Reklama

Akademia Młodych Rodziców to zbiór najważniejszych eksperckich porad dla rodziców niemowląt. Chcemy, by rodzice sięgali po specjalistyczną wiedzę, by słuchali lekarzy, położnych, bo dzięki temu mogą mieć pewność, że ich dziecko będzie zdrowe i bezpieczne.

Reklama

Kiedy zadzwoniłam do Agnieszki Włodarczyk z zaproszeniem do Akademii i prośbą, by została jej ambasadorką, natychmiast się zgodziła. Bo podobnie jak my, uważa, że mamy powinny słuchać specjalistów. Aktorka zgodziła się także opowiedzieć o swoim macierzyństwie i pierwszych miesiącach z synkiem Milanem.

Jak wyobrażała sobie Pani bycie mamą, zanim Pani mamą została?

Dla mnie to była przede wszystkim abstrakcja. Temat ciąży już na samym początku wydawał mi się nie do przebrnięcia. Byłam wręcz pewna, że spotkają mnie wszystkie najgorsze rzeczy z tym związane. Mdłości, ból w krzyżu, no i te dodatkowe kilogramy… Koszmar! Wyobrażałam sobie, że będę hipopotamem (którym zresztą pod koniec byłam), a po porodzie jeszcze długo nim zostanę. Myślałam, że z racji wieku będzie mi ciężko zrzucić kilogramy, więc pozostanę już taką mamasitą do końca życia.
Tymczasem ani w ciąży nie obchodziło mnie to, że przybieram na wadze, ani po ciąży – że waga długo spada, a brzuch jest konsystencji galaretki. Hormony zrobiły swoje. Kochałam i akceptowałam wszystkie zmiany, które we mnie zachodziły, za co mogę podziękować mojemu Robertowi. To dzięki niemu było mi tak lekko przez to przejść.

A jak poradził sobie w roli taty?

Robert jest ode mnie rocznikowo osiem lat młodszy i wydawało mi się, że większość rzeczy przy dziecku będę robiła ja. Bardzo się myliłam! Fajne jest też to, że nigdy nie bałam się małego z nim zostawić, a wiem, że niektóre matki mają z tym problem. Robert jest odpowiedzialny, troskliwy i myślący. To ostatnie wbrew pozorom nie jest takie oczywiste w przypadku młodych ojców. Pamiętam, że kiedyś spytałam go, co byśmy zrobili, gdyby mały się zakrztusił. A on ze spokojem mi wyjaśnił wszystko krok po kroku. Zanim został strażakiem, wiele lat pracował jako ratownik, więc szkolili go na wypadek takich sytuacji. Poczułam ulgę.

Co zaskoczyło Panią w rodzicielstwie?

Że jest łatwiej, niż myślałam. Że nie wszystkie dzieci nie dają spać, że nawet jeśli nie dają, to nie jest koniec świata. To da się przeżyć. Zaskoczyło mnie też to, że biorąc pod uwagę całą dobę, śpię najwięcej w swoim życiu! Bo dosypiam czasem przy małym w ciągu dnia. Mogę sobie na to pozwolić, bo jestem influencerką i mogę pracować o dowolnej porze.

Pisała Pani na swoim profilu, że początki macierzyństwa były trudne, a zwłaszcza karmienie piersią. Jak udało się Pani przezwyciężyć kłopoty?

Dzisiaj zastanawiam się, czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że macierzyństwo jest trudne. W zasadzie jedynym problemem na początku była laktacja, ale szybciutko wyszłam z opresji dzięki Ani Bulczak z „Zaufaj Położnej”. Zabawne, bo ja ją sobie wyszukałam na Instagramie. Oglądałam jej live i stwierdziłam, że chciałabym z taką położną rodzić. Z różnych powodów do tego nie doszło, ale zyskałam fajną koleżankę, do której zawsze mogłam zadzwonić i poprosić o poradę dotyczącą nie tylko laktacji, ale przybierania na wadze, kolek itd. Która poprowadziła mnie za rękę przez pierwsze tygodnie życia Milana.

Czy to laktacyjne problemy okazały się najtrudniejsze, czy było to jednak coś innego, np. zmęczenie?

Cóż, zabawne jest to, że macierzyństwo potęguje amnezję na jego trudy :) Więc po dziewięciu miesiącach pamiętam tylko miłe chwile. Wróć! Jakiś czas temu Milan rzeczywiście dał nam popalić – rosły mu zęby.

A jakie chwile z synem lubi Pani najbardziej?

Poranki, kiedy jest wyspany. W oczach widać szczerą radość i szczęście. Powala nas swoim uśmiechem. Możesz być najbardziej niewyspana na świecie, ale ten uśmiech rekompensuje wszystko. No i karmienie. Nigdy bym nie przypuszczała, że to taka magia. Natura to pięknie wymyśliła.

Znajduje Pani czas na odpoczynek? Czy raczej syn wypełnia wszystkie wolne chwile?

Jestem w tej komfortowej sytuacji, że zrezygnowałam z pracy zawodowej, czyli w konkretnych godzinach, i zostałam influencerką. Odpoczywam więc przy Milanie, kiedy śpi, czasami zasypiam razem z nim. Na aktywny odpoczynek nie mam ochoty ani siły, póki co. Zresztą zawsze byłam… leniwa?

Czasem mamy mówią, że mają dość, pojawiają się u nich myśli, że wolałyby cofnąć czas na ten sprzed narodzin dziecka, kiedy mogły cieszyć się swobodą i wolnością. Czy zdarzają się Pani takie chwile kryzysu?

Mam zupełnie inaczej. Ja się już „nażyłam”. To są plusy późnego macierzyństwa. Nie masz poczucia, że coś cię omija. Nie wyobrażam sobie już życia bez małego. Byłoby takie dążące do niczego… A tak mam nowe cele.
Jeśli chodzi o kryzysy, to może są dopiero przede mną. Przecież jestem młodą mamą. Wróć! Może nie młodą, a świeżo upieczoną.

To jako świeżo upieczona, ale też trochę już doświadczona mama, bo przecież Milan ma już ponad dziewięć miesięcy, co poradziłaby Pani innym rodzicom?

Nie jestem doświadczoną mamą, bo mój synek ma DOPIERO dziewięć i pół miesiąca :) Wciąż się uczę, ale to, co mogę poradzić, to przede wszystkim nie brać sobie do serca obiegowych opinii na temat trudów macierzyństwa. Tekstów typu: „Wyśpij się na zapas”, „Teraz to dopiero się zacznie” i innych straszaków. Nie bać się. Nie ulegać presji ze strony otoczenia dotyczącej sposobu karmienia itd. Słuchać siebie i reagować na to, co dzieje się z maluszkiem. Czasami on sam pokaże dobre odpowiedzi. A czasami trzeba będzie poradzić się kogoś mądrzejszego, doświadczonego. Lekarza, położnej… Ale przede wszystkim radzę nie martwić się na zapas.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama