„Jak Pani zamierza wychować to dziecko? Mam pacjentkę, ma padaczkę, teraz rodzina ma problem”. „Rodzimy naturalnie, da Pani radę. Właściwie rodzi się mięśniami gładkimi, a u Pani jest dysfunkcja mięśni szkieletowych”. „Pracuje Pani? I jak sobie radzi? Bo z takim schorzeniem to jest ciężko”.

Reklama

„Jeśli planujecie jeszcze dziecko, musimy rodzić naturalnie, bo nie można zrobić kolejnej cesarki. Drugie dziecko... No, w waszym przypadku chyba niekoniecznie”. Tydzień później, leżąc na stole operacyjnym w innym szpitalu, usłyszałam krzyk mojego dziecka. Płakało. Ale ja nie płakałam. Wtedy byłam szczęśliwa i wdzięczna, że personel małego szpitala potraktował mnie jak człowieka.
Jak matkę.

Wiedziałam też, że żaden lekarz nie ma prawa użyć takich zdań, jakich użyto w stosunku do mnie. Żaden, nawet najlepszy specjalista nie może kwestionować mojego prawa do posiadania dziecka. Bo jestem słabsza? Tak, jestem niepełnosprawną mamą Gosi, ale nie pół-mamą, mamą gorszą, kochającą swoje dziecko mniej niż inne mamy. Jestem mamą, która bez zastanowienia oddałaby życie za swoją córkę. Decydując się na dziecko, wiedziałam, że będzie ciężko. Będzie trudniej niż zwykle. Ale życie bez dziecka nie miało sensu. Jeszcze przed porodem wychodząc po badaniach ze szpitala, byłam pełna obaw. Przecież nawet lekarz dał mi do zrozumienia, że sobie nie poradzę. Niepełnosprawna mama – to, jego zdaniem, nie powinno się zdarzyć. Zdarzyło się całkiem spodziewanie, po prawie trzech latach starań, pod okiem lekarzy specjalistów. Z zaleceniami, ostrzeżeniami, dobrymi i złymi rokowaniami. Mój cud się zdarzył i trwa nadal. Moje dziecko jest zdrowe, silne i piękne.

Wiem, że jeszcze nie raz usłyszę niemiły komentarz, bo macierzyństwo nie zaskakuje tylko wysypką na pleckach, bolesnym ząbkowaniem, katarem, odparzeniem na pupie czy odpieluszkowym zapaleniem skóry. Zaskakuje, gdy moja córka stanie sama w łóżeczku, powie „mama”, pogłaszcze kota. I wtedy, gdy ktoś obcy powie mi, że nie mam prawa jej mieć. Mam! Jestem takim samym człowiekiem jak inni, kocham ją tak samo jak inne mamy swoje dzieci i mówię jej to każdego dnia. To, ile trudu wkładam w to, żeby być mamą, wiem tylko ja i moje dziecko. Najważniejsze, że jesteśmy razem. Mija rok, odkąd życie moje, Gosi i taty Kamila jest piękniejsze. I jeśli znów ktoś powie mi, że jest inaczej, obiecuję, że ugryzę!

Reklama

Felieton nagrodzony w „Twoim Dziecku” nr 3/2016
Zobacz zasady Konkursu na Felieton w miesięczniku „Twoje Dziecko”.

Zobacz także
Reklama
Reklama
Reklama