Reklama

Szanowne czytelniczki i czytelnicy, to nie będzie miły odcinek, przy którym będziecie się śmiać i ocierać łzy wzruszenia. Jeśli ktoś z was jest przekonany, że opieka nad dziećmi to tylko radość i uniesienie, niech nie czyta tego, co poniżej, bo będzie rozczarowany.

Reklama

Tata ma dosyć siedzenia w domu

Prawda jest taka, że mam już dosyć. Dosyć siedzenia w domu, dosyć opiekowania się dziećmi, karmienia ich, ubierania, przewijania i nowych zabaw. Marzę o tym, żeby wyjechać stąd gdzieś daleko do ciepłych krajów, najlepiej nad jakieś piękne morze (Śródziemne), leżeć na plaży, popijać zimne napoje przez słomkę i czytać książki.

Aha, oczywiście chciałbym wyjechać sam, bez dzieci! No, ewentualnie z żoną...

Szybko się zniechęciłem, co? A jestem na urlopie wychowawczym dopiero pół roku... Czy powinienem mieć z tego powodu wyrzuty sumienia? Czy wszyscy inni rodzice są ideałami i nigdy nie mają chwil zwątpienia? Czy wszyscy inni tak bezgranicznie kochają swoje dzieci i są w nie tak wpatrzeni, że nie mają problemów z czerpaniem siły, by przetrwać z nimi kolejny dzień? Nie mam pojęcia.

Ciągła opieka nad dzieckiem to ciężka praca

Co właściwie się dzieje? Właściwie nie dzieje się nic. Po prostu dopadła mnie proza życia. Każdy dzień jest taki sam, łudząco podobny do poprzedniego. Wstawanie, ubieranie, śniadanie, drugie śniadanie, bajka w telewizorze, kupa w pieluszce, i jeszcze jedna, spacer, obiad, podwieczorek, znów kupa, kolacja, kąpiel... I jeszcze wieczny bałagan w mieszkaniu, w którym ledwie się mieścimy. Wszędzie, w każdym kącie są zabawki, które co pewien czas usiłuję sprzątać.

Męczy mnie powtarzalność każdego dnia. Budzę się zniechęcony. Niby wszystko toczy się według utartego schematu, a mimo to mam wrażenie, jakbym stracił kontrolę nad własnym życiem. Moje własne dzieci, które przecież kocham ponad wszystko i za które oddałbym życie, zaczynają mnie irytować. Agatka ciągle czegoś ode mnie chce.

– Zrób mi picie. Nie w tym żółtym kubeczku. W czerwonym! Z dziurkami. Sok wlej na górę.
– Proszę bardzo, kochanie.
– Ale sok miał być niezamieszany! – krzyczy nagle i zaczyna płakać. A jak się uspokoi, to zgłasza kolejne zachcianki: daj mi płatki, zdejmij tę bluzeczkę, daj sukieneczkę, poczytaj bajeczkę albo włącz bajeczkę.
– Oglądałaś już dzisiaj.
– Ale ja chcę!!!

Cierpliwość taty na urlopie wychowawczym się kończy

Ratunku! Niech ktoś mnie stąd zabierze! Czy ja jestem ojcem swoich dzieci, czy tylko ich służącym? Kubuś nie potrafi jeszcze powiedzieć, czego chce, więc ciągle jęczy. Z nim jest trudniej, ale to przynajmniej jakieś wyzwanie dla intelektu. Trochę jak zagadka kryminalna do rozwiązania. Sztuka dedukcji jest tu niezbędna. Skoro jęczy, to coś mu dolega. Tylko co? Pełna pielucha? Pusty żołądek? Za ciasny bodziak? Zimne rączki? Daj jakiś znak. Mrugnij lewym okiem czy coś. A może po prostu się nudzisz?

Jeszcze zanim urodziło się moje pierwsze dziecko, obiecałem sobie, że w moim domu nigdy nie będzie kar cielesnych. Że choćby nie wiem co, na moje dzieci nigdy nie podniosę ręki. Nie dostaną nawet symbolicznego klapsa. Ale, uwierzcie mi, są chwile, kiedy ręka naprawdę mnie świerzbi... Agatka jest już w takiej fazie swojej zazdrości (pisałem o tym przed miesiącem), że chwilami nie sposób się z nią normalnie dogadać. Bywa po prostu nieznośna. A ja bywam bezradny. I w takich momentach wydaje mi się, że jedyne wyjście to przełożyć ją przez kolano...

Wtedy szybko wychodzę do drugiego pokoju i liczę do 10, a czasem nawet do 20. Zaś w zupełnie krytycznych chwilach walę pięścią w ścianę i przeklinam pod nosem. Mam z tego powodu straszne wyrzuty sumienia. I, przyznam szczerze, jestem załamany samym sobą... Bo przecież dopiero w chwilach próby okazuje się, jacy naprawdę jesteśmy. Wydawało mi się do tej pory, że ja jestem oazą spokoju. Tymczasem pół roku z dziećmi sprawiło, że coraz częściej czuję się jak sfrustrowany nerwus.

Każdy dzień w domu jest taki sam

I każdego dnia patrzę błagalnie na zegar w kuchni, który wyjątkowo ociężale odlicza minuty do powrotu mojej żony z pracy. Ależ te dni się dłużą... A poza tym nawet jak ona już wróci, to i tak wcale nie mam wolnego. Bo jeszcze trzeba dzieciom dać kolację, wykąpać i położyć do łóżka. I kiedy już to wszystko zrobimy, to okazuje się, że jest późny wieczór i właściwie najlepiej byłoby kłaść się spać. Bo przecież rano, skoro świt, usłyszę na pewno z ust mojej ukochanej księżniczki: – Tato, zobacz, już jasno. Wstawamy!

Mam wrażenie, że wszyscy inni rodzice wokół mnie doskonale dają sobie radę z okiełznaniem swoich pociech. I tylko ja jestem takim nieudacznikiem. Poza tym brakuje mi ludzi, brakuje mi szumu miasta, wyjść do sklepu, kina, kawiarni. Golę się raz na tydzień, rzadko obcinam włosy i najczęściej chodzę w dresie. Przecież w domu i tak nikt mnie nie ogląda, co najwyżej listonosz raz na dwa tygodnie.

Powrót do pracy po urlopie wychowawczym: kiedy?

Czuję się czasem jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Czy jest z niej jakieś wyjście? Oczywiście, że jest. Zatrudnić opiekunkę i wrócić do pracy. Małgosia cały czas powtarza mi przecież, że w każdej chwili mogę wrócić. Tylko czy to ma sens, kiedy właśnie idzie lato? Oczywiście, że nie ma. Zamierzam więc pozbyć się frustracji i cieszyć słońcem. Do pracy oczywiście wrócę, ale najwcześniej po wakacjach.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama