Reklama

Warszawska szkoła podstawowa nr 109 w Wawrze. Godzina 8:45. Wita nas ogromna wrzawa. Trwa przerwa, więc musi być głośno :) Stoimy pod klasą, gdy nagle wychyla główkę drobniutka, śliczna dziewczynka. To Kasia. Za chwilę ona oraz jej koleżanki i koledzy będą uczyć się udzielania pierwszej pomocy. – Takie chucherko? – myślę – Jak da radę wykonywać uciśnięcia klatki piersiowej? No nie wiem... – powątpiewam i razem z fotografem wchodzę do sali.

Reklama

Na początek film, jak udzielać pierwszej pomocy

Justyna Kaźmierczak, nauczycielka angielskiego i instruktorka pierwszej pomocy (wcześniej jej udzielania uczyła harcerzy) oraz wychowawczyni klasy II C Katarzyna Staniec zapraszają dzieci do obejrzenia krótkiego filmiku z Doktorem Kręciołkiem w roli głównej. Film jest rysunkowy, przystosowany idealnie do percepcji drugoklasistów. Kręciołek wyjaśnia w nim powoli i precyzyjnie, jak komuś pomóc, zanim przyjedzie pogotowie ratunkowe. Mówi i o ważnych telefonach, i o łańcuchu przeżycia (założę się, że niewielu dorosłych go zna), i o technice resuscytacji. Jak się później dowiaduję, film jest jednym z materiałów przysyłanych przez WOŚP do szkół, które biorą udział w programie. Szkoła podstawowa
w Wawrze korzysta z materiałów już piąty rok i ma zamiar robić to nadal.

Nauka pierwszej pomocy to nie nudny wykład

Po obejrzeniu filmu pani Justyna zaprasza dzieci na dywan. Siedzą w kole i rozmawiają. Nauczycielka zadaje pytania, dzieci odpowiadają. Czasem ktoś się pomyli, ale szybko inny uczeń koryguje jego wypowiedź. Jasne, jest przy tym trochę przekrzykiwania, bo przecież to nie spotkanie ambasadorów, tylko pełnych energii dziewięciolatków. Ale nie o to chodzi, by każdy czekał na swoją kolej. Tu idzie o udzielanie pierwszej pomocy, trzeba działać szybko! Wcale się nie dziwię, że dzieci są rozemocjonowane.

Te emocje doskonale studzi pani Justyna. Każe dzieciom odliczać do czterech (uczniowie z przyzwyczajenia robią to po angielsku, przecież mają zajęcia z belfrem od angielskiego!). Nauczycielka na chwilę także przechodzi na obcy język i mam wrażenie, że bardzo wszystkim ten układ się podoba – taka nauka dwa
w jednym. – Uczę dzieci pierwszej pomocy i angielskiego – wyjaśnia mi później – Czasem przy okazji przerabiania jakichś słówek z dziedziny zdrowia zupełnie płynnie przechodzimy w sferę nauki udzielania pierwszej pomocy. To bardzo dobra metoda, bo uczniowie często w ten sposób zdecydowanie łatwiej obie rzeczy zapamiętują.

Dzieci uczą się pierwszej pomocy w przystępny sposób

Jak się okazuje, odliczanie było celowe – dzieci w ten sposób podzieliły się na cztery grupy. Każda z nich otrzymała kredki, karton i polecenie narysowania łańcucha przeżycia. – Dzieci w tym wieku są bardzo ruchliwe – tłumaczy mi pani Justyna po lekcji. – Nie usiedzą długo w miejscu i nie skupią się na jednym zadaniu. Dlatego staram się tak przeprowadzać lekcje z pierwszej pomocy, by uczniowie co jakiś czas zmieniali swoją aktywność: pokazuję film, proszę o narysowanie czegoś, rozmawiam i organizuję zajęcia praktyczne.

Wszystkie grupy po kilku minutach kończą swoje prace i wieszają je z dumą na tablicy. A potem opowiadają o tym, co narysowały i dlaczego. – Najpierw jest telefon, następne są uciśnięcia, ale u nas to raczej wyszło zombie – wyjaśnia jeden z uczniów, patrząc krytycznie na rysunek swojej grupy. Kilka osób się śmieje, ale nauczycielka szybciutko chwali rysunek i prosi, by dzieci opowiadały dalej. Następny w kolejności jest defibrylator. Dzieci doskonale znają to słowo i wypowiadają je bezbłędnie, choć wcale nie tak łatwo je wymówić. Widać, a raczej słychać, że nie jest im obce. Wiedzą, do czego defibrylator służy, co więcej, potrafią odpowiedzieć na pytanie, gdzie go można znaleźć.

[CMS_PAGE_BREAK]

Nauka pierwszej pomocy w praktyce

Dzieci znowu wracają do kółka. Nauczycielka najpierw zadaje pytania, jak krok po kroku postępować, gdy zobaczymy kogoś nieprzytomnego. W odpowiedziach pomagają podręczniki, które zostały przesyłane przez WOŚP do szkół uczestniczących w programie Ratujemy i Uczymy Ratować.

– Staraliśmy się tak przygotować materiały dla uczniów i nauczycieli, – wyjaśnia Małgosia Bochniak, instruktorka i koordynatorka programu – by były urozmaicone i pozwalały na przyswajanie wiedzy jak największą ilością zmysłów. Są wśród nich podręczniki dla uczniów i nauczycieli, filmy, telefony tekturowe, tablice edukacyjne, no i oczywiście fantomy. Wszystkie te materiały są przesyłane bezpłatnie.

Sprawdź też: Jak dzieci uczą się ratować życie – opowiada Jurek Owsiak

Jak się okazuje, ta powtórka jest niezwykle przydatna, bo zaraz po niej zaczynają się zajęcia praktyczne. Pani Justyna pokazuje na fantomie, krok po kroku, jak udzielić pomocy osobie poszkodowanej. Woła do fantoma, prosi o pomoc jedno z dzieci, rozpoczyna resuscytację. Jest cicho, naprawdę cicho. Dzieci przyglądają się, jakby oglądały ważny spektakl: z zapartym tchem, przejęte, z powagą. Taka sytuacja może przytrafić się każdemu, warto dokładnie ją prześledzić! Po całym pokazie dzieci przynoszą fantomy i same rozpoczynają resuscytację. Z podziwem patrzę na małe rączki, które mocno, precyzyjnie i z zapałem uciskają klatkę piersiową fantoma. To naprawdę trudna praca. Wie o tym każdy, kto choć raz wziął udział w kursie udzielania pierwszej pomocy. Ćwiczyłam resuscytację i mam świadomość, że to duży wysiłek. Naprawdę!

– Czasem zarzuca się, że nauka resuscytacji małych dzieci jest bez sensu, bo one nie potrafią jej prawidłowo wykonać. Po pierwsze, nie zawsze to prawda – przekonuje Małgosia Bochniak. – Fundacja dostaje czasem informacje o przypadkach, kiedy dziecko dzięki takiej wiedzy ratuje życie dorosłym, bywa że rodzicom. Ostatnio dostaliśmy taki sygnał z Kielc – tam życie swojej mamie uratował Bartek. Cieszymy się z każdej takiej informacji. To krzepi. Po drugie, chodzi nie tylko o naukę resuscytacji, ale także o wyrobienie od najmłodszych lat nawyku udzielania pomocy – nie mamy być sparaliżowani strachem, tylko działać. To na pewno lepsze rozwiązanie niż niezrobienie niczego.

Dzieci wiedzą, że warto znać zasady udzielania pierwszej pomocy

Rodzice uczniów szkoły podstawowej nr 109 są zadowoleni, że ich dzieci znają zasady udzielania pierwszej pomocy. Dlatego bardzo chętnie zgodzili się, bym obejrzała te zajęcia i mogła na własne oczy sprawdzić, czy to w ogóle ma sens. Ma. Ogromny! Po lekcji potwierdzili to sami uczniowie. – Kiedy idziesz sobie ulicą i widzisz osobę poszkodowaną, możesz nie wiedzieć, co robić, a przecież trzeba jej pomóc – tłumaczył mi z przejęciem Paweł. – Jak zemdleje tata albo mama – przekonywał Dominik – nie tylko zadzwonimy po karetkę, ale zanim ona przyjedzie, będziemy już mogli pomóc. – To jest po prostu potrzebne – krótko stwierdziły Kasia i Zuzia.

Wszyscy jednogłośnie zawyrokowali, że nie boją się sytuacji, w której mieliby udzielić pomocy, że dzięki zajęciom mają szansę się z nimi oswoić (– No może tylko krwi się boję – szczerze przyznała Zuzia). Wszyscy też stwierdzili zgodnie, że resuscytacja wcale nie jest taka trudna, trzeba ją tylko poćwiczyć. To zdanie warto chyba zapamiętać szczególnie, bo pokazuje, jak niewiele czasem trzeba, by uratować komuś życie...

Reklama

Czytaj też: Pomaganie – jak go nauczyć, by dziecko było wrażliwe?

Reklama
Reklama
Reklama