego zdania, np. jeśli chodzi o wychowanie dzieci. Jest blisko nas, dużo nam pomaga – całe lato spędziła z nami, opiekując się wnukami – ale jednocześnie wie, że każdy ma swoje życie. Nie ocenia mnie, ale wspiera.

Skoro mówimy o ocenach: sporo w internecie krytyki na twój temat. Że dużo pracujesz, wyjeżdżasz…

Ja już się na krytykę w internecie uodporniłam, choć dalej uważam, że nie jest ona nikomu do niczego potrzebna: ani mnie, ani innym matkom, które ją czytają. Tak, zdarza się, że wyjeżdżam na kilka tygodni do pracy, ale nie uważam, żebym przez to wyrządzała moim synom krzywdę.

Jak oni znoszą te twoje wyjazdy?

Pamiętam, jak bardzo się bałam przed moją pierwszą rozłąką ze starszym synem. Miałam jechać do pracy na Krym na dwa tygodnie. Mikołaj miał wtedy ponad rok, przesypiał już całe noce, kilka tygodni wcześniej odstawiłam go od piersi, ale i tak martwiłam się, jak zniesiemy te dni bez siebie. Zdążyłam jednak wylecieć tylko na jedną noc, bo dostałam wiadomość, że zdjęcia zostały przełożone. Drugiego dnia wracałam szybko do domu, gdzie, jak pewnie się domyślasz, okazało się, że Mikołaj wcale nie odczuł mojego braku. Byli z nim dziadkowie, a przede wszystkim jego tata, więc czuł się bardzo bezpiecznie. Przespał ślicznie noc, jadł ładnie, bawił się. Mama jest mamą, ale to nie znaczy, że na okrągło musi być z dzieckiem.

Sprawdź: Coach radzi: pomiędzy karierą a domem znajdź czas na siebie

Zabierasz jednak czasem chłopaków ze sobą?

Nieraz tak. Pokazuję im Litwę, Ukrainę, Rosję. Wierzę, że raz rozbudzona ciekawość świata zostanie w nich już na zawsze.

Po sukcesie serialu „Anna German” stałaś się sławna i… wycofałaś się. Wybrałaś drugą ciążę.

Nie będę tutaj kreowała się na Matkę-Polkę, ale z drugiej strony głęboko ufam, że wszystko, co mnie spotyka, to spotyka mnie w najlepszym możliwym momencie. Dlatego nigdy niczego nie żałuję. Poza tym nie sądzę, że osiągnęłabym tyle w życiu, gdyby nie moje dzieci.

Co masz na myśli?

Że to właśnie dzięki dzieciom mam mobilizację do działania. Dlatego tych, co narzekają na brak czasu, namawiam do powiększania rodziny. Zresztą zawsze im więcej dzieci, tym lepiej.

No to teraz muszę zapytać o twoje plany…

Nie mówię nie! Na razie planuję odpocząć, bo to jest jednak trudne: i dużo pracować, i opiekować się niemowlakiem. Ale kiedyś? Zobaczymy.

Czytaj także: 7 ćwiczeń na powrót do formy po ciąży

Rozumiem, że po dwóch razach nie boisz się już ani ciąży, ani porodu.

Generalnie pamiętam tylko dobre rzeczy, więc nie mogę sobie też przypomnieć, żebym podczas porodów przeżywała jakieś trudne chwile. To może kwestia nastawienia? Jeszcze w ciąży myślałam: „Dam radę!”. Zresztą powtarzam sobie to bardzo często – i to działa.

Nigdy nie miałaś nawet chwili załamania, kiedy właśnie myślałaś: „Już dłużej nie dam rady”?

Oczywiście są momenty trudne. Pamiętam np. 1. dobę po narodzinach Mikołaja. Urodził się nad ranem, więc siłą rzeczy wcześniej cała noc była nieprzespana, potem cały dzień też nieprzespany, po tym dniu noc sama z dzieckiem. A że ja rodziłam w państwowym szpitalu, więc leżałam na sali poporodowej z innymi mamami, przez co kolejnej nocy również nie był łatwo. Dzieci płakały, świeciło się światło, w kółko wchodziły położne… Więc kiedy rano przyjechał do nas mój mąż, to ja już byłam cała zapłakana. Scena jak z dramatu: dziecko płacze, ja płaczę, powtarzam w kółko, że sobie nie radzę.

I jak się ten dramat skończył?

Przede wszystkim szybko. Zostawiłam Mikołaja z tatą, wyszłam na korytarz, wypłakałam się, wzięłam parę oddechów. Powiedziałam sobie, że od dzisiaj jest inaczej, że po prostu muszę wziąć odpowiedzialność za czyjeś życie – bo to było dla mnie najtrudniejsze. Wróciłam na salę i już było dobrze.

Więcej kryzysów nie było?

Cały pierwszy miesiąc przy Mikołaju był dla mnie trudny, zresztą ciągle, jak wiele matek, mam dni, kiedy marzę o odpoczynku. Ale już nie płaczę, tak jak wtedy w szpitalu. Raczej szukam spokoju w sobie.

Polecamy: 5 pytań o baby blues i depresję poporodową

No, dobrze, to już nie o kryzysach, ale o radości. Co lubisz najbardziej w byciu mamą?
Czuć zapach swoich dzieci. Przytulać się i wdychać. To naprawdę uwielbiam.

Wywiad z Joanną Moro został opublikowany w 10. numerze „Mamo, To Ja” 2014 r. Sprawdź, co w najnowszym numerze „Mamo, To Ja”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama